You must grow up or this show business will destroy you

110 20 4
                                    

Pisk fanek rozniósł się po całej sali, wypełnionej teraz skąpo ubranymi, wrzeszczącymi dziewczętami i paroma równie rozemocjonowanymi chłopcami, w wieku szkolnym. Brunet jak to miał w zwyczaju, przechodząc przez próg, tak że teraz był widzialny dla szerszej publiczności, rzucił niedopałek, małego, jeszcze tlącego się zawiniątka z marihuaną, przygniatając go butem, po czym zaczesując palcami do tyłu swoje kręcone włosy. Z tłumu można było usłyszeć, co i rusz wyłaniające się bardziej zrozumiałe krzyki. "Zrobię ci loda", albo "spotkajmy się gdzieś", raczej nie było to czymś nowym dla mężczyzny, który teraz stał na samym środku sceny, dzierżąc w dłoniach gitarę. Ile to już razy słyszał takie teksty od napalonych nastolatek, przychodzących na jego koncerty.

I może na początku swojej kariery coś takiego wprawiało go w lekkie zakłopotanie, bądź zniesmaczenie. W końcu słowa te padały z ust osób będących przynajmniej 2 razy młodszych od niego samego, a jakoś nie chciał mieć łatki pedofila.

— Dziwki — mruknął sam do siebie, tak że tylko on był w stanie to usłyszeć, a co dopiero ta banda rozkrzyczanych dzieciaków, kilka metrów przed nim. Spojrzał na swoich towarzyszy, jakby chwilę zastanawiając się, jak zacząć przedstawienie.

Nigdy nie przykładał zbyt dużej uwagi co do tego jak powinno wyglądać to" show". Ludzie i tak śmiali się z jego każdego, chodzby bardzo słabego żartu, A on sam kierował się zasadą: "Nie ważne jak się zaczyna, lecz jak kończy".

Tak więc bez żadnego słowa wstępu, zaczął tupać nogą, chcąc tym samym wyznaczyć rytm i dać znać perkusiście, że może już zaczynać.

Gdy tylko usłyszał pierwsze dźwięki bębnów, ułożył palce na strunach, zaczynając   przypominać sobie tekst, swojej własnej piosenki.

Pomimo, że on sam nie wypowiedział jeszcze ani jednego słowa,  publiczności dalej entuzjastycznie podskakiwała w rytm.

Uwielbiał patrzeć, do jakiego szaleństwa doprowadza innych. Na sam jego widok wszyscy skakali i piszczeli, a gdy tylko z jego ust wydobył się choćby jeden dźwięk, dziewczyny wręcz mdlały z zachwytu.

Z perspektywy kogoś innego można było uznać Ryana Rossa - młodego, dopiero co wschodzącego po szczeblach sławy i grającego w pobliskich klubach muzyka, za osobę bardzo zadufaną w sobie i mocno egoistyczną. Bo takie właśnie nasuwały się przypuszczenia, gdy rozmawiało się z nim po raz pierwszy, szczególnie na temat muzyki, której czuł się wręcz mistrzem. Chyba wszyscy doskonale znali jego wykreowaną postać dupka i aluzję dostojnego artysty szanowanego w społeczeństwie.

— Dziękuję za wszystko! — Po kilkunastu minutach wymęczajacej gry na gitarze i śpiewu, wykrzyczał ostatnim tchem, chcąc się zmyć z tego zasranego koncertu i oddać się innym przyjemnością. — Byliście wspaniali! — rzucił zaraz po ukłonie, już jedną nogą będąc na backstage'u. W głowie dorzucił sobie jeszcze: "Wy zasrane małolaty" chowając się za kurtyną.

Wycieńczony, wręcz od razu, opadł na kanapę, zamykając oczy i starając się oddychać regularnie. Był spocony i zmęczony, a jedyne o czym teraz marzył to prysznic.

— Ryan nie słyszysz krzyków? Wolałają cię żebyś zaśpiewał ostatnią piosenkę jeszcze raz!— Jego spokój został po chwili przerwany przez managera, który domagał się, aby ten wrócił na scenę i zabisował dla swych fanów.

— Sram na to. — Nie przejmując się tym, wyjął z kieszeni spodni małe zawiniątko i zapalniczkę, szybko odpalając papierosa i przykładając go do ust, po czym dmuchając dymem w twarz swojego menagera.

— To co ja mam im powiedzieć? — zapytał zrezygnowany. Mimo wszystko wiedział, że nie ma sensu dyskutować z Ryanem, który i tak go nie posłucha. 

— Że ich kochany artysta będzie teraz jarał zioło. — Ułożył nogę na nogę, na stoliku, przed kanapą, na której siedział.

Facet patrzył się na niego jedynie licząc, że ten zmieni jeszcze zdanie.

— Chcesz zapalić ze mną? — Wystawił w jego kierunku pojedynczego skręta, nie rozumiejąc po co ten nad nim jeszcze sterczy.

— Ryan, kurwa, dorośnij!

Wkurzona postać odeszła, zostawiając bruneta bez jakiegokolwiek poczucia winy czy odpowiedzialności samego.

Please, Stay High | RydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz