Już nie pamiętam jak było źle

430 51 127
                                    

Nocą wszystko wyglądało inaczej. Każde wyszeptane słowo nabierało innego wydźwięku, wprowadzając w słodki błogostan, każdy dotyk rozpalał w zupełnie nowy sposób, czarując i oplatając ciała nieznanym dotąd urokiem. Ciemność i mrok skłaniały do przemyśleń nad sensem wszelkich aspektów życia, planowania przyszłości w której niezmiennie będą trzymać się za ręce i wspólnie przemierzać świat w poszukiwaniu obrazów do albumu wspomnień. I choć wielu ludziom wydawała się groźna to dla Yuuriego i Victora była ostoją spokoju, ciszy i powolnego zapadania w sen we własnych objęciach. Kochali ją równie mocno co siebie nawzajem, gdy kładli się do łóżka i nic innego poza nimi nie miało znaczenia. Bez słów, pod jedną kołdrą, związani wieczną nicią przeznaczenia wtulali się w siebie i trzymając się kurczowo za dłonie wpatrywali się w złote obrączki błyszczące na ich palcach. Gładzili chłodne w odczuciu krążki i Bóg świadkiem - mieli łzy w oczach. Wspomnienia pierwszego pocałunku, pierwszych cichych wyznań miłosnych i wreszcie kartonów wnoszonych do apartamentu Victora w którym mieli mieszkać razem, było żywe jakby zdarzyło się wczorajszego dnia. Nadal pamiętali te krótkie momenty ze swojego życia przed i po poznaniu się, dbali o wspomnienia i pielęgnowali, nigdy nie żałując, że to wszystko kiedykolwiek im się przydarzyło. Często, czy to za dnia czy to w nocy, przypominali sobie wszystko i ze wzruszeniem opowiadali o tym raz jeszcze, bez końca dziekując sobie za obecność. Stygnąca w dłoniach herbata i czułe spojrzenia wymieniane między sobą wypełniały ciszę między nimi, która jeszcze nigdy nie smakowała tak dobrze. Jak usta kradnące pocałunki i spijające z nich łzy radości.

- Kocham Cię, Victor - padło pod osłoną nocy kiedy Yuuri w cichym szeleście pościeli zwrócił się ku Victorowi ujmując jego dłoń w swoją, by przycisnąć do niej wargi.

Mógł wiecznie patrzeć na pogrążonego w głębokim śnie Victora. Podziwiać jego idealne rysy twarzy, jasne brwi i skrojone perfekcyjnie, śmiejące się codziennie usta. I choć dla wielu to było nic, normalny człowiek z wadami i zaletami, to dla Yuuriego był to caly świat. Victor z pamięcią złotej rybki, z dwiema lewymi nogami i tendencją do upijania się, a potem zasypiania na jego kolanach w towarzystwie Makkachina i romantycznej muzyki, którą obaj tak kochali. Często się gubił, błądził jak dziecko we mgle, ale zawsze jakimś trafem docierał do Yuuriego doskonale wiedząc gdzie go szukać. Nawet z zawiązanymi oczyma, pobity i torturowany wiedziałby, że to właśnie on, a nie ktoś inny. Znał jego dotyk, jego głos, zapach włosów i skóry niemal na pamięć, traktował to wszystko jak jedyną rzecz na świecie, która prawdziwie się dla niego liczy. Kochał do szaleństwa, namiętnie i mocno jakby świat miał lada dzień się skończyć.

- Jesteś piękny, wiesz? - zamruczał cichutko Yuuri przysuwając się bardziej do ukochanego i patrząc na niego ze łzami czającymi się w kącikach zaczerwienionych oczu. - Tak bardzo, że nawet sobie tego nie wyobrażasz, Vityenka.

Mówił do niego szeptem mając świadomość tego, że Victor go nie słyszy, pochrapując z lekko rozchylonymi wargami i dłonią pod policzkiem. Obrączka na jego palcu błyszczała niczym słońce, wywołując na twarzy Yuuriego lekki, melancholijny uśmiech, którego po prostu nie był w stanie ukryć. Tu, w sypialni w Petersburgu, leżąc z Victorem w łóżku nie wstydził się płakać, dawać upustu emocjom i wzruszeniu, które mu towarzyszyło kiedy tylko miał Victora w zasięgu wzroku.

Cicho, by nie zbudzić mężczyzny wyszedł z łóżka i wsunął stopy w kapcie-króliczki, oglądając się jeszcze przez chwilę na ukochanego. Spał jak dziecko, nie dręczyły go żadne koszmary, więc Yuuri mógł się spokojnie wymknąć. Założył na siebie sweter wiszący na krześle i opatulony nim niczym kokonem ruszył do kuchni w towarzystwie Makkachina wesoło merdającego ogonem.

- Też nie możesz spać? - zapytał pudla drapiąc go za uszami i wraz z nim zasiadając przy stole, wcześniej jednak nastawiając wodę na herbatę. Wpatrywał się w szereg zdjęć stojących w różnych częściach kuchni mimowolnie uśmiechając się do siebie. Na ich widok serce przyspieszało swój rytm, a całe ciało zalewała fala przyjemnego ciepła, które było podobne do tego, które czuł w objęciach Nikiforova każdego dnia. Czasami nie wierzył w to, że to wszystko należy do niego, że Nikiforov jest jego i wielbi go ponad wszystko, traktując jak najpiękniejsze sacrum. Dbał niczym o najszczersze, najważniejsze złoto i w duchu wierzył Victorowi, gdy mówił o nim w ten sposób, pozwalając poczuć się pewniej i lepiej ze sobą. Uczył go akceptować własne wady i wzbijać się wysoko, gdy inni ciągnęli go z całej siły w dół. A przede wszystkim kochać i celebrować miłość na wszelkie możliwe formy, gdzie samotność nie była już ich wrogiem, nie czaiła się jak drobny złodziej za rogiem, tylko stawała się wyznacznikiem tęsknoty. Kiedy byli daleko od siebie brakowało im swojego towarzystwa, ale również zdawali sobie sprawę z tego, że kiedy tylko wrócą w swoje ramiona świat wokół zniknie. Będą tylko oni, miłość i więcej miłości.

- Masz cudownego pańcia, piesku - zaśmiał się cicho Japończyk wstając z krzesła, by zalać woreczek z herbatą wrzątkiem i z kubkiem wrócić do stołu. Wtulając policzek w nogę zgiętą na krześle zamykał oczy i sycił się ciszą. Chłonął ją całym sobą, pozwalał jej wniknąć do swojego wnętrza i rozpalić ogień w sercu, gdy tylko pomyślał o Victorze śpiącym w sypialni obok. A raczej tym, który obserwował go z progu kuchni, uśmiechając się sennie.

- Nie śpisz? - zapytał spokojnie, lekko zmęczonym tonem.

Przeszedł te kilka kroków zmuszając tym samym Katsukiego do podniesienia głowy. Popatrzyli na siebie z tymi specyficznymi ognikami w oczach i Victor usiadł obok ukochanego, malując na jego czole delikatny, wilgotny ślad po pocałunku. Bez Yuuriego w łóżku czuł się obco i pusto, jak gdyby nagle do sypialni wpuszczono ostry, zimny podmuch wiatru. Musiał mieć go obok siebie, by nie zwariować do reszty.

- Miałem ochotę na herbatę. Wracaj do łóżka, jest noc - Katsuki pogładził szorstki od zarostu policzek swojego narzeczonego i uśmiechnął się subtelnie, patrząc w błękitne, zachodzące mgiełką tęczówki.

- Bez Ciebie nigdzie nie pójdę - oświadczył szeptem Victor przysuwając się bardziej do kochanka i mocno przytulając go do siebie. - Albo razem albo wcale.

Yuuri zaśmiał się krótko i dzierżąc kubek z herbatą w dłoni wstał z krzesła z trzymającym go za rękę Victorem, by wspólnie wrócić do sypialni. Ściągnął sweter i usiadł na łóżku, uprzednio odstawiając gorący napar na szafkę nocną. Nikiforov w tym czasie wszedł pod kołdrę, przypatrując się przyszłemu mężowi z ciekawością skupionego naukowca.

- Chodź do mnie, kruszyno - Victor wyciągnął ramiona do Yuuriego i zaraz zdusił go w mocnym, pewnym uścisku gładząc go wolno po plecach. Nos zatopił w jego pachnących wanilią włosach, zaciągając się ich słodkim aromatem, który tak lubił. - A najlepiej pod kocyk.

Yuuri znów się roześmiał, po krótce ładując się na miejsce przy boku Nikiforova, który rozgrzany czekał na niego. Wtulił się w niego i schował twarz w jego szyi, zamykając oczy. Mając Victora przy sobie miał absolutnie wszystko - wiarę, miłość, poczucie bezpieczeństwa jakiego nikt inny mu nie da. Zasypiając ponownie z tą świadomością... czuł się nieprawdopodobnie cudownie.

- A ja kocham Ciebie, mój piękny. Od zawsze na zawsze.

Jakość, nie ilość

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jakość, nie ilość. 👀

Już nie pamiętam | Victuuri shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz