...

1.2K 84 16
                                    

-Masz gości! -piskliwy krzyk mojej starszej siostry przebija się przez ścianę szumu wody oraz dźwięcznego śmiechu połączonego z melodią- zawsze śpiewam pod prysznicem. Pomiędzy jednym a drugim rzewnym konsonansem udaje mi się wyłapać zaledwie kilka słów: bawcie się dobrze; potem jest już tylko woda, woda, gorąca woda. To właśnie ona pozwala mi zatrzymać się w tej właśnie chwili, pieści moje zmysły jak i ciało, jakby chciała szeptać mi do ucha: Zatrzymaj się. Zostań. Niestety, tak jak i zawsze wieczorami opuszczam łazienkę, niechętnie kierując się w stronę mojego małego pokoju. Przepasana zaledwie beżowym ręcznikiem jestem już u skraju wyczerpania, jednak jakimś cudem udaje mi się dotrzeć do sypialni- chwilę później schylam się już, i już, już, jestem coraz bliżej, gdy nagle coś drobnego, ciepłego obejmuje mnie od tyłu. I nagle dociera do mnie w pełni, co to takiego.Dziewczęce palce gładzą moje ciało, pozostawiając po sobie smugi pożądania. Przez te palce cała płonę, i niestety nic nie mogę z tym poradzić.

-To właśnie ty jesteś ''gościem od matmy''? -szepczę siląc się na spokój, co jest z resztą zadaniem niezwykle trudnym. Och, głupie serce, dlaczegóż to tak trzepocze, niczym ptak szczelnie zamknięty w klatce?

-Korepetycje z matematyki odwołane. Cieszysz się?

***

Pierwszą rzeczą jaką dostrzegam po przebudzeniu jest stanik wiszący na włączonej lampie, spódnicę, czy chociażby lewego buta znajdującego się w miejscu, w którym znajdować się nie powinien. Ja sama czuję się jakby ktoś zabawił się moimi wnętrznościami w golfa, ale zapomniał już odłożyć piłeczek na swoje miejsce. Z niewyobrażalnym trudem podciągam się do pozycji na wpół siedzącej, jednak zatrzymuję swoje ospałe, obolałe ciało w bezruchu gdy zauważam pewną nietypową rzecz leżącą w rogu pokoju. Jest to skarpeta Mai, mojej najlepszej przyjaciółki, która... Zaraz zaraz. Mojej... przyjaciółki. W...tym...miejscu. O kurwa.

-Okayou, Kira-chan! Jak się spało?

Odwracam się niemal błyskawicznie by dostrzec śliczną kobietę, przypatrującą się mi spod swoich długich rzęs. Ubrana jest w kłusy fartuszek do sprzątania mojej starszej siostry, w ręku zaś dzierży miotłę. Wystarczą mi zaledwie trzy sekundy by rozbudzić się całkowicie, jeszcze mniej, bym wstała dziko wymachując rękoma.

-Mai, co ty, do cholery, wyprawiasz w moim domu?!

-Jak to co? -odpłaca mi się szybkim plaskaczem, potem zaś zdzieleniem miotłą, która nie wiem dlaczego jeszcze się nie rozpadła. Ten drugi cios nie był wymierzony specjalnie, jednak zabolał bardziej.

-Sama zaprosiłaś mnie, żebym pomogła ci przygotować się do testu z matematyki!

-To raczej nie było uczenie się! -odgryzam się natychmiast, jednocześnie trzymając się za obolałe kolano, któremu dostało się całkiem niesprawiedliwie. Chlanie do nieprzytomności pod nieobecno...

Panna Mai jak gdyby nic marszczy swój mały, zadarty nosek, nie odpowiada mi jednak na oskarżenia.

-Jare jare, zapomniałam tego posprzątać. Wybaczy pani- szepcze, jak gdyby nic pokazując swoje mleczne ząbki, równocześnie wskazuje także na stanik dyndający na równi z sufitem.

Gdyby siostra tu przyszła... Zdziwienie nie było by chyba odpowiednim określeniem.

Mai podkłada bujane krzesło, na które zgrabnie wskakuje by zdjąć bieliznę, jednak w ostatniej sekundzie dziwacznego wymachiwania traci równowagę, upadając tym samym na moje kompletnie zdezorientowane ciało. Cholera, nagle wszystko zaczyna dziać się tak szybko...

-Co ty do... -udaje mi się wymruczeć, zanim do końca nie spłonę rumieńcem. Biodra, dla odmiany całkowicie nieodsłonięte wylądowały na moim podbrzuszu, co powoduje, że na chwilę tracę oddech. Boże, o boże, brak mi tchu.

Wybór?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz