Śnienie

918 84 41
                                    

Taki króciutki fanfik napisałam w chwili otrzymania weny. Uwaga, dużo fluffu i miłości, a tęcza wylewa się drzwiami i oknami. Może być wam niedobrze od tej słodkości. Mi na przykład jest.
Bierzcie i czytajcie.

_________

Sherlock Holmes nie sypiał za często. Był to powszechnie znany fakt dla wszystkich, którzy mieli z mężczyzną choć odrobinę wspólnej historii. Nikt z jego znajomych nie komentował tego niezdrowego przyzwyczajenia, a wszelkie subtelne próby nakłaniajace do zmiany, kończyły się drwiącym spojrzeniem ze strony Holmesa i zmianą tematu.

Aż nagle w jego życiu pojawił się John Watson.

John lubił sen. Nie lubił za to, kiedy Sherlock nie spał. "Wyniszczasz sobie organizm" - mówił. Dla Johna siedem godzin snu było bezcenne, dla Sherlocka zaś mało istotne.

Dlatego też podczas swoich nocnych eksperymentów, brunet nie raz słyszał jak Watson wybudzał się z koszmarów z krzykiem na ustach. Zwykle po paru chwilach John pojawiał się w kuchni i robił sobie kubek herbaty. Sherlock patrzył przez chwilę na jego zmęczoną twarz, po czym udawał się do salonu i grał na skrzypcach "Kołysankę" Brahmsa. John lubił Brahmsa. Wkrótce później doktor siadał na swoim fotelu i sącząc swoją herbatę, patrzył na grającego Sherlocka intensywnym wzrokiem
Holmes zawsze odwzajemniał to spojrzenie.

Nigdy nie rozmawiali o tym dziwnym układzie. Melodia płynąca ze skrzypiec przenikała ich ciała, tworzyła między nimi cichą nić porozumienia.

"Dziękuję, że jesteś."

"Przykro mi, że masz koszmary."

"Zagraj coś jeszcze, proszę."

Tak było do czasu, kiedy Sherlock skoczył z dachu szpitala świętego Bartłomieja i postanowił poświęcić się dla wyższych celów.

W swoim masochizmie, Sherlock często przywoływał milczące noce z Johnem, które tak dokładnie zachował w swoim Pałacu Pamięci. Uświadamiały mu jak bardzo tęskni za Johnem Watsonem. A gdy po dwóch latach udało mu się wrócić, John miał Mary. I całkowicie inne życie w którym dla Sherlocka nie było dawnego miejsca.

Sherlock wiedział, że jest zakochany w Johnie Watsonie. Wiedział też, że sen ma na niego działanie autodestrukcyjne, gdzie oprócz stałych koszmarów z celi w Serbii, znacznie gorsze były fantazje o Johnie. Johnowym uśmiechu, johnowym cieple, johnowych ustach na jego ciele.

Sherlock wstydził się tych snów. John miał żonę i dziecko w drodze. Sny były chorą projekcją jego umysłu, tworząc w jego głowie scenariusze niemożliwe do spełnienia. Jednak gdzieś głęboko w środku pragnął by były prawdziwe.

Sherlock naprawdę nie znosił śnić.

Potem pojawiły się inne problemy do rozwiązania. A wraz z nimi nowe koszmary.

Magnussen. Przeszłość Mary. Pojawienie się na świecie Rosie. Śmierć Mary. Żałoba Johna. Culverton Smith. Przebaczenie od Johna.

Eurus.

Wszystkie te czynniki paradoksalnie doprowadziły do czegoś dobrego: John wraz z córką powrócił na Baker Street. Sherlock przyjął ich z otwartymi ramionami.

Jednak nadal gardził snem.

Pewnej nocy, obudził się zlany potem. Łzy spływały mu po policzkach, żeby zaraz potem zniknąć w poduszce. Sherlock oddychał głęboko i próbował się uspokoić. Nagle usłyszał pukanie. Podniósł się do pozycji siedzącej, gdy do jego pokoju wszedł John.

Śnienie || Johnlockowy one-shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz