2

85 12 7
                                    

Poszedłem do mojego ulubionego miejsca, którym był mały park niedaleko mojego domu, nikt tam przeważnie nie chodził, jedynie starsze panie z psami, jak i o małych dzieciaków z rodzicami, dzieciaków.

Usiadłem na małą ławkę, w której pomieściły by się gdzieś z dwie takie szczupłe osoby jak ja, pomiędzy sporych drzew klonu, położyłem obok swoją torbę i wyciągnąłem z niej dużą pudrową bluzę, która sięgała mi do ud.

Spojrzałem tylko na okno w kuchni mojego domu i spuściłem szybko głowę, widząc że "rodzice" organizują imprezę, po tym co się stało, mają czelność organizować przyjęcia i się cieszyć, naprawdę?

Westknąłem cicho i wyciągnąłem koc, położyłem się na ławce, torbę położyłem pod ławką, żeby nikt jej nie ukradł a kocem owinąłem się cały, aż pod samą szyję, oczywiście na moje szczęście zaczęło lać.

- Świetnie, akurat Teraz? - westknąłem Cicho i usiadłem, podciągając kolana pod samą brodę, odkryłem się bardziej, robiło się coraz chłodniej ale na szczęście duże liście klonu, ochraniały mnie w małym stopniu przed deszczem.

Patrzałem tylko w jeden punkt, czyli na okno swojego pokoju, nie zauważyłem nawet wysokiego bruneta, który usiadł obok mnie, wpatrując się we mnie jak w jakiś obrazek.

- Co się tak patrzysz? - warknąłem zirytowany, nigdy nie lubiałem kiedy ktoś patrzał się na mnie w taki sposób, zbyt mnie to denerwowało.

- Agh, przepraszam, jeśli mógłbym spytać..co tu robisz? Jest chłodno, w dodatku ciemno i jest już po 22, nie wracasz do domu? - powiedział, przybliżając się do mnie jeszcze bardziej, złapał za końce mojego koca i okrył mnie nim jeszcze bardziej.

- Nie, zostanę tu do rana i gdzieś pójdę, idź już. - przewróciłem oczami, kiedy zaburczało mi w brzuchu, głośno kaszlnąłem, wyciągnąłem z torby butelkę soku, otworzyłem ją i wypiłem duszkiem gdzieś z połowę, bardzo lubiałem ten sok, pamiętam kiedy kupowała mi go mama i bardzo się cieszyłem, uśmiechnąłem się delikatnie na to wspomnienie, po czym potrząłem głową i schowałem sok do torby, przy okazji ją zapinając.

- Jestem Chanyeol, Park Chanyeol ten sławny i bogaty student. - uśmiechnął się szeroko i wyciągnął do mnie dłoń, przez co wywróciłem oczami ponownie, spoglądając w górę, niebo pod drzwiami było pięknie, a ten księżyc przypomniał mi tylko wieczorne spacery z rodzicami kiedy byłem jeszcze małym brzdącem.

- Nie interesuje mnie kim jesteś i co robisz, powiedziałem żebyś sobie grzecznie poszedł. - skrzyżowałem dłonie na piersi, wyprostowałem się, spotykając się z jego bardzo ciemnymi tęczówkami a wręcz czarnymi, odepchnąłem jego dłoń i szybko wstałem.

- Hej, zaczekaj..masz gdzie pójść? Jesteś cały przemoczony, a do tego cały spocony no i masz Katar, chodź ze mną, mam jeden wolny pokój, spodoba ci się! Przy okazji jak już się  zgodzisz opiwiesz mi ci się stało przy ciepłej herbacie i kolacji, hm?- uśmiechnął się przyjaźnie i kolejny raz wyciągnął do mnie dłoń, uśmiechnąłem się na ten gest, ale później westknąłem i wziąłem niechętnie torbę w ręce, przez co mój ulubiony koc spadł na ziemię, a przez to że padało to już błoto, starszy ściągnął z siebie kurtkę i nałożył ją na moje ciało, zapiął i założył mi kaptur, wziął odemnie torbę jak i brudny koc, przez co sam się ubrudził, wziął moją rękę i splótł z tą swoją, stałem przez chwilę jak kółek, poprawiłem kaptur i w końcu ruszyłem z wysokim brunetem w stronę jego domu.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 23, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

 True Story [CHANBAEKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz