•Rozdział 30•

110 7 1
                                    

To już trzy dni odkąd Meg została postrzelona. Trzy długie dni gdy nie słyszałem jej słodkiego głosu gdy mnie wyzywała. Lekarze mówią że niedługo się wybudzi lecz dla mnie to żadne pocieszenie. Czuję się winny tego co się tam wydarzyło. Zamiast stać jak ten dureń i napierdalać w ścianę ze złości na samego siebie mogłem ją zatrzymać. Mogłem zrobić cokolwiek... Teraz gdy czas odwiedzin w szpitalu się skończył i jest tu przerażająco pusto najbardziej uderza to jak bardzo ta silna i wredna dziewczyna tutaj nie pasuje, zwłaszcza podłączona do tych wszystkich kabli.
Wstałem, podszedłem do okna i spojrzałem na powoli już ciemniejące niebo. Wiedziałem że to już pora jechać, spojrzałem na nadal nieprzytomną Meg. Dopiero teraz zauważyłem jak strasznie blado wygląda na tle szpitalnej pościeli. Dotknąłem jej dłoni lecz szybko zabrałem rękę i ruszyłem do drzwi.
Wychodząc z jej sali wpadłem prawie na dziewczynę na wózku. Rozmawiała z lekarzem spojrzała na mnie tak jakby mnie kojarzyła ale nie wiedziała skąd, mi jej twarz wydała się znajoma lecz nie miałem czasu się nad tym zastanawiać.
Na parkingu zobaczyłem człowieka który szybko oddalał się od mojego motocykla. Coś było nie tak. Obejrzałem motocykl bardzo dokładnie i w oczy rzuciła mi się mała przecięta rurka. Ten typ przeciął mi przewody hamulcowe. Spojrzałem w kierunku w którym uciekał ale nie zostało po nim żadnego śladu.

●●●

Wróciłem do domu z ojcem. Gdy tylko zestawili moją bestię z lawety od razu zabrałem się za naprawę. Przewody były przecięte czymś na podobę ręcznej piłki do drzewa, co było łatwo poznać bo było to zrobione bardzo nieumiejętnie. Wchodząc do domu usłyszałem rozmowy w salonie. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać więc ruszyłem w stronę schodów lecz moja mama skutecznie zniweczyła mój plan zaszycia się w swoim pokoju i dalszego rozmyślania.
-Christopher dobrze że jesteś, chodź się przywitać!
Spojrzałem na nią wymownie ale ta uparta kobieta nie przyjmuje odmowy, więc ruszyłem za nią do salonu. Na fotelu siedziała pani Black a zaraz przy niej dziewczyna na wózku. Ta sama której mało nie staranowałem w szpitalu. Lekko zdziwiony podszedłem do niej i wyciągnąłem do niej dłoń.
-Cześć, jestem Christopher.- odwzajemniła uścisk i powiedziała:
-Hej, Sofia siostra Meg.
Uśmiechnęła się ale widziałem w jej oczach że nadal analizuje skąd mnie zna. Odwzajemniłem gest i puściłem jej dłoń ponieważ ten uścisk wydał mi się za długi. Odwróciłem się i ruszyłem w stronę pokoju.
Oczy Sofii wyglądały identycznie jak jej siostry lecz oczy Meg miały w sobie coś tajemniczego, coś co przyciągało mnie do niej. Zrzucilem z siebie ubrania i wskoczyłem pod prysznic, po kąpieli rzuciłem się na łóżko i momentalnie zasnąłem.

☆☆☆

Otworzyłem oczy i ujrzałem jej piękny uśmiech. Była tu, przy mnie cała i zdrowa. Chwyciłem ją w ramiona i mocno pocałowałem, czułem jej gorące usta i lekko słodki zapach jej perfum. Odsunęła się odemnie i wyszeptała delikatnie:
-Przepraszam...
Nim zdążyłem coś powiedzieć zobaczyłem że wskakuje na swój motocykl i odjeżdża, pierwszy raz jak jedzie bez kasku. Wsiadłem do samochodu i zacząłem ją gonić, była szybka i zwinna jak zawsze gdy zjednoczyła się z maszyną. Zorientowałem się gdzie jedzie, gdy wjechała na skrzyżowanie usłyszałem tylko trąbienie aut i jak czarne audi wjeżdża pomiędzy mnie a Meg. Zachamowałem gwałtownie w obawie przed zdarzeniem lecz kierowca audi jechał bardzo szybko. Zrównał się z dziewczyną i opuścił szybę, zobaczyłem błysk broni w jego dłoni. Dałem gaz do dechy i wjechałem między nich, wiedziałem jak to się skończy jeśli nie zareaguje. Kątem oka zobaczyłem że Meg skręciła w uliczkę, nie widziałem twarzy kierowcy próbowałem zepchnąć jego samochód uderzając w jego bok lecz przed maskę wyjechał mi tir poczułem uderzenie z lewej strony i straciłem panowanie nad pojazdem. Samochód uderzył w barierkę i zaczął koziołkować. Zatrzymałem się na dachu i próbowałem wyjść z wraku. Zobaczyłem przed sobą znoszone czarne trampki i chwilę później Meg upadającą przedemną na kolanach. Szkło wbijało jej się w nagie kolana i wtedy ujrzałem jeszcze kogoś stojącego za nią. Spojrzałem w górę ale nie widziałem twarzy oprawcy przez rażące słońce, usłyszałem przy uchu jak Megnolia cicho popłakuje i powtarza:
- Przepraszam, to nie miało tak wyglądać, tak bardzo Cię przepraszam.
Nie rozumiałem z tego ani słowa, co miało inaczej wyglądać? O czym ona mówi?
Przewróciłem się na plecy i niepostrzeżenie wyciągnąłem pistolet zza paska. Mężczyzna stojący nad nami przyłożył broń do głowy dziewczyny, ja wyciągnąłem swoją w jego stronę i strzeliłem, lecz zamiast jednego usłyszałem dwa strzały. Zobaczyłem Megnolię upadającą powoli na twarz. Złapałem ją i przyciągnąłem do siebie, czułem jak powoli jej ciało wiotczeje, traci ciepło. Ten skurwiel ją zabił, dopiero wtedy spojrzałem na niego leżał teraz na ulicy trzymając się za bok. Podniosłem się delikatnie odkładając ciało Meg na ziemi. Podszedłem do niego i spojrzałem mu prosto w oczy. To był ten pierdolony fiut który podawał się za jej przyjaciela, jak on się nazywał? Stu? Spojrzał mi w oczy i powiedział:
-Jeśli ja jej nie mogę mieć to Ty tym bardziej.
Wyprostował rękę którą jeszcze przed chwilą uciskał ranę, trzymał w niej pistolet. Sekundę później usłyszałem wystrzał i wszystko pochłonęła ciemność.

☆☆☆

Zerwałem się z łóżka zlany potem.
Usłyszałem dzwonek telefonu i zacząłem go szukać. Dzwonił nieznany numer. Z nieznanego powodu poczułem niepokój. Wcisnąłem zieloną słuchawkę.
-Halo?- spojrzałem na budzik na szafce, była dopiero 22 czyli spałem jakieś 1,5 godziny.
-Przyjedź szybko do szpitala proszę- usłyszałem łamiący się głos Megnolii.
-Co się dzieje??- dopytywałem odpowiedział mi dźwięk zakończonego połączenia.
Wskoczyłem w dres i zakładając w biegu koszulkę złapałem za klucze i kurtkę. Wsiadłem do samochodu i łamiąc wszystkie przepisy pojechałem do szpitala. Strasznie padał deszcz i samochód co jakiś czas wpadał w poślizg. Dojechałem do szpitala i na parkingu zobaczyłem przerażoną i przemoczoną Megnolię w koszuli szpitalnej. Wyskoczyłem z samochodu i opatuliłem ją swoją kurtką podnosząc na ręce. Była taka drobna i drżała w moich ramionach. Niosąc ją do samochodu zrozumiałem że to nie z zimna lecz od płaczu, posadziłem ją na miejscu pasażera i usiadłem za kółkiem. Podkręciłem ogrzewanie i spojrzałem na nią.
-Co się stało?-zapytałem po chwili zgarniając jej włosy z twarzy i zachaczając je za ucho. Spojrzała na mnie tymi smutnymi oczami i miałem ochotę ją przytulić lecz ona odwróciła twarz i poprosiła żebym ruszył. Zrobiłem to lecz nadal nie dawało mi spokoju to co się stało. Zmieniając biegi poczułem jak delikatnie kładzie swoją dłoń na mojej, ścisnąłem jąmocniej i marzyłem o tym aby nigdy jej nie puszczała.

☆☆☆

Łapcie miśki taki przedsmak
Buziaczki
AngelRider00

Bad Boy & Me. KontynuacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz