3

8 2 1
                                    


***

  Otworzyłam mocno zaciśnięte z obawy oczy. Oślepiło mnie jaskrawe światło odbijające się od sterylnych białych ścian. Znajdowałam się w korytarzu, którego koniec rozbiegał się w trzy rozwidlenia. Było tu sucho, nie było śladu po nawet kropelce wody z brudnej rzeki za wyjątkiem tych, które skapywały powoli z mojego ubrania, włosów i biednego plecaka.

,, Pierwsze ślady już zostawione... Tak na pamiątkę, że tu byłam" Próbowałam się pocieszyć. ,, Teraz tylko znaleźć magazyn i wrócić nad Ren nim ktokolwiek zorientuje się o mojej obecności." Ruszyłam, w pierwszą odnogę korytarza umiejscowioną najbardziej po lewej stronie. Droga ciągnęła się. Po drodze napotkałam wiele drzwi, które po zbadaniu okazały się być szczelnie zamknięte. Przy piątych drzwiach z kolei zatrzymałam się i wyciągnęłam drut ukryty w wewnętrznej kieszonce buta. Drut ten towarzyszył mi na wszystkich szkoleniach, otwierając dla mnie najbardziej uparte zamki.Tym razem musiałam przyznać mu porażkę, zamek nie zaskoczył. Nagle dobiegł mnie dźwięk ciężko stawianych kroków, które z sekundy na sekundę stawały się coraz to głośniejsze. Ze stoicki spokojem zaczęłam skanować otoczenie w poszukiwaniu dobrej kryjówki. Wzrok padł bezwiednie na piękny szyb wentylacyjny. Lodowaty uśmiech przepełniony ulgą pomieszaną z lekką kpiną i powagą wpełzł mi na usta. Kiedy barczysty mężczyzna przeszedł obok pokoju nr 320B mnie już tam nie było. Był tak zamyślony, że nie zauważył mokrych śladów, którymi naznaczyłam szarą podłogę.

,,Czas obmyślić plan działania." Zostawiłam plecak w szybie i z kocią gracją, bezgłośnie zeskoczyłam na dół. Wzięłam ze sobą jedynie mały nadajnik pozyskany od szefa, linę i mikro kamerkę. Dzięki niej będę mogła uwiecznić produkowaną tu broń. Poruszałam się jak cień: szybko bezszelestnie, niedostępna dla ludzkiego oka. W następnym korytarzu dostrzegłam monitoring, który bez problemów obeszłam. ,,Dziwne, że wcześniej żadnego nie było" - wydało mi się to mocno osobliwe. Z labiryntu korytarzy przeszłam w ogromnych rozmiarów halę. Ogromne pomieszczenie wypełnione było wysokimi pudłami. wież z szarych kartonów, sięgały wysokiego sufitu. Były rozmieszczone w kilku przecinających się ze sobą rzędach.

,, Kolejny labirynt" pomyślałam nad wyraz niezadowolona nowym odkryciem. Zbadawszy tyły podbiegłam do pudeł chowając się w pierwszym rzędzie. Stuk. Stuk. Stuk. Znowu odgłos zdecydowanych kroków przy akompaniamencie buczenia ledowych lamp zaszumił mi w głowie. Dźwięk rozniósł się po całym pomieszczeniu i trwał z dobrych kilka minut przyprawiając mnie o ujmujące zdenerwowanie. Nieznajomy minął mnie dwa rzędy dalej i na sali znów nastała ogłuszająca cisza zakłócana przez ciche buczenie. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk gaszonego światła. Ciemność. Ciemność jest moim bratem. Uśmiechnęłam się i wyjęłam nóż, którym otworzyłam najbliżej leżące pudło. W momencie, gdy zaglądałam do środka rozległ się przeraźliwy huk alarmu. Z zaskoczenie odskoczyłam w tył. Prznikliwy dźwięk zaczął wywiercać dziurę w moim umyśle, a czerwone światło drażniło, mnie w oczy. Do halii wbiegli mężczyźni, czerń ich uniformów zawstydziłby niejeden cień. W pośpiechu rozbiegli się po całym labiryncie pudeł. Ujęta nagłym strachem, który napędzał mnie do działania, zaczęłam wdrapywać się po kartonowej ścianie. W ostatniej chwili udało mi się zdążyć przed zakończeniem misji w mało chwalebny sposób. Jedno uderzenie serca później mężczyźni wbiegli do alei, w której przed chwilą stałam. Rozłożyłam się płasko na szczycie wieży. Leżąc i patrząc się w sufit modliłam się w duchu, by żadne bystre oko nie dosięgnęło mojej osoby.

