Mężczyzna wstał z łoża, gdy uwolnił się z objęć żony. Podszedł do lustra znajdującego się po przeciwnej stronie komnaty. Oparł się o drewnianą ramę zwierciadła i przyjrzał swojemu zmęczonemu odbiciu.
Długie kasztanowe włosy, przetykane miejscowo siwizną, zdobiły królewskie oblicze. Poniżej krótko przystrzyżona broda obrastała szlachetny podbródek, szczękę i policzki. Cienie pod oczami i bruzdy były jednymi z licznych oznak bezsenności oraz niewyspania.
Obrócił się. Zalała go fala słońca, która zalała jego twarz. Mężczyzna przysłonił oczy dłonią, na której połyskiwał sygnet z szafirem. Nagle zsunęły się zasłony, zamykając dopływ światła.
– Emeramm – dobiegł go głos.
Spojrzał na swoją żonę stojącą przy oknie, które prowadziło na niewielki balkon. Była piękna. Długie czarne włosy spływające po plecach niczym strumienie wody, fiołkowy zapach i wielkie piwne oczy nie były jej jedynymi atutami.
Podszedł do niej i przywitał się czule. Odgarnął jej włosy za ucho.
– Emeramm – powtórzyła. – Musisz iść?
Westchnąwszy przeciągle, rzekł:
– Dobrze wiesz, że tak, Lilith.
Żona wypuściła go niechętnie z objęć, po czym ucałowała w oba policzki.
– Idź, ale uważaj na siebie.
Emeramm mruknął coś pod nosem. Kobieta podreptała bosymi stopami do kufra i wyciągnęła niebieską szatę z majestatycznymi wzorami naszytymi złotą nicią. Mężczyzna rozłożył ramiona, pomagając żonie w założeniu odzienia.
Emeramm rzucił Lilith szybkie spojrzenie i ubrany przekroczył potężne odrzwia. Pozdrowiła go dwójka strażników pełniąca wartę przy jego komnacie.
– Witamy, panie. Życzymy ci miłego dnia.
– Dziękuję, wam też.
Jego głos zabrzmiał odrobinę ostrzej niż zamierzał. Strażnik mógł sobie pomyśleć, że nie jest darzony sympatią przez Emeramma albo zdać sprawę, że coś go trapi. Nie chciał, aby zauważono jego słabości. Zaklął cicho pod nosem z powodu własnej nieuwagi.
Kroczył korytarzami zamku, zamierzając do sali tronowej. Miał tam przyjąć swojego ambasadora i szlachtę. Co chwila pozdrawiano go, więc spełniał swój królewski obowiązek i odpowiadał im skinieniem głowy – nie ufał już swojemu głosowi.
To przez was nie śpię po nocach – pomyślał, starając się utrzymać sztuczny uśmiech. Sprawy państwa same się nie rozwiążą. Nawet wasz nieostrożny ruch, może pogrążyć nas wszystkich.
Stanął przed drzwiami prowadzącymi do sali tronowej. Zapukał dwukrotnie.
– Hasło?
Emeramm zniżył głos i wyszeptał:
– Przebiśnieg rosnący na szczycie góry Tharnat.
Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem.
Co za idiota wymyślił tę formułkę! Przecież są inne metody zabezpieczeń. Te drzwi trzeba też naoliwić, bo przeraźliwie skrzypią.
Wyciągnął ręce z kieszeni szaty i przekroczył próg sali.
Na początku uderzyło go kolorowe światło, padające z zewnątrz do środka przez witraże, potem zwrócił uwagę na resztę rzeczy. Nigdy nie przestawał go zadziwiać wygląd sali.
CZYTASZ
Wybaniec - Odnaleźć zgodę
FantasyOpublikowałem już podobną opowieść na tym portalu, ale cofnąłem publikację z powodów tajnych. Powracam z pojedynczymi fragmentami, co udało mi się niedawno stworzyć, więc zachęcam do przeczytania. Jak się pozytywnie przyjmie, to pomyślimy nad wstawi...