3 MIESIĄCE PÓŹNIEJ
sir Marik Antany - Obóz Armii Albionu, 4 kilometry na wschód od Albintu
- Broń się! - zabrzmiał głos młodzieńca ubranego w długi czarny płaszcz.
- Marik nie szalej, bo faktycznie dostaniesz po pysku - skwitował drugi, starszy mężczyzna w zbroi, stojący naprzeciw niego.
- Broń się panie rycerzu! - Marik nie odpuszczał. W jego brązowych oczach dało się dostrzec błysk zaciętości. Wyciągnął miecz z pochwy, przybliżył jego rękojeść przed twarz oddając rycerzowi honory, a potem opuścił go przyjmując gardę.
- Widzę młodzieńcze, że serio chcesz dostać w pysk. Ale cóż, widzę, że zakon wybiera swych Łówców Czarownic spośród awanturników. Takich to lubię klepać. - rycerz wyciągnął swój krótki miecz z pochwy i również oddał honory Marikowi.
Stali teraz naprzeciw siebie i mierzyli się wzrokiem. Marik zaczął powoli rozumieć, że popełnił głupstwo stosunkowo dużej wagi. Ale nie było już odwrotu. W sumie to nie pierwszy już raz miał okazję przegrać z którymś z rycerzy, więc jedna porażką w te czy wewte, nie robiła mu różnicy. Wszak naczelny szermierz zakonny mówił: "Dobry Łowca uczy się na własnych błędach!". Cóż, chyba warte jest do zaznaczenia, że Marik wyjątkowo przysposobił sobie te słowa.
Młodzieniec spoglądał w stronę oponenta, wciąż zastanawiając się, jak tu podejść starego. W końcu postanowił zrobić najprostszą rzecz, jaka była tylko możliwa. Doskoczył do niego i uderzył poprzecznie, próbując wybić rycerza z równowagi. Starszy jednak z łatwością powstrzymał jego uderzenie, odepchnął jego klingę i starał się go pchnąć. Marik ostatkiem sił wykonał piruet i uniknął pchnięcia. W czasie piruetu próbował jeszcze uderzyć przeciwnika, ale ten poprostu zrobił krok w bok i uniknął ciosu. Stali teraz i wpatrywali się w siebie próbując wymyślić sposób na to jak się udupić. Gdy Marik już miał się zabrać do kolejnego ataku, do obozu wjechał generał Rosentraht na swym koniu, a za nim jego gwardia przyboczna. Wszędzie w obozie dało się słyszeć okrzyki wiwatów, a także komendy oficerów i podoficerów, aby i tak rozpuszczone wojsko, uformowało jakiś szyk. Gdy Rosentraht zbliżał się do Marika, starszy rycerz schował miecz do pochwy i skinął głową w stronę poddenerwowany w stronę młodego. Marik zrozumiał przekaz i szybko schował swoje ostrze. Gdy generał zauważył Marika i rycerza, podniósł rękę i zatrzymał swoją gwardię. Koń generalski zbliżał się teraz powoli w stronę łowcy, zaś łysa glaca generała błyszczała równie mocno jak jego zbroja. Marik był lekko przerażony faktem tego, że generał zbliża się do niego, albowiem na zadowolonego nie wyglądał. Choć z drugiej strony podania oficerów obozowych mówiły, że on nigdy nie jest zadowolony. W każdym razie, stużka zimnego potu spłynęła po młodym wojowniku.
- Zgaduję, że wyzwałeś już kolejnego rycerza mój panie? - generał spytał go surowym głosem.
- Nieee... Przecież od wczoraj miałem być spokojny, nie pamięta pan? - Marik spytał go, licząc na to, że generał kupi tę bajkę. Wczoraj to już faktycznie przegiął i miał tego świadomość. Wyzywanie podoficera od tępych chujów w każdym razie można ująć za przegięcie.
- Ja mam w to uwierzyć? - generał spytał go podnosząc jedną ze swych krzaczastych brwi.
- No dobra... Wyzwałem tego oto pana rycerza na pojedynek, ale przerwałem na czas wjazdu pana generała do obozu - powiedział uśmiechając się głupio.
CZYTASZ
Czarna Krew
خيال (فانتازيا)Królestwo Albionu rządzone przez króla Harada Silnorękiego przez te wszystkie lata było potęgą w centrum kontynentu. Przynajmniej od czasu gdy oddalone zostało zagrożenie ze strony nieprzyjaciela na południu. Wszystkie znaki na niebie i ziemii wskaz...