Bellamy Blake leżał na swoim łóżku wpatrując się w sufit. Jego myśli, ze złością krążyły wokół pewnej blondynki, a jego ręce z trudem powstrzymywały się przed uderzeniem w coś.
A raczej w kogoś.
Co dziwne, Bellamy Blake coraz częściej chciał wrócić do czasów, gdy każdego dna musieli walczyć o swoje życie.
Do czasów gdy nie mieli nawet chwili by myśleć o ich uczuciach. Bo uczucia tylko wszystko komplikowały.
I nie zrozumcie mnie źle, to wcale nie jest tak, że Blake nie lubił mieć uczuć. Czasami nawet lubił czuć się szczęśliwy, a zdarzało się, że i smutny. Przypominało mu to o tym, że w końcu jest bezpieczny na tyle, że ma czas, by myśleć o sobie.
On po prostu nie lubił mieć uczuć do denerwujących, niezdecydowanych, rozstawiających wszystkich po kątach blondynek, które po odebraniu im władzy rozsadzało od środka.
Tak... Bellamy nie lubił mieć uczuć do Clarke Griffin.
Jakich uczuć? On sam nie wiedział. Wiedział tylko, że po raz pierwszy poczuł to dziwne "coś", gdy dotknął jej ramienia ucząc jej strzelać. Od tamtej pory nie mógł wyrzucić jej ze swoich myśli, a za każdym razem gdy mu się udało zawsze znajdowało się coś, co sprawiało, że wracała do niego jak bumerang.
Na przykład drzewo - bo przecież dookoła miejsca londowania ich statku było pełno drzew, a to tam spotkali się po raz pierwszy. Albo piasek - w końcu, nie ważne gdzie była Clarke pod jej stopami również znajdował się piasek.
Bellamy Blake kompletnie stracił głowę dla tej blondynki.
Gdy powrócił do obozu nawet nie zorientował się kiedy znalazła się w jego ramionach. Przez chwilę nie wiedział co ma zrobić, ale kilka sekund później nie mógł się powstrzymać. Jego serce wygrało i już obejmował Clarke.
W tym momencie wiedział, że to koniec. Że jeżeli wcześniej były jakiekolwiek szanse na wyrzucenie jej z jego głowy, w tym momencie wszystkie przepadły.
Wiedział, że nie ważne, jak bardzo będzie walczył nie uda mu się odzyskać jego serca.
Bo ono już od dawna należało do niej.
Od tamtego momentu minęły miesiące, a on z dnia na dzień stawał się coraz bardziej zazdrosny obserwując jak jej relacja z Finnem się rozwija.
I mimo, że z każdym dniem ich przyjaźń wzrastała, to ostatnio coraz częściej wszystko stawało się powodem do kłótni.
I w momencie, gdy leżał w swoim pokoju wpatrując się w sufit nie miał pojęcia, że za ścianą pewna blondynka właśnie wypłakuje swoje oczy winiąc się za dziesięć wypowiedzianych słów.
***
- Kim Ty jesteś, by decydować kto jest dla mnie odpowiedni?! - Clarke Griffin miała już dosyć. Przez pieprzone pół roku próbowała pogodzić się z faktem, iż jej uczucia do Blakea nie zostaną odwazjemnione. W końcu postanowiła ruszyć do przodu i dać szansę Finnowi, który kręcił się wokół niej już od pewnego czasu.
Clarke nie wiedziała jednak, przed czym próbował ochronić ją Bellamy.
Clarke nie miała pojęcia, że cała jej relacja z Collinsem była wynikem zakładu.
A Blake wiedział. I mimo, iż Clarke uczuć do Finna nie miała zabolałoby.
Widziała ból w jego oczach, gdy wypowiedziała te słowa. I mimo, że nienawidziła, gdy Bell się o nią troszczył, bo sprawiało to, że tonęła w swoich uczuciach jeszcze bardziej, to fakt, że jej słowa sprawiły mu przykrość łamał jej serce.
W końcu nikt nie lubi krzywdzić kogoś kogo kocha.
Dokładnie wiedziała kiedy to wszystko się zaczęło. Wybrała się z nim na wyprawę do bunkru, bo nie chciała iść z nikim kogo lubi. Wróciła z nowym przyjacielem i jedną z niewielu osób którym mogła ufać.
Od tamtej pory to on był pierwszą osobą, do której przychodziła z problemem, czy pierwszą osobą na którą zwracała uwagę w grupie.
Zastanawiała się "dlaczego", ale gdy znalazła odpowiedź na to pytanie wcale nie była zadowolona.
Była przerażona.
Próbowała wyrzucić go ze swojej głowy, ale za każdym razem gdy się udawało wracał.
Jednak nie traciła nadzieji. Wciąż liczyła na to, że uda jej się wrócić do bycia dawną Clarke, która używając swojej głowy podejmowała mądre decyzje, a jej serce nie miało zbyt wiele do powiedzenia.
Lecz w momencie gdy Bellamy Blake powrócił do obozu rzuciła się w jego ramiona. Tak po prostu. I dopiero po chwili dotarło do niej co się stało.
Nie było odwrotu. Jej serce i jej uczucia przejęły kontrolę nad jej głową i wcale jej się to nie podobało.
Była gotowa zrobić dla bruneta wszystko, a jego śmiech był jedynym dzwiękiem jaki miała ochotę słyszeć.
Jednak byli do siebie na tyle podobni, że mimo łączących ich uczuć nie potrafili wytrzymać tygodnia bez kłótni.
A każda z nich łamała serce Clarke coraz bardziej.
I tak jak zazwyczaj nie odczuwała potrzeby przepraszania, bo zawsze miała rację, tak dziś nie mogła zasnąć, gdyż nie pozwalało jej na to poczucie winy.
Minęły godziny, a Clarke wciąż nie wiedziała co robić. Mimo, że na zegarku była druga blondynka nie mogła znieść poczucia winy ani chwili dłużej. Wiedziała, że Bell prawdopodobne śpi, ale w tym momencie nie miało to znaczenia.
Podniosła się z łóżka i podeszła do drzwi. Z ciężkim biciem serca nacisnęla na klamkę. Jakże wielkie było jej zdziwienie, gdy ujrzała bruneta - obiekt jej rozmyślań.
Nie zdążyła nic powiedzieć. Została popchnięta na ścianę, a do jej ust przyległy usta Bellamiego.
Z zaskoczeniem oddała pocałunek. Ten jeden gest powiedział im wszystko. Cała tęsknota, strach, żal za wypowiedziane i niewypowiedziane słowa - wszystko było jasne.
- Przepraszam... - powiedzieli równocześnie, gdy w końcu oderwali się od siebie. Gdyby cała ta sytuacja miała jakichkolwiek świadków, z pewnością powiedzieli by, że uśmiechy na ich twarzach były jednymi z najszczerszych jakie kiedykolwiek widzieli.
Blondynka odgarniając włosy z jego czoła spojrzała w jego oczy i już wiedziała - poddanie się sercu było najlepszą decyzją jaką podjęła w swoim osiemnastoletnim życiu.
Ich usta ponownie złączyły się w pocałunku. Wszystko było jasne. W końcu mogli spać spokojnie.