// IT'S ALRIGHT, ALL I SEE IS YOU //

581 53 52
                                    

MÓWIĄ, ŻE PIERWSZYM ZMYSŁEM, jaki tracisz w obliczu śmierci, jest wzrok. Ale ty doskonale wiesz, że nawet wtedy będziesz widzieć tylko i wyłącznie ją. Zawsze i wszędzie to będzie ona.

Ona i wojna. Jedyne dwie pewne rzeczy w twoim życiu.

Gdy umiera w twoich ramionach, nie potrafisz uronić jednej, głupiej łzy, choć boli, tak kurewsko boli. Ktoś powiedziałby, że przez te wszystkie lata mówienia o słabości uczuć sam stałeś się nieczuły, ty jednak wolałbyś określenie zszokowany. Bo nie umiesz w to uwierzyć, prawda? Że jej już nie ma, nawet jeśli obiecywała ci wieczność, która ironicznie okazała się dwunastoma latami. Potrząsasz jej ramieniem, lekko, z czasem coraz agresywniej. Robisz to w nadziei, że uda ci się ją obudzić z tego wiecznego snu. I że także tym razem otworzy oczy, obdarzając cię zaspanym spojrzeniem ciemnych, wręcz czarnych tęczówek, a następnie łagodnym, ciepłym uśmiechem. Ale ona jest martwa, tak martwa, jak tylko może być. Nie patrzy na ciebie, nie uśmiecha się, nie żyje. Tak po prostu.

Nigdy nie pomyślałbyś, że zostanie ci odebrana w tak brutalny sposób. Szczególnie w ten mętny, szary wieczór, w którego trakcie ją poznajesz, kształtując tym całe swoje życie. Wszystko ma przecież trwać wiecznie, ty i ona, i nieistotne jest to, że w tamtej chwili całkowicie o tym nie myślisz. Po prostu rozkoszujesz się jej śmiechem, trochę cierpkim, trochę cichym, ale nadzwyczaj kojącym. Uważnie się jej przyglądasz. I choć jej czarne oczy patrzą na ciebie, wydają się wcale ciebie nie widzieć. Upijasz kilka łyków gorzkiego alkoholu, przysłuchując się energicznej rozmowie, jaką prowadzi z twoim bratem. Tworzysz drugi, trzeci, dziesiąty plan, jednak nie jest to dla ciebie zbyt istotne. Po prostu siedzisz przy barze, razem z nimi, ciesząc się wolnym, piątkowym wieczorem – oczywiście na swój własny sposób. W tamtym momencie nie przeszkadza ci nawet to, że jest tak bardzo zauroczona twoim starszym bratem, że kiedy on znika, a wy zostajecie sami, wydaje się odrobinę rozczarowana.

Zakochujesz się w niej tak szybko, że nikt nie ma prawa tego usłyszeć. A już na pewno nie ona.

W całkowitym milczeniu wpatrujecie się w puste szklanki, jak zdezorientowani nastolatkowie, od których jesteście niewiele starsi. Młodzi, świeży i piękni. Każde z was czeka na to, aż drugie się odezwie. Przynajmniej tak zakładasz, bo między Bogiem a prawdą, nie wiesz, czy siedząca obok ciebie ciemnowłosa kobieta nie planuje czasem ucieczki z baru, byle tylko uniknąć twojego towarzystwa. Bo odkąd pamiętasz, zawsze wypadałeś blado przy swoim czarującym, uwielbianym przez wszystkich bracie. Jednak to nic takiego, popularność nigdy nie była twoim priorytetem. Ty po prostu chciałeś stać się jednym z najważniejszych, najznakomitszych wojowników w szeregach Kree. Dlatego gdy inni się bawili i zapijali się w trupa, ty zarywałeś noce, aby trenować. Aby uczyć się o historii twojej planety, o Starforce, o taktyce wojskowej. Aby dowiadywać się o wielkich autorytetach poprzednich wojen więcej i więcej, dopóki sam nie stałeś się jednym z nich. Dopóki sam nie stałeś się swoim własnym bohaterem.

Tego wieczoru, ku twojemu zaskoczeniu, walkę na tę niezręczną ciszę przegrywa ona, zaczynając jakiś całkiem błahy temat. Nieważne, dzisiaj już nawet tego nie pamiętasz. Podchwytujesz rozmowę, mówiąc coś, co wprawia ją w rozbawienie. I znów ten cudowny dźwięk! I piękna nieznajoma, która staje się dla ciebie odpoczynkiem; tak, jak spacer, który za wszelką cenę pragniesz wydłużyć o kolejne minuty. Chcesz znów coś powiedzieć, cokolwiek, aby podtrzymać ten stan, bojąc się jednocześnie, że zaledwie jednym słowem zniszczysz wszystko. Dokładnie tak, jak masz to w zwyczaju. Ale ona wcale nie ucieka. Nie teraz, potem też nie. W gruncie rzeczy od tego dnia stajecie się trochę-bardzo nierozłączni.

Jej atramentowe włosy pachną deszczem, gdy siedzicie obok siebie w ciasnym wagonie metra, w całkowitym milczeniu, po prostu napawając się własnym towarzystwem. Wąskie światła zawieszonych na suficie jarzeniówek oświetlają jej twarz, wciąż wilgotną od panującej za oknem ulewy. Po wąskich oknach, wbudowanych w równych odstępach, woda spływa strumieniami. Hala jest ciemna, ciemniejsza niż zwykle, deszcz zaś jest brudny i tak intensywny, że niezwykle trudno jest usłyszeć nawet zapowiadany przystanek. Ze strzępków słów wyłapujesz zaledwie magicznie powtarzaną tutaj frazę „Od ostatniego ataku Skrullów minęło...”. Przy niej jednak te dni przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Nagle sprawa, dla której tak oddanie walczysz, schodzi na drugi plan. Teraz liczy się ona, chociaż nie mówisz tego na głos, ani jej, ani twojemu bratu, ani tym bardziej sobie.

blind ∆ marvelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz