Zima. Do jaskini wróciła rosła niedźwiedzica o brunatnej sierści. Niosła ona w swym pysku dziecko, starannie zawinięte w białe jak śnieg sukno. Zwierzę odłożyło niemowlaka w miejsce, gdzie leżały jej własne niedźwiadki. Można było pomyśleć, że brutalne zwierzęta rozszarpią biedne dziecię, lecz zamiast tego samica starannie wylizała je do czysta. Kiedy bobas był głodny, wraz z innymi niedźwiadkami zaczął ssać matczyne mleko. Dzikie zwierzę uważnie i roztropnie opiekowało się dzieckiem, które za niedługo miało rządzić największym imperium na świecie.
Lata mijały, a dziewczynka rosła jak na drożdżach. Kiedy osiągnęła odpowiedni wiek, zaczęła razem ze swoją rodziną, urządzać krwawe polowania. Na jednej z tych gonitw, podążając za tropem zranionej zwierzyny, młoda Ameba (bo takie imię sobie nadała) zawędrowała na trawiaste wzgórze, z którego rozpościerał się widok na rzekę, spokojnie płynącą przez dolinę, a za nią ciągnące się po całej szerokości olbrzymie pasmo gór, których szczyty pokryte były lśniącą pokrywą śniegu.
-Ojej! Co za piękny widok!- krzyknęła.
Ameba poczuła niezwykłą radość, a przy tym i ciekawość, co znajduje się dalej. Postanowiła jednak dokończyć polowanie i wrócić tam później.
Wieczorem, wraz z rodziną zjadła zdobycze długich polowań w srogiej tundrze. Tej nocy, niebo roiło się od jaśniejących gwiazd. Kiedy wszyscy układali się do snu, ona czekała na odpowiedni moment. Chciała poznać świat za śnieżnym pasmem wzniesień. Wyruszyła więc w podróż, mając pewność, że reszta smacznie śpi. Przemierzając gęste bory, dotarła w miejsce, które wcześniej zobaczyła.
Przed nią ukazał się jeszcze piękniejszy widok. Mgła zasłaniająca szczyt, wręcz zmieniła to miejsce w bardziej mroczne i tajemnicze.
Tym razem zeszła niżej, nad rzekę, która wiła się jak niebieska wstążeczka. Szła tak przez godzinę, aż dotarła pod zbocza góry.
-Jaka ona wielka!- nie mogła powstrzymać się od zaskoczenia.
Dziewczynkę jakby coś tchnęło, i zaczęła powoli wspinać się ku szczycie. Kiedy miała już wskoczyć na kolejny kamień, straciła wiarę w siebie i spadła w dół.
-Boli!- krzyknęła. Na szczęście zaliczyła tylko parę siniaków.
-Muszę spróbować jeszcze raz!- powiedziała do siebie.
I znów wdrapywała się po porośniętych mchem zboczach. Już prawie była na pierwszym pagórku, kiedy znów zwątpiła i zaraz była na ziemi. Tym razem o mało nie złamała sobie kości.
Ameba nie wiedziała, ile minęło już czasu. Jednak widać było przebłyski promieni wschodzącego słońca.
Całym wydarzeniom przypatrywała się niedźwiedzica, która jak tylko zarejestrowała brak leżącej przy niej dziewczynki, zaczęła szukać jej śladów. Zapachy i odciski zrobionych przez człowieka prowizorycznych bucików zaprowadziły ją tutaj. "Nie jest jeszcze gotowa. Musi wierzyć z całych sił w swą moc." myślała.
Dziecko nadal przez godziny próbowało pokonać górę. Jednak za każdym razem coś ją niepokoiło, traciła równowagę i... leżała na glebie. Poobijana i wycieńczona Ameba miała już dość. Pierwszy raz jej coś nie szło. Z oczu poleciały słone łzy. Lecz, kiedy odwróciła swój wzrok ku wzgórzu, z którego przyszła, ujrzała swoją zwierzęcą matkę. Nagle jakby coś ją trafiło. W jej głowie jawiło się zaskoczenie i strach.
-Ona wie!- powiedziała do siebie -W takim razie nie mogę jej zawieść! Jestem gotowa iść w świat!
Dziewczynka poczuła niesamowity przyrost siły i z furią rozpędziła się u stóp góry.
-HIJAAAA!- okrzyknęła. Zaczęła z niesamowitym skupieniem wchodzić po kamieniach. Jeszcze się nie obejrzała, a była już prawie na szczycie.
Włochate zwierzę było pod ogromnym wrażeniem determinacji bohaterki. "Jednak może się jej uda?" pomyślała
Amebie zostało tylko parę ruchów i już miała być na szczycie, gdy znów napadł ją strach i zwątpienie. Miała już puścić ostre stropy oraz spaść na glebę z śmiertelnym skutkiem.
Niedźwiedzica widziała co się święci i zaczęła biec na ratunek, jednak nagle ujrzała swą podopieczną machającą do niej z szczytu. "Jest gotowa... Idź moje dziecko... Będziesz wielka. Nie zapomnij jednak o szacunku do innych..." ta ostatnia myśl, sprawiła, że przed zwierzęciem pojawiła się wizja, której raczej nie chciałaby zobaczyć. "Wierzę, że tak nie będzie" myślała w duchu.
CZYTASZ
WŁADCZYNIA
HumorMłoda kobieta usiadła na lekko zniszczonym fotelu gubernatora kolonji -Oto nasza nowa królowa! Na jej cześć oddajmy jej hołd!- powiedział kapłan W świątyni w rozległy się gromkie brawa, po czym wszyscy uklękli przed dziewczyną. Nikt jednak nie spodz...