one.

156 8 3
                                    

Jeno szedł jedną z seulskich ulic niedaleko swojego domu wraz ze swoim psem.

Jak każdego popołudnia wybierali się na długi spacer.

Niektórzy sąsiedzi codziennie spoglądali na niego krzywym wzrokiem, byli oni nieliczni lecz, ich nastawienie wpływało na jakość życia w tej okolicy. Dziwiła i zarazem denerwowała ich obecność niczemu winnego czworonoga.
Nikt w okolicy nie posiadał żadnego zwierzęcia.

Bezdusznicy.

Był środek gorącego lata, jak i początek długo oczekiwanych wakacji.

Pojedyńcze gałęzie drzew uginały się pod wpływem wiatru, a malutkie pojedyńcze liście urywane przez jego podmuchy, muskały pyszczek pieska, przez które marszczył on swój czarny nosek.

Gdy tak szli, Jeno odchylił głowę do tyłu i napełniał swoje płuca rześkim powietrzem.
Z racji tego, że była sobota mógł pospacerować dłużej, co odpowiadało także i jego towarzyszowi.

Szedł z lekko przymkniętymi powiekami napawając się chwilą odpoczynku, gdy nagle zachaczył o coś ramieniem, a dokładnie o kogoś...
Jego jakże nielubianą sąsiadkę z domu naprzeciwko.

Chciał uniknąć bezpośredniej konfrontacji i zaczął się lekko wycofywać, lecz nie udało mu się tym razem.

- Cudowny dzień, nieprawdaż ? Jeno...? - powiedziała z gorzkim uśmiechem robiąc krok w jego stronę.

- Tak. Bardzo cudowny. - odpowiedział ze sztucznym uśmiechem.

Do czasu. Zapowiada się ciekawa rozmowa.

- Uprzedzałam Cię już tyle razy, ale sądzę, że powinnam to zrobić także i tym razem... - odparła kręcąc głową na boki z wyrazem twarzy trudnym do odczytania.
Było to coś pomiędzy rozbawieniem, zaczepnością i zażenowaniem.
- ...mówiłam ci, abyś nie wyprowadzał tego psa w tej okolicy, lecz jak widać nie wziąłeś sobie moich słów na poważnie.
Ten sierściuch psuje wizerunek tej dzielnicy. - piesek także nie był zadowolony z jej obecności.
Zawsze gdy czepiała się jego, albo Jeno to powarkiwał na nią.

- Nie moją winą jest to, że nikt tu z niewyjaśnionych przyczyn nie posiada zwierząt. Mam niejaką zgodę na posiadanie psa w domu od praktycznie wszystkich ludzi wokół tylko nie od pani ! Z powodu jednej osoby nie będę rezygnował ze zwierzęcia.
Jakby nie patrzeć...to także żywe stworzenie i nie życzę sobie, powtarzam... nie życzę sobie kąśliwych uwag w tej sprawie.
Jeżeli tak bardzo on pani przeszkadza, to będę go trzymać z daleka.
Zresztą i tak już to robię, ale jak widać nie przynosi to oczekiwanych rezultatów... - po tych słowach zmierzył kobietę od góry do dołu z kpiącym uśmiechem na twarzy.

- Zważaj na słowa chłopcze...masz trzymać go zdala ode mnie i mojego domu...nie jest on mi tam potrzebny i tak go wszędzie za dużo, a teraz żegnam. - zarzucając swoimi długimi czarnymi włosami odeszła w ciszy. Słychać było jedynie stukot jej obcasów o powierzchnię asfaltu.

Okropna kobieta.

Pani Na ma syna, lecz Jeno nie zna nawet jego imienia.
Nie widuje go zbyt często, a jeżeli już to robi, to widzi jedynie kawałek jego twarzy, gdy pracuje w ogrodzie przez szczelinę w czarnym drewnianym płocie, lub ostatecznie w szkole na korytarzu.

Chodzi do równoległej klasy i znają się jedynie z widoku. Zazwyczaj trzyma się na uboczu, lecz zapewne nie jest samotny.

Jego piesek zaczął ciągnąć go intensywnie w kierunku domu, zapewne ma już po uszy przeżyć na dzisiaj, tak samo jak jego właściciel.
Chłopak uległ namowom swojego pupila i wraz z nim zaczął podążać w kierunku domu.

《f i r e.》||nomin||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz