Alex nigdy nie był typem rannego ptaszka. Wolał zarywać nocki niż wstawać wcześnie. Zdarzało mu się, że w ogóle nie spał lub kładł się jak na horyzoncie już było widać promienie porannego słońca. Zwykle nadrabiał godziny bezsenności w weekendy lub po prostu zadowalał się mocną kawą z jego ulubionej kafejki na rogu ulicy, parę przecznic od jego starego mieszkania za czasów liceum. Ach, liceum co to były za czasy. To tam poznał swoją dziewczynę, Elizę, siostrę Angeliki i Peggy, oraz swojego najlepszego przyjaciela Johna. Skrzywił się na to wspomnienie. Przepraszam, byłego najlepszego przyjaciela. Teraz znalazł nowych znajomych i mimo że, nie byli tak zabawni i towarzyscy jak Laurens, Hamilton musiał się zadowolić ich towarzystwem. Do jego nowej grupy znajomy należał między innymi, Aaraon Burr, jego sąsiad, o którego istnieniu do wiedział się gdy nauczycielka przydzieliła go do projektu razem z nim. Chłopak miał ogromną wiedzę i miał świetne zadatki na prawnika, ale Alex uważał, że brakuje mu pewności siebie i tak zwanego "wzięcia sprawy w swoje ręce".
Po chwili myślenia wstał z łóżka i spojrzał w lustro. Jego włosy do ramion były w totalnym nieładzie i Alex wiedział, że jeśli ich nie uczesze przed wzięciem prysznica nic z tego nie będzie. A więc zrobił jak pomyślał. Po dłuższej chwili wyszedł z łazienki i spojrzał na przygotowane wczorajszego wieczora rzeczy. Biała koszula, czarne spodnie i w miarę czyste czarne adidasy. Nie najgorzej. Skomentował swój zestaw ubrań. Zaczął od wysuszenia włosów i związania ich w małą "kitkę" z tyłu głowy. Następnie założył na siebie koszule pilnując by wszystkie guziki były równo zapięte i włożył spodnie i buty. Miał zamiar wcisnąć koszule w spodnie ale zrezygnował z tego pomysłu, rozpinając również górny guzik koszuli, ten znajdujący się pod samym kołnierzykiem. Uważał bowiem, że mężczyzna z tak ułożoną koszula wyglądał niezwykle atrakcyjnie i szarmancko, a w dodatku przyciągał wzrok kobiet. Sambie musiał się o to martwić, bo większość kobiet uważało go za szczególnie atrakcyjnego. Sam jednak zadowolił się piękna siostrą Schuyler, dokładnie młodsza siostrą Angeliki, Elizą. Dziewczyna miała jasna karnację i długie, miękkie, proste włosy, którymi Alexander uwielbiał się bawić. Kochał gdy kobieta miała długie kosmyki, bo uważał, że dodaje jej to kobiecości i lekkości. Sama Eliza była bardzo spokojną i ciepła osobą, a w dodatku Hamilton podobał jej się odkąd zobaczyła go pierwszego dnia liceum na wieczorze zapoznawczym. Była niewiarygodnie szczęśliwa gdy chłopak zaproponował jej randkę a potem związek. Hamilton uśmiechnął się na wspomnienie dziewczyny, nie widział jej aż dwa miesiące i już nie mógł się doczekać by ją zobaczyć. Ostatni raz spojrzał w lustro i założył niesforny kosmyk włosów za ucho. Uznał, że wygląda dobrze i zbiegł po schodach na dół.
Wszedł do kuchni i pocałował w policzek panią Washington, Martę. Kobieta była dla niego jak matka odkąd tylko go adoptowali. Alexander był bardzo wdzięczny Georgowi za to, że mimo jego wybryków i początkowej niechęci zaadoptował go. Chłopak nadal pamiętał ten dzień w którym pani Rose - opiekunka w domu dla sierot oznajmiła mu, że ktoś go chce zaadoptować. Młodszy Hamilton był bardzo zdziwiony tym faktem w szczególności, że nie był najgrzeczniejszym dzieckiem w ośrodku. Za to miał dar przekonywania ludzi i argumentowania swojego zdania. Lecz mimo to większość nauczycieli i wychowawców w domu dziecka uważało go za pyskatego rozrabiakę. Na szczęście w liceum trochę się uspokoił i wolał wylewać swoje myśli i zdanie na papier. Dlatego pod jego łóżkiem leżał stos kolorowych zapisanych zeszytów i teczek z pojedynczymi kartkami. Hamilton do niech nie wracał. Po prostu gdy na jego biurku było zbyt wiele jego notatek chował je pod łóżko by nie zajmowały miejsca. Nie było potrzeby do tego wracać, ponieważ zwykle były to chwilowe sytuacyjne rozmyślania w pośpiechu zapisane długopisem, by uwolnić od nich pełen myśli umysł.
Alexander chwycił jabłko i zaczął zmierzać do drzwi, uprzednio wsuwając do kieszeni czarnych spodni portfel i klucze do furtki. Zatrzymał go jednak gruby głos mężczyzny dobiegający ze strony schodów.
- Już wychodzisz synu? - spytał George Washington schodząc z góry jeszcze w piżamie. Hamilton z grymasem na ustach zignorował, to że mężczyzna nazwał go swoim synem. W przeszłości wręcz nie nawiedził jak ten mówił tak do niego. Może to wynikało z tego, że Alex bardzo przeżył odejście ojca? Nie wiedział. Lecz działało to na niego jak płachta na byka. Na szczęście z czasem przestał zwracać na to aż taką uwagę.
- Tak, nie chce się spóźnić. - wyjaśnił i zatrzasnął za sobą stare drzwi. Kochał ten dom i państwo Washington. Choć był on zdecydowanie starym budynkiem, z wielokrotnie odnawialnymi ścianami i starym lekko zaniedbanym, dużym ogrodem. Kochał również osoby mieszkające w nim. Od George'a po kota, który nosił jego imię. Cieszył się, że znalazł rodzinę, mimo że nie był z nią połączony genetycznie. Wiedział, że Marta nie mogła mieć dzieci i dlatego zdecydowali się na adopcję. Ale nie smucił go ten fakt. Uważał to za uśmiech od losu. Zatrzasnął za sobą metalową furtkę w kolorze butelkowej zieleni i udał się na przystanek.Mieszał na obrzeżach miasta co miało i swoje uroki i wady. Lecz odległość wynagradzał mu spokój i brak wysokich bloków. Na szczęście nie daleko znajdował się przystanek, na który autobusy przyjeżdżały co piętnaście minut, więc dojazd nie był problemem dla młodego Hamiltona. Jak zwykle wbiegł do autobusu zdyszany i w ostatniej chwili przed zamknięciem drzwi. Rozejrzał się i wypatrzył miejsce siedzące, w którego kierunku od razu się skierował. Podgłośnił muzykę w słuchawkach i oparł głowę o szybę. Na jego czoło spadło parę kosmyków, które musiały wysunąć się chłopakowi z kucyka, związanego z tyłu głowy.
Pod uczelnią był wyjątkowo wcześnie. Do uroczystości zostało jakieś 20 minut. Alex z rezygnacją usiadł z na schodkach prowadzących do głównego gmachu szkoły. W nim z resztą miały się odbywać wykłady studentów, którzy zamierzali studiować prawo. Alexander z nudów wyjął swój telefon i zaczął przeglądać grupy dyskusyjne na Facebooku, do których należał. Już nawet nie chciały mu się pisać komentarzy i poprawiać ludzi tylko prychał gdy przeczytał jakąś bzdurę. W pewnej chwili coś, a raczej czyjeś ręce zasłoniły mu oczy i usłyszał za sobą perlisty kobiecy śmiech. Uśmiechnął się pod nosem.
- Beatsy, wiem że to ty. - Dodał lekko znudzonym tonem dając dziewczynie do zrozumienia, że ją rozpoznał. Ciemnowłosa nachyliła si nad nim i lekko pocałowała w policzek. Po tym czułym przywitaniu oboje udali się na uroczystości.
Hamilton wszedł do klasy razem z grupą innych studentów. Rozejrzał się po wnętrzu pomieszczenia. Typowa sala wykładowa. Stopniowo poukładane ławy a przy nich krzesła. Na samym dole stało biurko profesora. Alex usiadł mniej więcej w połowie sali, bo wiem wyznawał zasadę by znaleźć złoty środek i się tego trzymać. Po paru ciągnących się w nieskończoność minutach do sali wykładowej wszedł profesor. Nie stary ani nie bardzo młody mężczyzna z gładko zaczesanymi rudymi włosami i okularami na czubku nosa. Typowy naukowiec, skomentował w myślach Hamilton i oparł brodę na dłoni.
Nic nie zapowiadało, że coś go zainteresuje w monologu profesora. Aktualnie młody student leżał na swoim stoliku tocząc długopis to w jedną, to w drugą stronę. Wszyscy na sali mieli już tego dosyć. Spojrzał na zegarek i z jękiem stwierdził, że minęło dopiero 20 minut odkąd profesor zaczął omawiać ich podręcznik i to czego się w tym semestrze nauczą. Nagle Alex usłyszał skrzypienie drzwi. Zdziwił się marszcząc brwi i myślał już, że znudzony umysł płata mu figle.
Sale wypełnił trzask zamkniętych z zamachem ciężkich drzwi.
Do sali wszedł jeszcze jeden spóźniony uczeń. Alexa szczerze mówiąc nie obchodziło kto wszedł do środka. Chciał by ten cholerny wykład się już skończył i by mógł wreszcie wyjść z tego pomieszczenia. Wielkie było jego zdziwienie gdy kontem oka zauważył burzę brązowo-rudych włosów związanych w kitkę. Odwrócił się gwałtownie idealnie by zauważyć jak nowy uczeń siada w swojej ławce trzy poziomy wyżej niego. Hamilton zdusił przekleństwo. Myślał, że nie spotka nikogo znajomego na tym kierunku. Ale oczywiście, on zawsze trafi na to czego nie chce. A brązową czuprynę, skrzące się zielone oczy i piegi znał aż za dobrze. Bowiem wszystko należało do Cholernego Johna Laurensa, który zostawił go po skończeniu liceum nie próbując nawet utrzymać kontaktu.
Pierdol się Laurens i te twoje urocze piegi.

CZYTASZ
Black Coffe || Hamilton Modern AU
Fanfiction"Stara miłość nie rdzewieje" no chyba, że ktoś się o to pożądanie postara. Bo kto powiedział że, nie można się wyleczyć z miłości? Lub bardziej młodzieńczego zauroczenia i szalonego lata przeżytego po nieudanej imprezie na którymś roku liceum. Czar...