prolog

7 1 0
                                    


Jest to pierwsza oryginalna historia, jaką postanowiłam faktycznie wprowadzić  w życie. Nie jest najbardziej poważna i taka nie ma być, ale przynosi mi zabawę pisanie tego, więc mam nadzieję, że ktoś na tej stronie będzie również miał zabawę z czytania o tej dwójce impulsywnych krwiopijców. 

***

"Take me to church and I'll worship like a dog at the shrine of your lies"

Słowa piosenki brzmiały mu w uszach, a Lexi po raz pierwszy zaczął faktycznie zwracać uwagę na ich znaczenie... Czy też bardziej dopasowywać znaczenie do swojego życia. Owszem, słyszał, że ludzie robią to często, ale on nigdy nie widział w tym sensu. Oczywistym jest przecież, że artysta nie pisał tego z myślą o tobie, więc po co?

Tymczasem teraz sprawy miały się trochę inaczej, a ilość uczuć, jakie w nim buzowały zaczęła go przerastać. Nie żeby zdawał sobie z nich sprawę. Był nadal święcie przekonany, że jest po prostu zły. Nie. Nie "zły". Był w tym momencie po prostu wkurwiony. Wkurwiony na siebie, wkurwiony na Oscara, wkurwiony na Radę. Dosłownie na wszystko naokoło. Nie pomagał również fakt, że przed nim było jeszcze przynajmniej półtorej godziny lotu, co oznaczało, że zanim zdąży się zarejestrować w pokoju i na spokojnie wyjść na polowanie miną przynajmniej dwie i pół godziny, a on zaczynał być głodny. Jest spora szansa, że będzie musiał znaleźć sobie jakiś obiad zanim zacznie szukać hotelu.

No cóż. Tym będzie się martwił później. Postanowił nie myśleć teraz o przyszłości i skupić się na chwili obecnej.

Udało mu się! To było teraz najważniejsze. Udało mu się uciec, a w momencie, w którym wsiadł na pokład samolotu wszelki stres, jaki miał w sobie wcześniej ulotnił się dokładnie tak samo, jak on w tej wielkiej latającej puszce ulotnił się właśnie z kraju, w którym najprawdopodobniej już za kilka godzin będzie poszukiwany nie tylko przez policję, ale również Wampirzą Radę. Nie wiedział, które jest gorsze i bardziej niebezpieczne, ale był pewny, że na ten moment będzie miał spokój od obydwu... Przynajmniej na jakiś czas. Tym dłuższy, im więcej uda mu się w Polsce podjąć działań na rzecz całkowitego zniknięcia. Na szczęście miał plan i to taki, który miał naprawdę duże szanse powodzenia.

Uśmiechnął się i rozsiadł wygodniej w fotelu patrząc przez okno, jak budynki Londynu stopniowo się oddalają. Już na ten moment wyglądały raczej, jak makieta, niż realne miasto.

"Bardzo dobrze. Im są dalej i im mniej realne, tym lepiej" pomyślał, gratulując sobie wewnętrznie i śmiejąc się delikatnie w duchu z tego, że absolutnie nikt z innych osób znajdujących się na pokładzie nie ma pojęcia, że leci właśnie z prawie-poszukiwanym mordercą. A szkoda. Tłuszcza ma tyle nudne życia, że mogliby opowiadać o tym rodzinie i znajomym przez lata. Gdyby tylko wiedzieli. 

Z obiadem autostopemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz