Ostatni tydzień stycznia przywitał mieszkańców Petersburga słońcem i błękitnym, czystym niebem jakiego próżno było szukać w ostatnim czasie. Po intensywnych opadach śniegu, gwałtownych zrywających czapki z głów wiatrach i zimnie przenikającym do samych kości pierwsze podrygi ciepełka były jak zbawienie. Choć właściwie co niektórym słońce wcale nie było potrzebne do tego, by zrobiło się ciepło. Może nawet gorąco jak w Barcelonie. Yuuriemu, który leżał zakopany w pościeli z nogami owiniętymi wokół kołdry jakakolwiek pogoda nie była straszna kiedy po nocach spędzanych z Victorem wciąż czuł na ciele ślady po jego ustach i zębach, a później z wolna przypominał sobie o tym jak wyjątkowo zachłanny był Victor. Prawdę powiedziawszy Yuuri sam był mocno zaskoczony tym jak poprzedniej nocy Nikiforov się na niego rzucił po ich powrocie do łóżka. W zamiarze mieli spać, skończyło się na tym, że Nikiforov od słów szeptanych wprost do ucha przeszedł do czynów, gdzie Yuuri niemal natychmiast zapomniał o całym świecie. Ze skórą upstrzoną malinkami niczym niebo gwiazdami i bólem kości odpoczywał teraz ile tylko się dało, z drażniącym nos aromatem kawy i tostów, które szykował Victor. Nie chciało mu się podnosić, nie otwierał nawet oczu mając nadzieję, że wkrótce Nikiforov wkroczy cicho do sypialni i powita go pocałunkami. Będzie zostawiać wilgotne ślady na ramionach i łopatkach, przygryzać delikatnie skórę na biodrach i obudzi go w najbardziej wyrafinowany ze sposobów. Wyrwie jęk z jego płuc, wstrząśnie całym ciałem i zaleje gorącem niby słońce w upalny dzień. Marzył o tym wszystkim zaciskając palce na poduszce na której czuł wyraźny zapach Victora, który jeszcze jakiś czas temu leżał obok niego oddychając z trudem po przebytym stosunku. Cytryna, wanilia, truskawki. Gama smaków, zapachów i jedynej, unikalnej dla Victora mieszanki cudowności. Tylko on jeden na świecie był tak wyjątkowy i charakterystyczny, że gdziekolwiek by się nie udał Yuuri znalazłby go po samych zapachu, nie musząc specjalnie się wysilać. I działało to także w drugą stronę, ponieważ Katsuki był już na tyle znany narzeczonemu, że ten wszędzie odnalazłby drogę do niego. Jeśli oczywiście kiedykolwiek miałby w zamiarze stracić go z oczu. Nie liczył jedynie tych momentów, gdy twarz bruneta wtulała się z całej siły w poduszkę i jedyne co widział to wygięte w łuk plecy, gdy łączyli się w jedno o poranku. Mógł patrzeć na niego w nieskończoność, słuchać urywanego oddechu i podziwiać ślady w postaci ugryzień, niby konstelacji na każdym skrawku idealnego ciałka. Później wtulać się w nie jak w przytulanke i zasypiać z uśmiechem na wargach, gdy Yuuri szeptał mu do ucha, jak dobrze się spisał.
Obaj mieli to o czym większość ludzi mogła tylko marzyć - siebie, miłość i własne ramiona, gotowe ukoić w przypływie bólu czy frustracji. Przekonanie o uczuciu, które ich łączyło, a dla innych mogło być jedynie marzeniem nie do spełnienia. Wypełnione ciepłem, zrozumieniem i wsparciem dla siebie serca biły zawsze w zgodnym rytmie, oczy wpatrzone w siebie ukazywały radość ludzi do szaleństwa zakochanych, a dłonie splatały się w jedno w pewnych uściskach zapewniających o ogromie uczuć. I Victor po prostu, jak najzwyczajniejszy w świecie mężczyzna... kochał. Tu, gdzie był z Yuurim, z dala od fotoreporterów, zdjęć i próśb o autografy był jedynie normalnym, wiecznie zapominalskim człowiekiem codziennie zachwycającym się bardziej i bardziej swoim ukochanym Erosem, który w tej chwili przypominał mu anioła o mlecznej skórze, czarnych niczym heban włosach i uśmiechu czającym się na wargach, który z każdą sekundą poszerzał się, gdy Yuuri wyczuwał, że Victor zbliża się od łóżka z dwiema kawami.- Prosiaczku - zagadnął Nikiforov odstawiając kubki na szafkę i nachylając się nad swoją kruszyną - Wstawać nie musisz, ale byłoby miło, gdybyś choć na chwilę otworzył oczy i zaczarował mnie ich widokiem. - ucałował rumiany policzek kochanka i wsłuchany w cichy śmiech usiadł obok niego wtulając czoło w jego ramię, które następnie ucałował kilka razy. Yuuri przeciągnął się leniwie i uchylił powieki, wpatrując się w rozczochranego, uśmiechniętego Nikiforova.