Paryż wita cię od razu po twoim przybyciu, jasny, luksusowy i... boleśnie wręcz obcy.
Nie możesz mieć teraz wątpliwości, doskonale o tym wiesz. W końcu robiłeś absolutnie wszystko, aby się tu dostać. Chcąc zebrać wystarczającą ilość pieniędzy na podróż i późniejsze życie, podejmowałeś się każdych możliwych zajęć, nawet tych uważanych powszechnie za upokarzające. Słaniałeś się na nogach, z wycieńczenia nieraz niemalże tracąc przytomność, co dnia popadając w tę samą wyniszczającą rutynę, jaką narzucał ci Seul - szarość, zmęczenie, smutek i samotność. Miałeś jednak świadomość, że to jedyny sposób, by się stąd wyrwać, by zacząć w końcu oddychać, marzyć i żyć, zamiast do końca swoich dni dławić się amerykanizacją i dymem z wyrastających jak grzyby po deszczu fabryk. W miarę jak dorastałeś, zacząłeś po prostu zauważać, jak wszystko w twoim rodzinnym mieście się zmienia i nic dookoła nie jest już takie, jak zapamiętałeś oraz pokochałeś. Nie tęskniłeś za strachem, niepewnością, wciąż wiszącym nad wszystkimi widmem przemocy ani uciskającą biedą i nadal nie tęsknisz za żadną z tych rzeczy. Opłakujesz raczej utratę miejsca, które mogłeś z dumą nazywać swoim, które dawało ci poczucie przynależności i szansy na bycie kimś, kim zawsze chciałeś być, dopóki nie przyszła fala "postępu" - dająca, owszem, więcej wolności, lecz zarazem, paradoksalnie, odbierająca ci wszelkie przejawy niezależności. Od zawsze byłeś niepoprawnym wręcz romantykiem, zakochanym we wzniosłych ideach, tym, co oryginalne i piękne. Seul nie wydaje ci się już taki. To okropne, ale nie umiesz się w nim odnaleźć, a przecież spędziłeś lata, po cichu walcząc i protestując w jego imię. Jest zbyt... zachodni, a nie musiał być, skoro jego urok leży w zupełnie czymś innym, i to cię właśnie boli.
Zaś Paryż? Paryż od początku był zachodni, owszem, lecz jednocześnie wciąż swój, z tymi samymi brukowanymi uliczkami, które niegdyś spływały krwią rewolucjonistów i z bielonymi ścianami budynków, przesiąkniętymi zapachem kawy oraz świeżo pieczonego chleba. W Paryżu powietrze zdawało się być świeższe, pozwalając kwiatom zakwitnąć bujnie na balkonach, a pędom wić się po metalowych poręczach. Mieszkańcy miasta przemierzają tu chodniki tanecznym krokiem, z głową zadartą wysoko, wpatrzeni w płynące nad nimi chmury - ludzie z muśniętymi wiatrem włosami, zaróżowionymi policzkami i wieczną wiosną w sercu. Ci sami ludzie mijają teraz ciebie, stojącego z niewielką walizką (wypełnioną wyłącznie najważniejszymi rzeczami, bez których nie wyobrażałeś sobie opuścić Seulu; resztę zamierzasz kupić na miejscu) na środku Rue Saint-Lazare, a uśmiechy nie opuszczają ich twarzy nawet na moment, ty zaś pragniesz wierzyć, że wkrótce staniesz się jednym z nich, że ta obcość i lęk w twoim sercu rozpłyną się w nicość.
Na razie ciężko ci w to uwierzyć - w to, że istnieje coś innego niż zwłoki przyjaciół na chodniku, mordercza praca i późniejsze upijanie się do nieprzytomności w obskurnych barach, gdy w tle rozbrzmiewa kiepski trot. Niemalże nie znasz języka, ani francuskiego, ani nawet angielskiego, nie licząc kilku podstawowych zwrotów; nie wiesz też, co cię właściwie czeka, bo jedyne, czego jesteś pewien, to nielegalnie zdobytych pieniędzy, jakie masz w portfelu i skromnego pokoiku w jakimś tanim motelu, który zamierzasz jednak dopiero wynająć. Jak na tak daleką i ryzykowną podróż, właściwie tego nie przemyślałeś, tak mogliby rzec niektórzy, lecz ciebie nie mogłoby to obchodzić ani trochę mniej. Jedyne, co się liczy, to fakt, że zza uchylonych drzwi jednej z kawiarenek dobiegają dźwięki jazzu i głośne śmiechy, które wraz z klaksonami mknących ulicami aut tworzą cudowną symfonię, a ty - ty nareszcie pozwalasz sobie na uśmiech.
***
Udaje ci się kupić mapę miasta w małym sklepiku w jednej z bocznych uliczek, przy pomocy swojego łamanego angielskiego. Młoda sprzedawczyni uśmiecha się nieśmiało, słysząc twoje nieco nieudolne starania, lecz mimo wszystko udaje wam się porozumieć. Zawsze byłeś przekonany, że Francuzi nie przepadają za używaniem angielskiego, przypuszczasz jednak, że twoja walizka i mało europejskie rysy twarzy wzbudziły jej politowanie. Postanawiasz wykorzystać tę swoistą przewagę i nieco ułatwić sobie sprawę z poszukiwaniem taniego zakwaterowania. Bardziej przy użyciu gestów niż słów, wyjaśniasz, że zależy ci na jakimś tanim motelu w okolicy i prosiłbyś o zaznaczenie go na mapie. O dziwo, z twarzy kobiety nadal nie znika uśmiech, gdy spełnia twoją prośbę. Przyglądasz jej się uważnie - krótko obcięte włosy, usta pociągnięte czerwoną szminką i nieco zbyt luźna biała koszula, spod której prześwituje biustonosz - i tak, jak zazwyczaj to czynisz z ludźmi, którzy cię intrygują, zastanawiasz się, o czym tak naprawdę myśli.
CZYTASZ
chagrin d'amour | jongkey
Fanfictionchagrin d'amour, noun, fr., meanings: 1. heartache; lovesickness 2. an unhappy love story. Jonghyun przybywa do Paryża, by odnaleźć samego siebie. Nie spodziewa się, że zamiast tego odnajdzie tam człowieka, który mu w tym pomoże, tylko po to, by sk...