Prolog

23 3 2
                                    


Fort Veisse, Południowa Granica - Kapitan Jens D'Haleaux, miesiąc przed głównymi wydarzeniami

- Kapitanie, nie utrzymamy się! - zabrzmiał rozpaczliwy głos jednego z poruczników otoczonego przez ubranych w czarne zbroje wojowników. Kapitan podniósł przyłbicę hełmu by przyjrzeć się otaczającej go sytuacji. Po jego gładkiej, młodzieńczej twarzy spływał pot. Widać było, że od kilku godzin nie odkładał miecza czy tarczy. 
Jego oczom ukazał się widok głównego muru sforsowanego przez wrogich żołnierzy oraz wywarzana brama, która w momencie gdy w podniósł przyłbicę została wyłamana. 
Żesz kurwa, brama stracona, ale może...
Przez jego głowę przewalało się tysiące myśli i idei na przynajmniej mocne osłabienie przeciwnika w tym starciu. Każda jednak kończyła się porażką. Fort musiał upaść. Młody dowódca jednak nie należał do tych którzy kapitulują. 

Będziemy walczyć do cholernego końca, myślał. 

- Sir Mariusie, próbuj się przebić wraz ze swym oddziałem pod drugi wał! ODWRÓT, ODWRÓT! POD DRUGI MUR! - wykrzyczał pomimo ogromnego zmęczenia. 

- Tak jest! - Marius zdążył tylko tyle wykrzyczeć. 

Kapitan opuścił przyłbicę po raz kolejny i obrócił się, by wraz z innymi wycofać się.
Zobaczył zrównane z ziemią strażnice, stróżówki i budynki koszarów fortu. Wszystko stało w płomieniach. W czasach gdy pierwszy raz tu przybył, fort świecił potęgą. Nowe machiny obronne, trzy regimenty łuczników, dwa pułki zbrojnych, setka lekkich piechociarzy, oraz elitarna Gwardia Królewska z której to on się wywodził. Bardzo ubolewał nad faktem, że przez wszystkie te lata bagatelizowano sprawy i potrzeby modernizacji umocnień fortu. Nawet liczbę wojska zredukowano o połowę. I na nic zdały się jego osobiste audiencje u króla, by wysłać pomoc. Teraz widać było tego skutki, a młody dowódca mógł w gorzki sposób przekonać się o swej racji. 
Gdy biegł przez miasto wśród swych podopiecznych zdawało mu się, że czas zaczął zwalniać. Jens zdał sobie sprawę z tego, że tym razem nie wywinie się śmierci. Tak samo jak jego kompania. Tak wielu młodych ludzi zginie, bo pewne osoby nie umieją rządzić. Widocznie widzieli za wiele wiosen, bo aż 24, bo tyle lat miał najstarszy zbrojny. Kapitan nie liczył w myślach wszystkich poruczników i oficerów, bo oni byli tu z własnej woli. 
Nagle w budynek przed nim uderzył głaz, kompletnie go zawalając. Kapitan upadł przygnieciony kilkunastoma cegłami. Nie mógł się podnieść, a nawet nie mógł oddychać. Nie dość, że cegły gniotły go w plecy, to jeszcze zbroja uciskała go w kark. Rycerz próbując złapać haust powietrza wiercił się, próbował zrzucić z pleców ten śmiertelny balast, jednak z każdym ruchem stawał się coraz słabszy...
Nagle odetkało mu uszy.
Usłyszał znajomy głos którzy wykrzykiwał jego imię. 

- Jens! Jens! Gdzie jesteś!? - ryczał męski głos. 

Kapitan nie mógł odpowiedzieć. Nie mógł już nic zrobić. Widział jak obraz zawaliska się oddala, a oczy zaczęły się zamykać... 

- Tu jest panie poruczniku! - krzyknął ktoś nad jego plecami i zaczął ściągać z nich cegły. Kapitan poczuł się o wiele lżejszy, a zbroja przestała uciskać go w żyję. Złapał pełny oddech. Poczuł się jak nowo narodzony. Żołnierze podnieśli go i oddali miecz.
Przed nim stał sir Carol, dowódca jego zbrojnych w "przedforciu", czyli w umocnieniach przed pierwszym wałem twierdzy. Carol miał opuszczoną przyłbicę i płytową zbroję na sobie, zdobioną tuniką z czerwonym gryfem na białym tle, jego herbem. W prawej ręce dzierżył ogromny miecz półtoraręczny, który oparł o brukowane podłoże. Ciężko dyszał i spoglądał na niego, było to widać nawet przez tą opuszczoną przyłbicę. Jens już w pierwszym momencie mógł przypuszczać, że nie mogło stać się nic dobrego. 

Czarna KrewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz