Wstęp
Z jakichś, nie do końca zrozumiałych i niepoznanych, może niepoznawalnych przyczyn już grecki czy rzymski artifex, który chciał zasłużyć na określenie poietes bądź vates wywoływał w sobie, chciał odnaleźć, uchwycić, przeżyć furor poeticus, by urzeczywistnić ingenium. Poeta natchniony latał, latać musiał. Jeśli nie latał był wyłącznie rzemieślnikiem, bardzo przydatnym, którego nawet Platon mógł tolerować w swoim zamkniętym, na wskroś racjonalnym piekielno-rajskim państwie. Arcypoeta Apollo nie tylko przemieszkiwał na Parnasie, ale też jego towarzyszem był łabędź, Orfeusz poruszał, porywał do tańca kamienie, menady w orszaku Dionizosa unosiła muzyka, nawet św. Jan na Patmos doświadczył zachwycenia, został uniesiony do nieba, podobne doświadczenie stało się zresztą udziałem Mahometa, proroków żydowskich, Daniela czy Ezechiela. Nawet nasz biedny Kordian został porwany na szczyt, później zaś ze szczytu w przestrzeń swoich wizji i potem ku Polsce swojego przerażenia. Któż nie widział „Mickiewicza na Judahu skale" Walentego Wańkowicza? Wielki poeta przecież właśnie szykuje się do odlotu, czyż nie? Z pewnością najbardziej znanym poetyckim lotnikiem starożytności był Horacy widzący się jako łabędzia, zaś jego polski czarnoleski naśladowca i emulator nie bez powodu doświadcza podobnej przemiany. Co łączy Apollina, św. Jana z Patmos i czarnoleskiego Mistrza Jana? Oni wszyscy z perspektywy końca XIX i XX w nie istnieją. Są herosami wyłaniającymi się z przeszłości przed naszymi oczami zaś ich realność a raczej nierealność przeraża. Nie mogliby zdarzyć się dziś, jeśli zaś pojawiliby się wśród nas, wysłalibyśmy ich do terapeuty. Moja praca właśnie z tego przerażenia wyrasta. Tragiczne przeświadczenie o niemożności lotu i zarazem jego potrzebie, konieczności, bez której poeta przestaje istnieć, dostrzegam w literaturze drugiej połowy XIX w. i literaturze wieku XX w. Owszem, człowiek skonstruował: balon, szybowiec, samolot, jednak uświadomił sobie ich niewystarczalność, słabość oraz pozorność takiego właśnie wznoszenia się, zwłaszcza jeśli miałoby ono służyć odkrywaniu sfer, które stały się domem starych mistrzów, wymienionych wcześniej. Nawet Boeing 747 nie uniesie do nieba...
Końcówka wieku XIX to z jednej strony pogłębienie i poszerzenie wiedzy o człowieku, z drugiej jednak początek narastających tendencji zmierzających do zmechanizowania całej działalności umysłu, czego skrajnym przykładem jest redukcjonizm, stanowisko powstałe w obrębie filozofii umysłu.
Stąd też pomysł, by poszukać sposobów ujęcia motywu lotu w literaturze Stanisława Ignacego Witkiewicza i Jerzego Pilcha i skoncentrować namysł wokół zagadnień związanych z tworzeniem pod wpływem środków psychoaktywnych. Tragizm artystów eksperymentujących świadomie i pod opieką lekarza, jak Witkacy i autorów oddających się mimowolnie doświadczeniu tworzenia pod wpływem środków psychotropowych łączy przeczucie fałszywości, „sztuczności rajów" osiąganych. Niemniej, jak mawiał „weselny", „przybyszewski" Nos , „gdyby Szopen żył..."
CZYTASZ
Chmury w zielonej butelce -
Random- PERSPEKTYWA ANTROPOLOGICZNA PSYCHOAKTYWNYCH "ODLOTÓW" to moja praca na olimpiadę z polskiego, rok temu. wylałam przy niej morze łez (bez kitu). byłam na nią bardzo zła (nadal trochę jestem). ale mój polonista stwierdził, że jest dobra literacko. n...