Część Bez tytułu 2

243 34 24
                                    

takie tam urywki... bo nie wiem jak się znowu zabrać za pisanie :/



Harry stał w sypialni jak słup. Albo jak żołnierz na apelu. Najpierw patrzył w ścianę ale kiedy Louis odezwał się podążył za nim wzrokiem.

-Harry? Czy wiesz co teraz zrobimy? – alfa czuł się nieswojo. Nigdy nie musiał korzystać z prostytutek czy gumowych lalek. Omegi same pchały mu się do łózka. Był dość bogaty, a perspektywa przejęcia przez niego całego biznesu i możliwość wydawania jego pieniędzy zawsze rozkładała im nogi. Teraz miał przed sobą swoją własną omegę i on nie był zainteresowany. A przecież muszą jakoś zrobić to dziecko na które upierał się jego dziadek w testamencie. Ma 28 lat do trzydziestki musi mieć potomka inaczej cała firma idzie w obce ręce. Chłopak spojrzał na niego, potem na łóżko, potem znów na niego. Czekał na polecenie... Louis westchnął. Poczuł przez chwilę, że jest złym człowiekiem, a potem wytłumaczył sobie, że w ten sposób Harry będzie miał godna opiekę do końca życia, nawet po śmierci jego czy jego matki, bo przecież ich dzieci się nim zajmą. – Harry połóż się na łóżku. Na brzuchu.

Chłopak wykonał polecenie baz słowa. Jak zwykle. Louis miał wrażenie, że szklane oczy przybrały bardziej szmaragdowy odcień, ale to mogło być również wina przygaszonego światła lampki nocnej. Usiadł koło niego i delikatnie zsunął mu spodnie od piżamy. Harry miał naprawdę zgrabna pupę. Louis pogłaskał mięsisty pośladek. Chłopak na chwile się spiął.

-Postaram się być tak delikatny jak to możliwe... - westchnął Louis klękając na materacu. Zsunął spodnie od piżamy Harry'ego aż do kostek, a potem rozwarł krągłe pośladki.

888

Leżał na nim. Jego knot wciąż znajdował się w środku. Harry przez cały proces wydawał się nie zainteresowany. Do czasu aż Louis dotknął go w kroku i zorientował się, że Harry jest podniecony. Pomasował chwilę twardy członek a chłopak pod nim jęknął w poduszkę dochodząc. To trochę oczyściło sumienie alfy. Jego omedze przynajmniej fizycznie było dobrze, to pocieszające. I tak czuł się jakby go gwałcił.

Teraz leżał na szerokich plecach chłopaka i wdychał jego zapach. Delikatnie pogłaskał zmierzwioną burze loków.

-Oh... Harry gdybyś tylko był normalny... - westchnął gdy knot trochę się rozluźnił. Wstając pocałował blade czoło omegi. Naciągnął mu z powrotem spodnie od piżamy i przykrył go kołdrą. Harry jak na rozkaz zamknął oczy.

888

Louis z dnia na dzień zaczął rozumieć na czym polegały te przebłyski Harry'ego o których mówili Des i Anne. Kiedy bywali na większych zakupach w hipermarkecie Harry zawsze trzymał się blisko koszyka. Potrafił odejść na kilka metrów od Louisa ale zawsze pozostawał w tej samej alejce. Czasem stawał naprzeciwko jakiejś półki i uparcie się w nią wpatrywał. To oznaczało, że czegoś chciał, ale nigdy po to nie sięgał. Możliwe że Anne nauczyła go ze niewolno ściągać niczego z półek, a może miał świadomość, że decyzja nie należała do niego. Louis zauważył to dopiero za którymś wyjściem i nie miał serca odmawiać tej niemej prośbie.

-Harry? Chcesz te płatki? Te z miodem i orzeszkami? – zapytał podążając za szklanym wzrokiem wielkiego dziecka. Harry oczywiście nie odpowiedział, więc Louis wziął pudełko do ręki po czym podał je chłopakowi. Harry przytulił płatki do piersi i powędrował żeby wrzucić je do koszyka. Tak Louis uczył się ze Harry mimo sporego otępienia miał jakieś upodobania. Harry miał też charakter, jeśli jakiś produkt mu nie pasował potrafił go z uporem wyjmować z kosza i odstawiać na półkę. Tak było z paczką ulubionych serowych chipsów Louisa. Co Louis je włożył do kosza to Harry z kamienna mina je wyjmował. Louis nie mógł na niego nakrzyczeć bo to by nic nie dało, jednocześnie był tak zirytowany że miał ochotę go zostawić w tej alejce i wrócić do domu tylko z chipsami. –Hazz... kochanie... - wycedził w końcu trzymając swojego chłopca za ramiona – kupuje je dla siebie. Nie musisz ich jeść. One są dla mnie... - wsadził chrupki powoli do kosza. Harry złapał je natychmiast i odłożył. Louis sapnął. Gdyby to nie było niemożliwe , powiedziałby że przez twarz Harry'ego przebiegł mały złośliwy uśmieszek. Schował czipsy pod pachę. Nie pozwoli temu warzywu wygrać!

Louis wybierał właśnie zapach kostek toaletowych i płynu do dezynfekcji kiedy zorientował się ze w alejce jest sam. Pierwszy raz od kilku tygodni był w alejce sam.

-Harry? – zawołał z nadzieją ze chłopak jest tuż za rogiem i zaraz zobaczy jego rozczochrana czuprynę – Hazz? – zawołał głośniej. Oczywiście Harry by nie odpowiedział, ale reagował na wołanie i zwykle natychmiast się pojawiał. Nie tym razem. Louis zostawił wózek . Żołądek podszedł mu do gardła. Obiecał opiekować się nim i go zgubił. To nie tak że Harry był czterolatkiem i każdy pedofil na niego czekał, ale jednocześnie Harry BYŁ CZTEROLATKIEM! Nawet nie, czterolatkiem, dwulatkiem. I właśnie zaginął. Wszystkie najczarniejsze myśli przeszły prze głową Louisa łącznie z gwałtem, porwaniem, morderstwem i sprzedaniem narządów Harry'ego na czarnym rynku. Ślicznych zielonych oczu Harry'ego jakiemuś obrzydliwie bogatemu chińczykowi. Albo całego Harry'ego baronowi narkotykowemu. Obiegł market w kółko, zaglądając w każdą alejkę. Nic. Będzie musiał poprosić obsługę, przejrzeć monitoring... I wtedy spojrzał na dział który nie przyszedł mu do głowy. Jego kudłata żyrafa stała sobie wśród wieszaków z ubraniami. Właściwie ubrankami. Stał tam naprzeciwko jakiejś kobiety z obsługi i po prostu się uśmiechał pokazując jej swoje urocze dołeczki. Czyżby rozmawiał? Nie to było niemożliwe. Louis wpadł między wieszaki niczym huragan.

-Harry? Hazz? – prawie miauknął ze ściśniętym gardłem, a jego głos wyrażał głęboka ulgę.

-Dziecko... - wyartykułował zielonooki z uśmiechem na ustach – dziecko...- powtórzył, i dopiero w tej chwili Louis zobaczył jak swoimi dużymi dłońmi miętosi białe welurowe śpioszki.

-Tak kochanie to jest dla dziecka... - głos Louisa drżał. Pogłaskał go po ramieniu i po policzku, a Harry przytulił twarz do jego dłoni. Kobieta z obsługi patrzyła na te scenę ze zdziwionym ale czułym uśmiechem. – Mój mąż miał wypadek... Od dwóch lat jest trochę... uszkodzony... - Louis czuł że musi jakoś wyjaśnić dziwna sytuację. Kobieta pokiwała głową ze zrozumieniem.

-Macie państwo dzieci? – spojrzała na Harry'ego nadal tulącego ubranko.

-Nie...

-On chyba by chciał...- popatrzyła na dwie głowy wyższego od niej dzieciaka.

-Tak... tak myślę... - odparł Louis, niepewnie, bo przecież to on chciał mieć dziecko Harry nie miał za bardzo prawa głosu, a jednak...

-Powodzenia. – kobieta poklepała Harry'ego po dłoni i uśmiechnęła się do Louisa. Stali tam jeszcze chwilę. Louis zastanawiał się nad tym jak wiele Harry rozumiał z ich sytuacji. Jak dużo musiał kojarzyć skoro potrafił połączyć jego ciągłe gadanie o dziecku z ubrankami dla niego. Może w tej głowie było zdecydowanie więcej niż mówią lekarze. Kiedy wrócą do domu poszuka rehabilitanta na kilka godzin w tygodniu. Jeśli dla Harry'ego jest szansa, musi z niej skorzystać. Jako przyszły ojciec ich małej gromadki zasługiwał przynajmniej na tyle.

-Hazz... kochanie nie znikaj mi tak. Myślałem że ktoś mi cię ukradł... - powiedział obejmując go w pasie i przytulając. Harry spojrzał na niego z góry, oczy miał nadal błyszczące mimo że uśmiech już powoli znikał mu z twarzy. – Chcesz to kupić? – zapytał Louis , nie oczekując odpowiedzi. Oczywiście że Harry chciał mieć te śpioszki, inaczej nie wziąłby ich do ręki. Louis wysupłał mu je z dłoni. Hazz podążył za nimi tęsknym wzrokiem. – Chodź, kupie je, ale mamy jeszcze cała listę do zrobienia.

Harry podążył za nim jak szczeniak na smyczy. Kiedy Louis włożył szmatkę do kosza Harry nie odstępował go na krok jakby pilnował żeby ich czasem nie odłożyć. Serce Louisa robiło dziwne rzeczy w jego piersi a oczy trochę piekły od kurzu.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 13, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Laleczka. Larry Stylinson ZAPOWIEDŹWhere stories live. Discover now