Katherine Rose zawsze uśmiechnięta, pełna energii siedemnastolatka .
Pewnego dnia w trosce o nią jej rodzice postanowili wysłać ja na jakiś czas do jej starczego brata Brandona do Nowego Jorku. Tam poznaje najlepszego przyjaciela swojego brata Matta...
Po skończeniu śniadania odłożyłam naczynia do zmywarki i ruszyłam na górę do swojego pokoju żeby sprawdzić czy na pewno wszystko spakowałam. Wchodząc do niego sprawdziłam ile jeszcze mam czasu, okazało się że mam jeszcze jakieś 15 minut do naszego wyjścia abyśmy na spokojnie dotarli na lotnisko. Sprawdzając już chyba trzeci raz walizki stwierdziłam że czegoś tu brakuje, więc rozejrzałam się po pokoju i gdy spojrzałam na łóżko odnalazłam to czego mi brakowało a mianowicie był to średnich rozmiarów, biały miś z czerwoną kokardką zamiast muszki. Gdy wzięłam misia w ręce żeby go spakować najpierw mocno go przytuliłam przypominając sobie dzień w którym go dostałam od mojego najlepszego przyjaciela Alexa. Czując napływające do oczu łzy szybko pomrugałam aby je odpędzić i schowałam Teddiego do walizki.
- Kochanie chodź już musimy jechać! - krzyknęła mama a ja zdałam sobie sprawę z tego jak długo musiałam stać i tulić pluszaka. Po chwili gdy już miałam zabrać się za znoszenie moich walizek zauważyłam tatę stojącego opartego o framugę drzwi z smutnym, lekkim uśmiechem podszedł i mocno mnie przytulił do siebie.
- Będziemy bardzo za tobą tęsknić, ale wiesz że to dla twojego dobra, odpoczniesz od wspomnień i zobaczysz się w końcu ze swoim bratem.
- Wiem tatku i cieszę się bardzo, że zobaczę w końcu Brandona ale to nie zmienia faktu że będę bardzo za wami i jak za tym miejscem tęskniła.- mówiąc to mocniej wtuliłam się w mojego ojca.
- Wiem skarbie, wiem- pocałował mnie delikatnie w czoło- Dobra chodź już bo mama będzie dramatyzowała że się spóźnimy- zaśmiałam się cicho na wypowiedź taty- Daj pomogę ci z walizkami- stwierdził i wziął ode mnie dwie większe walizki a mnie zostawiając z mniejszą podręczną torbą. Zeszliśmy na dół gdzie czekała na nas przy drzwiach mama. Szybko ubrałam moje czerwone trampki
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
i wyszłam z domu kierując się do naszego samochodu. Nie ukrywam że lekko się zdziwiłam widząc tatę wsiadającego za kierownicę a nie mamę.
- Myślałam że masz jakieś spotkanie i z nami nie jedziesz- powiedziałam patrząc na tatę w lusterku, po chwili on również w nie spojrzał.
- To prawda mam spotkanie ale to dopiero później. Ważniejsza jest moja córeczka. Zapnij pasy i jedziemy.- zrobiłam o co mnie poprosił i w końcu ruszyliśmy w stronę lotniska.
Odprawa minęła dość szybko a ja już siedziałam na swoim miejscu w samolocie. Gdy tylko włączyła się lampka że można używać telefonów od razu wyjęłam go z torby wraz ze słuchawkami. Od razu puściłam moją ulubioną play listę i przy pierwszej piosence przypomniałam sobie pożegnanie z rodzicami. Nie płakałam lecz było mi przykro widząc łzy matki. Oboje kazali mi na siebie uważać i przypominali abym dała znać bratu że już lecę i że ma być po mnie na lotnisku. Tata nawet ostrzegł mnie że jeśli jakiś chłopak złamie mi tam serce to on przyjedzie i połamie mu wszystkie kości. Patrzyłam na niego przez chwilę w szoku aż wywołali mój lot więc nie miałam już czasu na rozmowy. Szybko przytuliłam się do rodziców i udałam się we właściwą stronę.
Przypominając sobie o napisaniu do tego mojego kochanego głupka weszłam w telefonie w ikonkę wiadomości, wybrałam numer Brandona i napisałam do niego:
Do: Głupek <3
Jestem już w samolocie pamiętaj żeby za 2h być po mnie na lotnisku ;P
Po jakiś 3 minutach dostałam odpowiedź..
Od: Głupek <3
Spokojnie siora będę na pewno ;* ;P
No i jest kolejny rozdział aż 566 słów. :) Mam nadzieję że wam się podoba.. za wszelkie błędy przepraszam ;*
Pamiętaj jeśli czytasz zostaw po sobie znak <3 Buziaki i do następnego ;*