Wakacyjna Anomalia

115 8 1
                                    

Nigdy w swoim życiu nie rozważałem możliwości istnienia żadnych alternatywnych światów czy rzeczywistości. Uważałem to za nierealistyczne bajania marzycieli, którym brak sensacji w życiu. Dlaczego teraz o tym mówię? Jak pewnie nie trudno się domyślić, wydarzyło się coś, co moje dotychczasowe przekonania, delikatnie mówiąc, odmieniło.

Spędzałem wakacje poza miastem, z dala od hałasów i innych niedogodności. Miejsce mojego pobytu nie jest istotne. Istotne jest to, że niedaleko była łąka, na którą dość często chodziłem odpocząć od hałasów wiejskich. Tak, mówi się, że to w mieście jest zawsze tak głośno... Jednak słuchanie zwierzyńca przez dłuższy czas również może trochę dać w kość. Na owej łące zawsze było cicho, takiego miejsca jak to nie potrafiłem znaleźć przez wszystkie lata mojego niezbyt długiego życia. W okresie letnim mogłem sobie pozwolić na drzemki w ciągu dnia, co było wręcz niemożliwe w roku szkolnym. Nie ma chyba lepszego miejsca na drzemkę niż odosobnione i ciche miejsce.

Tego dnia słońce świeciło jasno, a niebo było częściowo zachmurzone. Wiał chłodny, orzeźwiający wiatr co w połączeniu z ciepłymi promieniami słońca dawało naprawdę komfortowe warunki do drzemki. Położyłem się na trawie, nie brałem ze sobą żadnych koców ani czegokolwiek co mogłoby zakłócić mój kontakt z naturą podczas chwil wyciszenia.

Wzrok swój utkwiłem w chmurach obserwując ich kształty. Moją szczególną uwagę zwrócił obłok, który kształtem do złudzenia przypominał wielkie drzewo o grubym pniu i wyjątkowo bujnej koronie. Przymrużyłem oczy i traciłem powoli kontakt z rzeczywistością...

Gdy otwarłem oczy, chmury już tam nie było... Nad moją głową w ogóle ciężko było zobaczyć jakiekolwiek chmury, czy też choćby jeden duży kawałek nieba. Dlaczego? Chwilę mi zajęło przetworzenie obrazu widzianego przez moje oczy. W końcu stwierdziłem z całkowitą pewnością że mam nad głową... Korony drzew. Wyjątkowo gęste korony drzew.

Zdziwiła mnie moja własna pewność w osądzie, gdyż byłem przekonany że leżę na łące, na której nie było żadnej rośliny sięgającej ponad poziom trawy. Jednak nie dało się zaprzeczyć, że wokół mnie znajdują się wysokie, zdrowe drzewa.

Obróciłem głowę w prawo, gdzie oczy moje ujrzały ogromny korzeń jednego z nich. Powoli podniosłem się z trawy i rozejrzałem wokół. Potwierdziły się moje domysły, otaczał mnie gigantyczny las. Nie mówię tu o obszarze jaki on zajmował, bo tego dokładnie określić nie mogłem, za to rozmiar drzew był zdecydowanie powyżej normy. Sceneria wyglądała jak z powieści fantasy, pomyślałem sobie, że brakuje tylko żeby jakaś wróżka czy inny elfik powitał mnie w starożytnym, magicznym lesie.

Jakież było moje zdziwienie kiedy ujrzałem zmierzającą w moją stronę uskrzydloną postać kobiety, a przynajmniej w ten sposób mógłbym ją opisać. W miarę jak zbliżała się do mnie lecąc nisko nad ziemią mogłem zobaczyć więcej detali składających się na jej wygląd.

Miała na sobie suknię z półprzeźroczystego, białego materiału. Ciężko było mi go porównać do jakiegokolwiek z tych które występują na Ziemi. Jasne, długie włosy które zdawały się nie podlegać żadnym prawom fizyki. Ich zachowanie wydawało mi się w jakiś sposób nienaturalne, jakby same układały się w sposób, w który w danej chwili wyglądały najlepiej i najlepiej podkreślały urodę tej niezwykłej istoty.

A miały co podkreślać, delikatna i gładka twarz o zielonych oczach nie pozwalała łatwo odwracać od siebie wzroku. Na jej głowie spoczywał dziwny diadem który najbardziej wyróżniał się z całego jej ubioru. Błyszczał on różnymi kolorami i był widoczny z daleka, ponownie nie potrafiłem stwierdzić czy jest podobny do czegoś co można zobaczyć w naszym świecie.

Więcej niż jeden świat?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz