-Następny!
Do lady miałem podejść teraz ja.
-Następny!
Nie mogę się wycofać.
-Imię?
-Bartolomeo
-Nazwisko?
-Vianco
- Twoje imię i nazwisko podczas delegacji będzie brzmiało "Thomas
Binns". Miejsce pracy?
-Neapol.
-Nastąpiła zmiana. Jedzie Pan do Paryża.
-Dobrze.
-Pański bagaż będzie czekał w hotelu. Życzę miłego pobytu.
-Dziękuję.
Odszedłem od lady nawet nie zobaczyłem jak Pan McCarthy podał mi pewien dokument, jest to jak ten dokument nazywamy w branży "faktura".
Usiadłem i czekałem na samolot.
Paryżu nadchodzę.
----------------------------------------------------------Lot był spokojny. Wylądowaliśmy we Francji. Zadzwonił telefon. Numer nieznany.
- Słucham?
- Panie Binns, za chwilę podjedzie po Pana taryfa i zabierze Pana do hotelu "Victoria". Jako iż jest Pan artystą zadbaliśmy o Pański instrument.
Żegnam i życzę udanego koncertu.
Podjechała taksówka.
-Monsiuer Binns? Do hotelu "Victoria? Proszę wsiadać.
Podczas jazdy kierowca zagadywał mnie jakimiś słabymi bajkami o ominietych przez niego korkach.
-Dziękuję. Dobranoc.
Hotel robił wrażenie. Biały marmur, złoty kaligraficzny napis oznajmił nazwę nieruchomości. Mężczyzna w czerwonym garniturze otworzył mi drzmi. Mają rozmach skurczybyki.
Dostałem pokój nr 217. Nawet ładny.
Na łóżku znalazłem futerał na altówke. Otworzyłem. Znalazłem to czego się spodziewałem. Karabin wyborowy rozłożony na części.
Wdech i wydech. Zacząłem go składać. No cóż, takie jest życie żeby zarobić trzeba pracować. Ja pracuje jako zabójca. Oczywiście płatny. Trzeba się szanować.
-Batuta gotowa.
Powiedziałem sobie patrząc na pełno wymiarowy karabin. Teraz reszta orkiestry. Pistolety z tłumikiem.
- W sumie po co?
Spytałem się siebie samego odkręcając tłumiki. Nie wiem po co mi są pistolety, podczas delegacji o określonych zasadach transakcji.
Spojrzałem na kartkę z wiadomościami na temat mojego celu.
__________Cel_________
Imię i nazwisko: Bjorn Johanssen
Wiek: 67lat
Narodowość: Norweg
Wygląd podczas danego dnia:
butelkowo zielony garnitur z białymi zdobieniami, włosy siwe związane w kuc.
Cechy charakterystyczne:
Okulary
Sygnet z głową lwa
Miejsca pobytu na koncercie:
<Opera Garnier>
1.Loża VIP (fotel nr 4)
2.Sala bufetowa
Uwagi co do transakcji:
Szybka śmierć
Zdobycie sygnetu
Brak ofiar w cywilach
Zawiazanie transakcji w granicach godzin:
23:00-2:00
Wyposażenie:
1X SAKO TRG M10
2X GLOCK 44
1X TŁUMIK (SAKO TRG M10)
2X TŁUMIK (GLOCK 44)Cena: 1 000 000$
____________________________
Czyli muszę się wystroić. Nie lubię takich zadań. No dobra muszę znaleźć pozycje strzelecką. Ubrałem się w garnitur, zwykły. Pod koszulą kamizelka. Sprawy BHP. Nie lubię ich. Kamizelek kuloodpornych. Są nie wygodne. Krępują swobodę ruchu.
Spakowałem swoje instrumenty. W drodze myślałem czy iść na dach. Chyba pójdę. Tak, to dobry pomysł. Ewentualnie się przejdę i wyeliminuje osobiście Pana Johanssena. Na przeciw gmachu opery była sala bufetowa. Jedną pozycję mam. Druga będzie z boku na balkonie. Idealnie na fotel nr 4 loży. Teraz wybór którą pozycje zająć. Do bufetu podejdzie po koncercie. Sprawdziłem harmonogram posiłek jest planowany na godzinę 1:30. Wszedłem na dach ustawiłem "batute" na miejscu. Poszedłem wyeliminowac ochronę. Akcja była dziecinnie prosta. Wchodzę wejściem bocznym. Jest dwóch. Jeden odchodzi w korytarz. I to był błąd. Śmierć przez uduszenie. Po 10 latach w branży mam wprawę. Drugiemu skręciłem kark. Kolejni podzielili los kolegi, jeden uduszony pozostała dwójka zginęła od poderżnięcia gardła. Nie zbyt czysto więc uciekłem z miejsca zdarzenia.
Została obstawa sceny ale ich zostawiłem. Zauważyłem mój cel.
Przyszedł z kimś. Z córką. Nie było nic o osobie towarzyszącej. Wyszedłem z budynku. Usadowiłem się na pozycji. Zacząłem mierzyć na fotel. Gdy na nim usiadła córka mojego celu. W tym momencie, wszystko zaczęło się pieprzyć. Znaleziono ciała ochrony.
-Kuźwa mać, ucieknie mi.
Spakowałem na szybko moją broń. I zbiegłem z dachu. Już nie patrzyłem na to że mam obydwa Glocki na widoku. To był błąd. Resztki ochrony zareagowały szybko. Zaczęła się strzelanina. Chcąc się schować za winklem, pierwszy oberwałem ja. W kamizelkę, na moje szczęście. Sekundę po strzale we mnie odpowiedziałem ogniem, ch
-Jeden, dwa, trzy...
Liczyłem po cichu oddane strzały. Dwa były zabójcze, trzeci nie dostał.
Jakimś sposobem zaszli mnie od tyłu. Straciłem orientację gdy dostałem czymś w potylice. Zgaduje że gumowa pałka jaką trzymali prywatni ochroniarze. Przez chwilę nic nie słyszałem. Lecz krótko to trwało. Facet który zaszedł mnie od tyłu. Zginął od kulki w łeb. Pociągnąłem za spust. Pocisk nie wyleciał. Pusty magazynek. Drugi został na dachu.
-Szlag.
Zaklnąłem głośno. Spod nogawki wyciągnąłem trzynastocentrymetrowe ostrze. Nóż desantowy. Jestem profesjonalistą. Więc nóż jest obowiązkowym narzędziem pracy. Zacząłem napierać.
Pierwszy stał się dla mnie tarczą. Zginął.
-Amatorka. Bez kamizelki.
Prychnąłem z pogardą. Drugiemu przebiłem płuco i zostawiłem w agonii. Zlokalizowałem cel przed wejściem. Wszyscy goście zgrupowali się w celu ewakuacji do hotelów. Wszedłem znów na dach. Karabin jak stał tak stał. Zacząłem wodzić celownikiem po tłumie ludzi. Znalazłem go. Położyłem palec na spust i prawie natychmiast go zdjąłem. Zapomniałem o czymś. Miałem zgarnąć sygnet. Spojrzałem na zegarek. Jest godzina 1:55, mam pięć minut. Zdążę. Ponownie położyłem palec na spuście.
-Requiesce in pace.
Rzekłem po czym przypieczętowałem
jego śmierć. Cała zbita kupa tłumu rozbiegła na wszystkie strony świata, gdy usłyszeli huk strzału. Zszedłem spokojnie z dachu przez klatkę schodową. Podchodząc do tłumu w celu znalezienia ciała. Znalazłem, wziąłem sygnet. Gdy odchodziłem słyszałem za plecami jakiś bełkot w języku żabojadów. Zignorowałem.
Wrociłem do hotelu. O godzinie 9 rano mam samolot na Sycylię, mój słodki dom. Zapaliłem blanta. I nalałem sobie szklanke Ognistej. Tak właśnie celebruję zarobiony milion dolców. Sprawdziłem stan konta przyszedł przelew z podaną, na karcie z danymi o mojej ofiarę, kwotą. Napełniłem płuca białym dymem. Wypuściłem kółko z ust. Wciąż uczę się tej sztuczki. Ciekawe co bym robił gdyby nie to co robię teraz. Może pracował na poczcie. Albo w jakimś koncernie. A jestem mordercą zawodowym od 15 lat.
- Eeeeh, co ty zrobiłeś Bartolomeo?
Spytałem samego siebie biorąc łyk że szklanki.