Krzątanina w mieszkaniu wydała się Yuuriemu wyjątkowo podejrzana, biorąc pod uwagę, że był to niedzielny poranek. Nikt o zdrowych zmysłach, szczególnie jego Victor, nie miał na tyle werwy, aby idealny dla lenistwa i bujania w obłokach dzień spędzić na demolowaniu salonu. A przynajmniej Japończyk tak do tej pory uważał.
Dla pewności pomacał na oślep drugą stronę łóżka. Oczywiście, miejsce obok było puste, co jasno wskazywało winowajcę hałasu. Znów sięgnął ręką, tym razem w drugą stronę, po okulary. Gdy wygramolił się spod kołdry i zerkną na schowany do tej pory bezpiecznie pod poduszką telefon, ze zgrozą zobaczył godzinę szóstą rano.
Może to jednak złodziej? Może włamywacz zastał Victora w drodze do łazienki i zakneblował, a teraz przeszukuje ich dom w poszukiwaniu drogocennych rzeczy? Przecież to niemożliwe, żeby właściciel srebrnej czupryny zmusił się do wstania z łóżka w niedziele o szóstej rano, na dłużej niż 5 minut.
Yuuri dźwignął się na równe nogi i z bijącym sercem ruszył do salonu. Dzierżył w ręku dzielnie telefon, na wszelki wypadek gdyby musiał natychmiast zadzwonić pod numer alarmowy.
Wszedł do salonu i zobaczył swojego Victora, na szczęście samego, bez włamywacza. Victora, który ścierał kurze. Tanecznym wręcz krokiem latał między regałem, a komodą z żółtą szmatką w ręce. Oniemiały chłopak stanął jak wryty, a jego brwi natychmiast poszybowały do góry.
- Victor...?
-Oh, Yuuri! - Usta mężczyzny ułożyły się w szeroki uśmiech o kształcie serca. - Obudziłem cię kochany?
Kochany pokiwał głową powoli, nadal analizując widok przed sobą.
- Co... robisz? - zdobył się wreszcie na to pytanie, mimo, że nie był pewien czy chce usłyszeć odpowiedź.
- Sprzątam!
- To widzę. Ale wiesz jaka jest godzina?
Victor podszedł do niego i objął jedną ręką, prowadząc na sofę. Kiedy usiedli, podał brunetowi leżącą na stoliku książkę, którą Yuuri poznał od razu i której od tej pory chyba naprawdę nienawidził. Wdzięczny tytuł "Żyć Lepiej" uderzył go jak grom. Wolumin Rosjanin dorwał w księgarni w piątek i od tamtej pory zaczytywał się w nim jak w osobistej biblii.
"Nawykom na imię lenistwo" - głosił ogromny, wytłuszczony napis drugiego działu, gdzie książka została założona kawałkiem papieru z notatnika.
- Victor... - Młodszy spuścił głowę cierpiętniczo.
- Słucham, złoto?
- Przecież mi chodziło o to, żebyś nie zostawiał zmywania na trzy dni, nie o to, żebyś sprzątał o brzasku jak jakaś rusałka.
- W książce jest napisane, że aby się zmienić, musisz zacząć od radykalnych środków. - Tamten widział w swoim działaniu ewidentnie perfekcyjny sens.
- Więc właśnie polerujesz śrubki w szafce, żeby później móc zmusić się do pozmywania tego samego dnia w którym gotowałeś? - upewnił się.
Jak się niestety obawiał, jego ukochany pokiwał mocno głową, niewzruszony. Tutaj pertraktacje się kończyły, należało wycofać pozostałe przy życiu jednostki i udawać dla własnego zdrowia psychicznego, że nic się nie działo. Yuuri to też uczynił.
Książka w swoim założeniu miała pomóc czytelnikom z ich codziennymi troskami. Idea ta była oczywiście zacna, ale chyba nikt nie przewidział skutków ubocznych, bo Japończyk nie znalazł nigdzie kursywą ostrzeżenia, że narzeczeni czytelników będą wariowali przez cały okres trwania lektury.
CZYTASZ
Dlaczego nie warto ufać księgarniom? | Walentynkowy Challenge Dziabary
RomanceJak nazwa mówi, na walentynki został zorganizowany challenge w którym każdy uczestnik losował swoje hasło i musiał użyć go w opowieści z uniwersum Yuri On Ice. Moje hasło z fiszki numer 999 brzmiało "Jestem dla siebie dobry". Wybrałam tradycyjnie sh...