Rozdział 1

44 7 6
                                    

lonely moonlight


Byli trochę ponad miesiąc od oficjalnej daty wydania albumu. Wiele social media'ów wariowało, zespół atakowany był pytaniami o styl nowej płyty, o teksty, o członków zespołu, o byłych członków zespołu również. Nie odpowiadali na żadne z pytań. Ludzie musieli czekać.

Brendon właśnie zgasił światła w ich studiu po kolejnym upewnieniu się, że każda piosenka jest dopracowana i brzmi tak, jak zaplanowali. Dallon już stał w drzwiach i - trochę zmartwiony - wpatrywał się w plecy Brendona, który akurat zakładał płaszcz.

- Może chciałbyś się w końcu trochę rozluźnić? - zapytał głośno, aby zwrócić uwagę wokalisty. - Co myślisz o wypadzie do klubu?

Młodszy obrócił się i spojrzał na Dallona trochę zmęczonymi oczami. Westchnął cicho i potarł spięty kark.

- Muszę nakarmić psy - mruknął. Chciał się od tego wymigać. Naprawdę nie miał ochoty na niczyje towarzystwo.

- Pieprzysz. Zostawiłeś im dużo jedzenia w miskach, bo wiedziałeś, że wyjdziesz dzisiaj późno - Weekes przewrócił oczami. - Potrzebujesz chwili rozrywki. Codziennie przychodzisz do studia wcześnie rano, aby na nowo wszystko sprawdzić, chociaż wiesz, że nie masz po co. Wychodzisz w nocy, wracasz do domu i do nikogo się nie odzywasz.

Brendon nie odpowiedział, jedynie przeczesał palcami włosy i znowu westchnął.

- Stary, naprawdę, trochę się martwimy. Wiem, że ci zależy - Dallon zbliżył się do przyjaciela i bardzo ostrożnie i niepewnie położył mu dłoń na ramieniu - i rozumiem to. Ale wiesz, że wszystko jest dopracowane i dopięte na ostatni guzik. Nie masz co tutaj robić.

Urie odwrócił wzrok i odchrząknął. Może i nie miał, ale to zajmowało czas i myśli, zapychało jego życie aktualnie pełne pustki. O wiele bardziej wolał się przepracowywać na marne, bo nawet nie miał co poprawiać w ich nowej muzyce, niż być skazanym na własne myśli, które ostatnio bardzo mu doskwierały.

Ale może gdy trochę się rozerwie, tych myśli nie będzie?

- No dobra... - mruknął ledwo słyszalnie.

- Co powiedziałeś?

- Powiedziałem, że dobrze! Jeszcze nie wyszliśmy, a już mnie denerwujesz - Bren przewrócił oczami i wyminął wyższego przyjaciela, który zaśmiał się cicho. Stary Brendon wrócił. - Idziesz?

- Idę, szefie!

***

Klub nie był tak bardzo zatłoczony, co ucieszyło wokalistę. Naprawdę nie miał ochoty na tłumy. Ogólnie - nie miał ochoty na ludzi, jakkolwiek to mogło zabrzmieć.

Usiedli przy jakimś wolnym stoliku i zaczęli luźną rozmowę, jednak Brendon raczej nie nacieszył się towarzystwem jedynie swojego bliskiego przyjaciela, bo podeszła do nich dwójka mężczyzn, na oko po dwadzieścia pięć lat.

- Dallon! - zawołał wyższy i bardziej barczysty mężczyzna. Miał jasne włosy i mocno zarysowaną szczękę, jednak jego twarz wydawała się dziwnie łagodna, jakby była złym puzzlem w układance jego postaci.

Dallon wstał z uśmiechem i zamknął blondyna w braterskim uścisku.

- Cześć, Nick! Nie wiedziałem, że przyjechałeś do LA - rozpoczął rozmowę Weekes, uśmiechając się szeroko do owego Nicka. Brendon jedynie wpatrywał się w nich znad swojego kufla piwa. - Słuchaj, przedstawię was...

Po tych słowach Brendon wstał i od razu wyciągnął rękę w stronę Nicka.

- Brendon Urie - Uśmiechnął się firmowo.

- Nicholas Flat, jednak wystarczy po prostu Nick. A to - wskazał na o wiele niższego i drobniejszego mężczyznę - mój kuzyn. Dallon, ty już go znasz.

Kolejny uścisk dłoni i przedstawienie się. Adrien Flat. Interesujące imię, pomyślał obojętnie Brendon, znowu siadając na swoje miejsce. Dwójka mężczyzn również przysiadła się i rozpoczęli rozmowę. Urie bardzo łatwo się w nią wpasował - naprawdę był dumny z tego, że komunikacja z ludźmi nie sprawiała mu problemu.

Tematy przewiały się jeden po drugim i skończyło się na tym, że właśnie zamówili drugą butelkę szkockiej i dyskutowali zawzięcie o muzyce. Adrien był cichy z początku, jednak gdy wypił, wdarł się pewnie w dyskusję.

- Jedyne co mnie smuci to los mniej znanych muzyków - wyznał Nick, wypijając kieliszek wódki. - Ich muzyka często jest świetna, poważnie, nawet lepsza niż muzyka współczesnych gwiazd. Blackbear, Hurts, Avec Sans...

Brendon przytaknął, przez co prawie oblał się colą. Mimo wszystko podobał mu się ten wypad.

- Właśnie! Pamiętasz, spotkaliśmy ostatnio takiego chłopaka, naprawdę świetny muzyk, mówił, że wydaje solową płytę... Albo już wydał... Na pewno powiedział nam o singlu... - zamyślił się kuzyn Nicka, wpatrując się w stół w skupieniu. - Jak on, cholera, miał na imię... Ray? Rick?

- Czekaj, jak on wyglądał?

- Szatyn, wysoki... Ładna buźka, tak szczerze... szczupły na pewno. Jak się nazywał?

- To nie był Ryan?

- Tak! Ryan, Ryan Ross. Kojarzycie?

Brendon wstrzymał oddech na kilka sekund. A może coś mu go odebrało? Chwila dziwnej ciszy. Brendon zacisnął zęby i zapatrzył się na swoje dłonie, a Dallon prawie syknął ciche "ups", jednak zdążył się w porę powstrzymać. W końcu młodszy z tej dwójki parsknął arogancko.

- Ah, tak. Kojarzymy. Ross. - Brzmiał oschle i zimno i Dallon doskonale wiedział, że raczej nie skończy się to dobrze. - Naprawdę świetny muzyk.

- A co? Coś z nim nie tak? - dopytywał Adrien.

- Ależ skądże znowu - prawie warknął Brendon. Złapał za butelkę szkockiej i dolał sobie do kieliszka, który od razu na nowo opróżnił. - Solowa płyta?

- Taaa... Nie pamiętam jej tytułu, ale piosenka nazywa się chyba... "Lonely moonlight", o ile dobrze kojarzę - mówił Adrien. - Słuchałem jej, serio świetna, zajebisty tekst, muzyka...

Brendon znowu parsknął, tym razem trochę głośniej.

- Okej... Świetnie, dzięki. Znikam do łazienki, za niedługo wrócę - wstał i zabrał ze sobą paczkę papierosów i ruszając do toalet.

- Powiedziałem coś nie tak? - zapytał Adrien, patrząc pytająco na Dallona, na co wyższy pokręcił głową.

- Nie, oczywiście, że nie. Po prostu... Można powiedzieć, że Ross i Brendon za sobą nie przepadają - wyjaśnił, patrząc w stronę łazienki, gdzie zniknął jego przyjaciel.

Szybko napisał do niego SMS-a.

Od: Dallon
Możesz wrócić do domu. Pewnie byś wolał.

Od: Brendon
Wolałbym.

Nie otrzymał już żadnej innej wiadomości od przyjaciela. Westchnął. Dallon naprawdę starał się być wyrozumiały, jednak szło mu to coraz gorzej i nie mógł nic na to poradzić.

collar full || rydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz