1

1.9K 82 16
                                    

* Nathaniel

Zaczerpnąłem ostrego dymu we własne płuca, delektując się lekkim podrażnieniem rozciągającym się na całej długości podniebienia. Przymknąłem powieki, odchylając głowę ku chmurzastemu niebu.
- To moje miejsce - wychrypałem przez rozdźwięczone gardło od znikomego kontaktu z ludźmi.

- Miałeś kiedyś złamane serce? Miałeś chwile, w których uświadamiałeś sobie jak bardzo bezwartościowy jesteś? - dziewczyna załkała ledwo słyszalnie. Przeniosłem na nią melancholijne spojrzenie, a zmarszczki na moim czole minimalnie pokryły się z krzaczastymi brwiami.
- Nie - spięła się na moje słowa, co zabawnie wyglądało w połączeniu z jej wystarczająco zatraconym spojrzeniem.

Burgundowe loki bezwiednie opadały na jej wąskie ramiona, swoją posturą gniotąc prostą sukieneczkę, obciskującą jej ciało.

Uczęszczaliśmy do wspólnego liceum. Chodziliśmy do równoległej klasy. Kto by się spodziewał, że jej niezgrabne podanie na wychowaniu fizycznym to jej ostatnie podanie.

Rzuciła mi przelotne spojrzenie, jakby oczekując podjęcia za nią odpowiedniej decyzji. Ekscytuje mnie to. Strach to jedyna ludzka emocja, którą jestem w stanie zrozumieć. Zawachała się, zginając trzęsące się nogi. Zrobiła jeden krok w tył, odsuwajac się od przepaści. Drobne dłonie zacisnęła na przeblakłożółtych barierkach, szkolnego dachu, spojrzeniem maltretując - z tej odległości postrzegane jako miniaturki - nowoczesnych budynków i kwiecistych drzew.

- To mnie przytłacza. Ta sytuacja jest dla mnie katorgą. Przekraczając barierkę byłam tego pewna. To dziś miałbyć dzień kiedy moje ramiona otuli anioł stróż, zabierając mnie wraz ze sobą z tego przeklętego świata. Te problemy... Od dziś miały stracić na wartości. Byłam tego pewna. Jestem tego pewna, więc dlaczego się waham? Boję się? - szeptała, gdyż nie było ją stać na mocniejszy ton głosu.

- Nie obchodzi mnie to - podeszwą czarnych kozaków zgniotłem wypalonego papierosa.
- No tak, nawet dla takiego ścierwa jak ty moje życie nie jest znaczące. Nie jestem już tu nikomu potrzebna. - Pominąłem określenie padające z jej ust. To dosyć często spotykane przezwisko.

- To skacz - odpowiedziałem, a zgodnie z moim poleceniem kolana burgundowowłosej ugięły się pod naporem przytłaczających emocji. Stopy postawiły dwa kroki w przód, balansując jej ciałem to ku odchłani, a nierozpatrznym życiem którego symbolem stał się murowany dach liceum. Krzyki dobiegające z końca budynku nasycały zdeterminowaniem dziewczynę.

Jeden moment, szybka sekunda, a moje oczy przypatrywały się bezwiednie opadającemu ciału z budzącej grozę wysokości. Nawet głośny trzask kości i nawoływania imiona dziewczyny nie wskrzeszyły we mnie resztek emocji.

Naprawdę jestem pojebany. Nie czuję nic. Bawi mnie to. Nie. Gdyby jeszcze mnie to bawiło, szansa na moje wyzdrowienie unosiłaby się w powietrzu. Ale jest mi to kompletnie obojętne. Jestem obdarty z uczuć do tego stopnia, że przekonałem dziewczynę zakończyć własny żywot, aby się upewnić, że nie zrobi to na mnie wrażenia.

Chore, nie? Zamazałem granicę między dobrem a złem. Zasady moralne oraz etyczne mnie nie dotyczącą. Jestem nie normalny, ale dopóki mi to odpowiada nie zamierzam nic zmieniać.

- Ty! - pięść osoby za mną zacisnęła się na moim barku, obracając mnie w stronę adresata czynu. Przeniosłem wzrok na oprawcę zaczerwionego śladu na moim ciele.
- Co jej zrobiłeś popaprańcu?! - wątłej postury brunetka ostatkiem sił utrzymywała emocje na wodzy, starając się na mnie nie rzucić ze szponami. Zaszklone oczy tworzyły akompaniament wraz z trzęsącą się karminową wargą dziewczyny.

- Starałem się przekonać, że to zły pomysł - przerwało mi silne uderzenie z otwartej dłoni w policzek.
- Kłamiesz! - na dobre pozwoliła uczuciom znaleźć ujście w postaci potoku łez na twarzy.
- Alison kochała życie! Namówiłeś ją do tego pojebie! Niszczysz każdego w tej budzie ty zasrany psychopato! - roztrzepana podnosiła głos, przeplatając słowa przesiąknięte nienawiścią z pełnym żalu płaczem. Przeleciałem wzrokiem po bliższych wejściach, upewniając się, że przez najbliższe kilka minut arsenał gapiów jak i całej służby ratowniczej będzie obsiadywał parter, tuż przy zwłokach burgundowowłosej.

Podsycanie do samobójstwa jest pod surową karą.

- No i? - parsknąłem śmiechem, podchodząc w stronę przerażonej dziewczyny. Nachyliłem się nad jej pociągającą szyją pełną karminowych znamion. Zagadka dotyczącą jej tożsamości rozwiązana.
- Inna sprawa - przegryzłem płatek ucha szkolnej kurtyzany, czemu towarzyszył pomruk zdegustowania dziewczyny.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć, że o całym zajściu dowiedziałaś się dopiero po fakcie. Dlaczego nie wyszłaś kilka sekund wcześniej, nie wyglądasz na zmachaną po wdrapaniu się na sam dach. Wygląda mi na to, że czekałaś - jej ciało z każdym moim słowem coraz bardziej się napinało, a z jej ust wydobywał się przeciągły szloch.
- To nie tak, że bałaś się spojrzeć w jej oczy? - zadałem retoryczne pytanie odsuwajac się od niej.

Minąłem ją pozostawiając brunetkę w ciągłej rozpaczy. Kolejne bezwartościowe ścierwo.
- Wolałaś przeczekać sytuację, a w rolę dobrej przyjaciółki wcielić się już po wszystkim - ciągnąłem kierując się w stronę wyjścia.
- Może oni łykną twoją bajeczkę, ale ze mną te gierki to strata czasu. Zabiłaś ją Scarlet - dokończyłem z zamiarem zakończenia zaraz tego całego teatrzyku żenady. W połowie drogi przstanąłem przy progu szlifowamych wrót na schody prowadzących do wnętrza placówki, spoglądając przez ramię obojętnym wzrokiem na speszoną nastolatkę.
- Na twoim miejscu poszedłbym w ślady koleżanki.


DEADLY SINS (bxb) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz