~1~

32 4 1
                                    

1980 ROK

Gdzieś na przedmieściach Verony...

- Aish... Mamo, przepraszam. Zaraz ci pomogę –

Zdezorientowany, nie zauważył, kiedy w biegu zrzucił miskę z mozarellą. Zastanawiał się, ile jeszcze rzeczy zepsuł, potłukł, lub zrzucił, podczas zabawy z szczeniakiem. Jedno musiał przyznać, Ezio był najlepszym wyborem, jego rodziców. Pocieszny, mieszaniec Golden retrievera, i owczarka. Urocze ślepia, kompletnie odwracały uwagę, od jego szatańskiego charakteru. Podpalana, jedwabista sierść, którą chłopak, tak kochał głaskać. Jedynym „problemem", były beżowe łapki, które, zazwyczaj, zostawały ciemne, od błota, w którym piesek kochał się tarzać.

Matka była na niego wściekła, obiecał jej pomóc, a zamiast tego, gonił małego Ezio, po całej posiadłości.

- Rozumiem, że jesteś podekscytowany, ale Wonwoo... Masz 22 lata. Nie sądzisz, że to dobry moment, aby się ogarnąć? Kiedyś nas tu zabraknie. Musisz sobie kogoś znaleźć, założyć rodzinę, i w końcu się wyprowadzić! –

- Przecież wiesz, że...-

- Tak, tak. „ Nie utrzymasz się z pracy malarza." Ta sama wymówka, od dwóch lat. Skończyłeś Akademię Sztuk Pięknych, twoje obrazy są urzekające. Na co czeka... –

Nim kobieta dokończyła swoją wypowiedź, jej syn pobiegł do swojego pokoju.

Miał już dość słuchania wywodów kobiety.

- On nigdy nie dorośnie... - Powiedziała cicho kobieta, wracając do przyrządzania posiłku. Bardzo się starała, ponieważ dzisiaj, miał przybyć gość. Chciała wypaść jak najlepiej, w oczach osoby, która miała zostać tam, przez długi okres.

/////////////

To prawda, młody Jeon ukończył studia, był świetnym artystą. Lecz nie chciał się wyprowadzać do Verony, jak nakazywała mu matka, chciał wrócić do domu, do Seulu.

Matka nigdy nie puści go tam samego. Wiedział o tym.

Młody chłopak marzył, o spotkaniu kogoś, kto umożliwi mu powrót.

Miał dość życia we Włoszech. Kiedy chodził do szkoły średniej, był wyzywany, za swoją narodowość, i orientację.

Nie rozumiał, dlaczego nie tolerują tego, że jest Koreańczykiem. Lecz doskonale wiedział, dlaczego wyzywają go od „pedałów", „zboczeńców" , „wyrzutków"...

Był inny.

Czuł się jak śmieć, jak czarna owca.

Wiedział, że nigdy nie zazna miłości, bo kto by go chciał?

//////////////

-Kochanie, zejdź do nas! -

Z zamyślenia, wyrwał go głos matki. Domyślał się, że przyjechał gość, który miał tu zostać, aż na dwa miesiące.

Tydzień wcześniej, podsłuchał, jak matka mówiła o jakimś młodym Koreańczyku, który jest o rok młodszy, od 22-letniego Woo.

Chciał wierzyć, że to prawda.

Możliwe, że ten tajemniczy chłopak, pomógłby mu w ucieczce.

Czym prędzej wstał, zbiegając ze schodów, i pędząc w stronę kuchni.

Niemal nie zemdlał, kiedy przekroczył próg jadalni. Przy stole siedziała jego mama, ojczym, i młody, wysoki Azjata. Teraz wiedział, że to co mówiła matka, było prawdą .

Dwa metry od niego, siedział czarujący człowiek. A może to anioł? Dla Wonwoo zdecydowanie nim był. Ale czy to możliwe, że ta boska istota znalazła się, naprzeciw niego?

Kiedy udało mu się powrócić do rzeczywistości, od razu spalił buraka. Nie spodziewał się, że może tak oszaleć, na widok obcej mu osoby.

Mężczyzna był śliczny. Miał kasztanowe włosy, czarne, niczym smoła oczy, w których Woo, powoli tonął.Wydawał się dość wysoki. Można było to poznać po długich, i chudych nogach, odzianych w obcisłe, podarte jeansy. Miał umięśnione, lecz szczupłe ciało. Wzrok Jeona spoczął, na chwilę, na smukłych rękach przybysza, oraz jego torsie, który okryty był jasno- żółtym golfem, wpuszczonym w spodnie.

Po chwili poczuł zażenowanie, oraz wstyd, bo uświadomił sobie, że od dobrych pięciu minut wpatruje się, w widocznie zdziwionego chłopaka. Nie miał zamiaru narażać się na niewygodne pytanie, ze strony rodziny. Chwycił za skrawek płaszcza, i uciekł do sadu, znajdującego się za posiadłością.

Przebywał tam dość często, lecz dzisiaj nie było to dobrym pomysłem. Dzień był deszczowi, i zimny, nie zdarza się to często, we Włoszech, a szczególnie w tym małym miasteczku, pod Veroną. Wonwoo od razu oskarżył o to, bogu ducha winnego gościa. Wolał wmawiać sobie, że to on przywiózł tę pogodę ze sobą, aniżeli uświadomić sobie, iż to normalne zjawisko atmosferyczne.

Zdecydowanie wolałby oglądać ten deszcz, na dachu, jakiegoś wysokiego budynku, w Seulu. A teraz? Tkwił w małej, włoskiej wsi. Z matką, ojczymem, szczeniakiem, i facetem, który, na pewno, nie da mu spokoju.

Nim zauważył, minęła godzina, może dwie, ale jedno było pewne. Był przemoczony, i zmarznięty. Chciał znaleźć się pod ciepłą pierzyną, czekającą na niego w pokoju, lecz bał się powrotu. Bał się konfrontacji z nieznajomym. Choć wiedział, że tego nie uniknie.

- Hej, długo masz zamiar tutaj siedzieć? Jesteś cały mokry! –

Otworzył szeroko oczy, na głos nieznajomego. nie dość, że mężczyzna był przystojny, to miał anielski, głęboki głos, którym zahipnotyzował starszego. Nie dając poznać po sobie zdumienia, wstał w pośpiechu wracając do domu. Po raz kolejny zostawił, biednego, zdziwionego chłopaka samego.

Wleciał do pokoju, trzaskając przy tym drzwiami.

Zsunął się po nich w dół.

Nie wiedział co dalej robić. Zauroczył się w nieznajomym, zapewne bez wzajemności .

Znowu zostanie wyśmiany, i poniżony. Nie miał zamiaru następny raz tego przeżywać. Postanowił, unikać chłopaka, choćby nie wiadomo co. Łzy zaczęły, mimowolnie, spływać po jego, jasnych, gładkich policzkach.

Dlaczego to musiało spotkać, akurat jego? Zastanawiając się nad tym, oddał się w objęcia Morfeusza. Na zimnej, drewnianej posadce.

~~~~~~~~~~~~~~

Hej! Przychodzę do was z pierwszym rozdziałem, mojego nowego fanfiction.                                           Mam nadzieję, że przyjmiecie mnie miło.

Byłoby mi bardzo miło, gdybyście zostawili swoją opinię!!

Zapraszam do dalszego czytania!!!

~ Yoonchan

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 06, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Pictorem || Meanie ( Mingyu X Wonwoo )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz