Baekhyun był Bogiem, który większość swojego życia spędzał na wypełnianiu obowiązków, i upewnianiu się, że jego poddanym niczego nie brakuje. Dlatego też nie miał za wiele czasu dla siebie, gdzie mógłby zwyczajnie odpocząć. Jednak teraz tego czasu miał aż za dużo. Co gorsza, nie wiedział, jak go dobrze wykorzystać. Westchnął podnosząc się z biało-brązowej ławki, znajdującej się w jego wielkim ogrodzie. Trzeba przyznać, że wystrój tam robił wrażenie. Prawie wszystko było albo białe, albo złote, albo brązowe, ale to akurat była mniejszość. Wszędzie dało się zobaczyć białe, pozłacane róże, brązowe huśtawki lub altanki, wielkie drzewa, pod którymi można było ukryć się przed palącymi promieniami słońca, lub mniejsze, jak najbardziej zadbane, krzaczki. Wszystko połączone razem sprawiało wrażenie, jakby było to najczystsze i najspokojniejsze miejsce we wszechświecie. Marzeniem Baekhyuna było, by każde królestwo wyglądało tak, lub chociaż podobnie. Żeby u każdego panował taki sam spokój, a żeby w powietrzu unosiło się poczucie bezpieczeństwa. Żeby wiatr nie był krzywdzący, przejściowy i szybki, a żeby był lekki, powolny, jak i przyjemny. Niestety, tak się nie dało, i mężczyzna o tym doskonale wiedział.
Gdy znalazł się już w środku swej ogromnej posiadłości, do jego uszu automatycznie dotarł niespokojny krzyk jego poddanego.
-Panie Baekhyun, przynoszę złe wieści! Niech się tylko Pan nie złości, bardzo Pana proszę!
-Spokojnie. O co chodzi?
-No więc... Cóż, Pan Chanyeol domaga się spotkania, jak to ujął w liście, w trybie natychmiastowym! Wie Pan, że jego nie można lekceważyć? Co Pan zamierza zrobić?
Byun zamilkł. Nie sądził, że jeszcze kiedyś będzie musiał stanąć twarzą w twarz z tak odznaczającą się dla niego przeszłością, jaką jest Park Chanyeol. Oczywiście, że nie chciał spotkania z młodszym od niego Bogiem. Za bardzo bolał go widok, który widział, gdy stawał przed tym mężczyzną. Na przestrzeni lat zmienił się nie do poznania. Zmienił się na gorsze. Co ważniejsze, nikt nie wiedział, czemu. Tym bardziej Baekhyun. Ale to nie znaczyło, że mógł zwyczajnie odmówić. Po pierwsze - nie wypada, po drugie - to prawda, że jego nie można lekceważyć. Jeśli Chanyeol czegoś chce, to zwyczajnie tego dostaje. A jeśli nie, to jest w stanie zrobić wszystko, by to dostać. Tak też pewnie zrobiłby i tym razem. A Byunowi nie widziało się wiązać w konflikty. To nie było coś dla niego. Dlatego też, postanowił przystać na propozycję Parka. Bał się, owszem, ale godność jeszcze posiadał.
-Napisz list do Chanyeola, w którym odpowiesz, że chętnie się z nim spotkam. I niech pospieszy się ze spotkaniem, ponieważ mam dużo reczy na głowie, a nie mogę pozwalać sobie na jakiekolwiek opóźnienia w pracy.
-Jest Pan pewien?
-Czy wyglądam, jakbym nie był?
-Ah nie, nic z tych rzeczy! Już piszę, do zobaczenia później, Panie!
-Jasne, do zobaczenia...
Usiadł w swoim fotelu, poważnie myśląc nad decyzją którą podjął. Ale nie powinien się przecież tak martwić, prawda? Nie powinno wydarzyć się nic złego.
*
Byun coraz bardziej się stresował. Już za chwilę znów spotka się z Bogiem Piekieł. Nerwowo bawił się palcami, wbijając wzrok w swoje lakierowane buty. Razem ze swym poddanym stał przed drzwiami posiadłości. W końcu usłyszał dźwięk końskich kopyt, który raz za razem stawał się coraz bardziej głośniejszy.
Powóz wolno przejechał przez bramę. Zatrzymał się przed schodzami prowadzącymi do drzwi. Przez krótki czas wszystko zdawało się jakby zatrzymać. Lecz chwilę potem drzwiczki otworzyły się, a z nich wyłonił się Chanyeol, na widok którego Baekhyun na moment czuł chęć zapadnięcia się pod ziemię.
Minęło tyle czasu, a on dalej zapiera dech w piersiach, tak, jak kiedyś.
Starszy z władców wbił wzrok w drugiego. Czy chciał, czy nie, jego zmysły zaczęły wariować, choć na zewnątrz pokazywał jedynie uczucie strachu i niezręczności.
-Szmat czasu się nie widzieliśmy, Baekhyunnie, a ty dalej tak samo na mnie reagujesz.
Nogi Byuna były jak z waty, przynajmniej w jego odczuciu. Nie wiedział, co ma ze sobą w tym momencie zrobić. Chciał pokazać, że wcale go to nie rusza, lecz niestety próby zdały się na nic.
-Panowie, może wejdziemy do środka?
Od jakiejkolwiek odpowiedzi uratował Baekhyuna jego poddany. Na całe szczęście.
Gdy mężczyźni znaleźli się w środku, dwaj Bogowie zostali w salonie sam na sam.
-Widzę, że dobrze Ci się wiedzie, Byunnie. Pamiętam czasy, w których miałeś okrągłe nic, i to ja musiałem Ci wszystko fundować.
-Te czasy już minęły, Chanyeol. Już kolejny raz Ci przypominam, byś nie nawiązywał do przeszłości, i nie zdrabniał tak mojego imienia. Ani trochę się nie zmieniłeś.
-Chyba się na mnie teraz nie obrazisz, co?
-Mniejsza. Po co tu przyjechałeś?
-Chciałem Cię znów zobaczyć.
-Że co takiego?
Baekhyun był na skraju wytrzymałości. A jego dzień wydawał się być taki dobry.
-Czego tu nie rozumieć? Zdążyłem się stęsknić przez te kilkanaście lat.
-I tylko dlatego zaprzątasz mój wolny czas? Myślałem, że masz ważniejszy powód.
-Tyle, że to jest bardzo ważny powód.
-Już mnie zobaczyłeś. Jeśli nie masz innych planów co do naszego spotkania, możesz wyjść. Mam dużo do zrobienia.
-Ale mi się wcale nie widzi teraz wychodzić, Byunnie.
Starszy wytrzeszczył oczy, gdy dłoń Yeola wylądowała na jego udzie, a z każdą kolejną minutą znajdowała się coraz wyżej. Byun wziął głęboki wdech, starając się jak najbardziej ukryć rosnące pragnienie, którego w tym momencie nie powinien odczuwać w ogóle.
-Park, przestań. Dobrze wiesz, że nie możesz sobie na nic takiego pozwalać.
-Czemu nie, skoro ja wszystko mogę?
Nie, nie zmienił się ani trochę.
*
Ciche stękania i ciężkie oddechy wypełniały wielkie pomieszczenie, w którym znajdowali się mężczyźni. Gdyby ktoś stanął obok, bez problemu mógłby poczuć, jak wielką przyjemność sprawiał im ich dotyk. Dałoby się wyczuć, jak bardzo obaj tęsknili za zbliżeniem. Ich nagie ciała co chwilę pocierały się o siebie, tworząc dźwięki echem wypełniające sypialnię.
-Chanyeol, nie możemy tego zrobić, rozumiesz?
-Czemu nie?
-To niepoprawne. Niemoralne. Obaj pełnimy władzę nad ludźmi. Jak myślisz, jaka będzie ich reakcja, gdy się dowiedzą?
-Jesteśmy najwyżej postawionymi istotami żyjącymi w tych światach. Myślisz, że obchodzi mnie reakcja innych?
Baekhyun wcześniej przeklinał się za to. Za to, że znów dał zdominować się Parkowi. Za jego nieodpowiedzialność. Ale gdy usta Chanyeola zaatakowały te jego, jakoś przestał przejmować się wszystkim dookoła.
Bo do doznania pełnego szczęścia i spokoju potrzebował bliskości drugiej osoby. A tą osobą musiał być właśnie Park Chanyeol. Nikt inny nie był w stanie dać mu tego samego, co właśnie dawał mu młodszy z Bogów.
CZYTASZ
𝐝𝐞𝐚𝐫 𝐠𝐨𝐝(𝐬)ᶜʰᵃⁿᵇᵃᵉᵏ
FanfictionBaekhyun, znany jako Bóg Natury, dotychczas żył w spokoju, ciszy i szczęściu. To życie usłane różami przerywa jednak jeden z jego wrogów - Chanyeol, Bóg Piekieł, ze skrzydłami jak u diabła, skąpany w krwisto-czerwonych kolorach. Mimo, iż dla Baekhyu...