Alarm nie ustępował przez następne dziesięć minut, które przeleżałam nieruchomo bojąc się nawet oddychać. Nagle wszystko ucichło. Po odczekaniu dłuższej chwili i uspokojeniu myśli opuściłam wierną mi kryjówkę. Na powrót otworzyłam pudło z bronią i wyjęłam kamerę. Z poczucia ogarniającego powodzenia wyrwał mnie mocny cios w potylicę. Zachwiałam się lekko w przód nie wypuszczając sprzętu i niemal od razu zaatakowałam napastnika wolną ręką prosto w gardło. Zyskując czas zamknęłam kamerę i dodałam prosty cios kolanem w żołądek nieszczęśnika. ,, Nie kopie się leżącego." Nie tylko mama tak mówiła, ale i mistrzowie na szkoleniach, lecz bardzo chciałam unieszkodliwić przeciwnika. Uniemożliwiły i to ramiona, które mocno zakleszczyły się mocno na mych barkach i szyi lekko podduszając. Ten był wyższy, czułam jak nade mną górują. Zwinnym ruchem przeszłam pod jego ramieniem i z dzieciną łatwością wyswobodziłam się z ucisku. Na jeden, krótki moment zatrzymałam wzrok na jego twarzy. Lud owiał moje rozszalałe serce, bowiem ujrzałam Jeffa. Zmienił się znacząco, odkąd ostatni raz widziałam go w biurze, zanim zniknął na dobre. Blond czupryna zyskała na objętości, podobnie zarost, mówiący co nieco o jego wieku, a oczy...Oczy były zimne, groźne, a co najsmutniejsze obce mimo że widziałam, że mnie rozpoznał. Wykorzystując niematerialny czas jego zaskoczenia kopnęłam go w goleń i rzuciłam się do ucieczki. Znając jego predyspozycje, wzrost i wagę ta opcja rozpaczliwie wydała mi się być najkorzystniejsza. Skręciłam w pierwszą alejkę w lewo i zaczęłam zastanawiać się ile czasu potrzeba Jeffowi by zdążył wysłać za mną cały oddział i czy ja w tym czasie zdążę dobiec do plecaka i opuścić tą przeklętą fabrykę. Kiedy byłam niecały metr od wyjścia z hali metalowe drzwi z głośny zgrzytem zasłoniły mi drogę ucieczki. Zamarłam czując jak przerażenie przytula mnie swoimi obślizgłymi mackami. Prawie ogłuchłam przez ciszę, która rozeszła się po całej fabryce z chwilą zamknięcia się wrót. W powietrzu można było wyczuć atmosferę współczucia, co świadczyło o kiepskim stanie sytuacji w jakiej się znalazłam. Nagle rozległo się głośne, powolne klaskanie, z każdy trudnym oddechem.

Doskonale wiedziałam kto znajduje się niecałe dziesięć kroków za mną. Powoli i niechętnie obróciła się przybierając na twarz jeden z najbardziej odważnych i wyzywających min, na jakie było mnie stać, a budżet był naprawdę w krytycznym stanie.Wtem przed moimi oczami pojawił się tamten pokój, który musiałam oglądać przez dwa miesiące. Pamiętam każdą rysę na ścianie, każde pęknięcie w suficie...

Zupełnie się nie zmienił. Ostre rysy twarzy nadal dodawały mu męskości, która wzrosła o stopień wyżej przez delikatny, ledwo widoczny zarost. Ciemność jego oczu zlewała się z krótko ostrzyżoną czupryną na złość idealnie pasującej do jego złotej karnacji. Był przystojnym młodym mężczyzną. Był przystojnym odrażającym młodym mężczyzną... Teraz, gdy na niego patrzę, dostrzegam o stokroć więcej usterek aniżeli w pierwszej chwili naszej przykrej znajomości. Jego włosy miały barwę niezdrowego odcieniu grafitu, oczy zbyt ciemne, zbyt hipnotyzujące, wręcz nieprzyjemne, przeszywające, bez uczuć, a serce było jego najciemniejszą stroną. ,,Co to współczucie?"- zapytało mnie kiedyś, więc czemu od razu nie udało mi się mu tego rozjaśnić ...? Nienawidziłam go. Wzbudzał we mnie uczucia lęku, z którymi moja odwaga nie mogła sobie poradzić, dlatego właśnie nie dane było nam się polubić:

-  Mówiłem,że się jeszcze spotkamy? - Szepnął, a usta rozciągnął w zawiadackim uśmiechu - Felicja! Moja droga, witam cię w moich skromnych progach!

-  O, to niewyobrażalnie uprzejme z twojej strony- przemówiłam odzyskawszy głos, -ale raczej nie zostanę, mam do załatwienia parę spraw na mieście.

-  Raczej zostaniesz. - Powiedział poważnie bez kropli rozbawienia. Na dźwięk jego słów zrobiło mi się zimno.

-  Cóż mam to co chciałam - rzekłam zachowując powagę.

- Ale ja nie.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 30, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Misja: WolnośćWhere stories live. Discover now