2198

39 2 2
                                    

Dwa tysiące sto dziewięćdziesiąt osiem dni. Trzysta dwanaście tygodni i sześć dni. Sześć lat i sześć dni. Tyle czasu Clarke była sama na ziemi. Dwa tysiące sto dziewięćdziesiąt siedem wiadomości do przyjaciół w kosmosie. Tak właściwie do jednego przyjaciela. Bellamy Blake. Jego brązowe oczy śniły jej się każdego dnia.

Blondynka z westchnieniem sięgnęła po radio i szkicownik. Usiadła na kamieniu i otworzyła zeszyt na stronie z portretem bruneta. Narysowała go, tak samo jak portrety innych przyjaciół niedługo po ich wylocie w kosmos. Nie chciała zapomnieć.

Naszkicowanie portretów nie dało jednak wiele. Wkrótce zaczęła zapominać ich głosy a jej wspomnienia stawały się coraz bardziej mgliste. Tylko jego głos nawet po sześciu latach pojawiał się w jej snach. W tych dobrych i tych złych. W koszarach z matką, z setką, z Lexą i z Finnem, z pozostałymi przyjaciółmi. I w tych dobrych przypominających te małe momenty, które sprawiały, że był dla niej tak ważny. Gdy uczył ją strzelać, gdy zobaczyła go po powrocie mount weather i gdy pozwolił jej odejść z obozu. Czasem śniło jej się jak przytula go lub dotyka jego ręki. Śniło jej się jak ratował jej życie - bo przecież zrobił to niejednokrotnie. Nawet teraz przez te sześć lat, nie zdając sobie z tego sprawy ratował ją każdego dnia.

Myśl, że spotka go ponownie, że spojrzy w jego oczy przekonywała ją by nie odbierać sobie życia.

Jednak od dnia, w którym minęło pięć lat coraz bardziej traciła nadzieję. Nie miała już siły dłużej czekać z powiedzeniem mu prawdy. Mimo tego, że doskonale wiedziała, że nie chce mówić mu tego przez to cholerne radio, to wiedziała również że nie może zakończyć swojej historii bez powiedzenia tych dwóch słów.

Zdawała sobie sprawę, że całkiem możliwe, że właśnie decyduje o losie ludzkości. Jeżeli jakimś cudem spacekru przeżyli to mogą mieć problem z odnalezieniem i odkopaniem bunkra.

Jednak sześć lat temu przestała myśleć o innych. Gdy nie udało jej się dostać do bunkra pogodziła się z tym, że jedyną osobą za którą jest teraz odpowiedzialna jest ona sama.

Tak, Clarke Griffin stała się egoistką.

Ale przecież była jedynym człowiekiem na ziemi.

-Cześć Bellamy. - zaczęła jam zwykle lecz tym razem jej głos drżał zdecydowanie bardziej. - Jest dzień dwa tysiące sto dziewięćdziesiąty ósmy od Primafai i ciągle żyję. - tu jej głos zawiesił się na chwilę - i jest to ostatni dzień mojej historii.

°°°

Dnia dwa tysiące sto dziewięćdziesiątego dziewiątego, w kosmosie siedem osób próbowało znaleźć rozwiązanie na powrót do domu. Znajdowali się na obcym a w dodatku pustym statku. Monti, Raven i Bellamy siedzieli w jakimś pomieszczeniu z komputerami, które musiało być czymś w rodzaju centrum dowodzenia. Pozostała czwórka chodziła po statku również szukając rozwiązania.

Bellamy Blake czuł się jak piąte koło w wozu. Nie znał się na komputerach jedyne co mógł zrobić to przesuwać palcem po ekranie i nie przeszkadzać pozostałej dwójce. Raven poszukiwał statków, z których mogli zabrać paliwo a Monti jakichś plików, które mogły dać im informacje o Ziemi.

Ciężko opisać zdziwienie Blake'a gdy przesuwając palcem po ekranie znalazł folder o nazwie "życie na ziemi". Z zaciekawieniem wszedł do środka. Na początku nie znalazł nic ciekawego, same zdjęcia i jakieś obliczenia. Po chwili jednak zobaczył kolejny folder, "wiadomości". Gdy otworzył go i zobaczył dwa tysiące sto dziewięćdziesiąt osiem nagrań jego serce zabiło mocniej. Dokładne wiedział co oznaczała ta liczba. Wczoraj minęło tyle od ich wylotu w kosmos. Drżącą ręką wybrał nagranie z numerem jeden. Zarówno on jak i jego przyjaciele siedzący obok zmarli gdy usłyszeli jego treść.

One Shots  - BellarkeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz