Chłopak niepewnie popchnął drzwi sali i wkroczył do środka. Dziewczyna o brązowych włosach do pasa podążyła za nim, myśląc o tym, że ten gest od lat się nie zmienił. Zdawała sobie sprawę, że bez względu na to, czy wchodził tu sam, z babcią, czy z nią... zawsze był niepewny. Bał się i cierpiał. Nic dziwnego. Rodzice niczym marionetki. Bez pamięci. Bez zdolności do mówienia.
Pamela obiecała Neville'owi Longbottomowi, że kiedyś ich wyleczą. Lecz czy było to możliwe? Od lat uzdrowiciele byli bezradni, a co mogli zrobić nastolatkowie, którzy swą przyszłość wiązali z zielarstwem? Puchonka westchnęła głęboko i podążyła za przyjacielem, by po raz trzeci spotkać się z jego rodzicami. Gryfon potrzebował wsparcia podczas tych wizyt, a zarazem chciał pokazać Pam, że obdarzył ją bezgranicznym zaufaniem. Longbottom i Arterberry byli dla siebie niczym rodzeństwo.
Gdy nastolatka wkroczyła w głąb sali, po drodze witając się z byłym nauczycielem obrony przed czarną magią – Gilderoyem Lockhartem – od razu napotkała natarczywe spojrzenie matki chłopaka. Gdy Neville witał się z tatą, ona podeszła do Alicji Longbottom i ujęła delikatnie jej wychudzoną dłoń. Gdy Puchonka zbliżała się do rodziców przyjaciela, miała wrażenie, że są tak krusi, iż zaraz się rozpadną. Wtedy miała ochotę płakać, lecz musiała być silna. I dla Neville'a, i dla nich. Przybrała na twarz serdeczny uśmiech.
– Dzień dobry, proszę pani! – zawołała radośnie, po czym sięgnęła po torbę i wyciągnęła z niej bukiet słoneczników. – Obiecałam, że przyniosę nowy bukiecik, więc oto on! Cudowny, prawda? Och, kocham słoneczniki!
Zielonooka włożyła kwiaty do wazonu na szafce przy łóżku. Gdy tylko zobaczyła tę straszną, smutną salę, obiecała, że będzie przynosić podczas każdej wizyty słoneczniki, by choć trochę ożywić to miejsce. Słoneczniki zawsze dodawały jej otuchy, uwielbiała te kwiaty. Cóż, Pamela Arterberry kochała wszystkie kwiaty, ale to właśnie te uważała za najpiękniejsze. Cudownie prezentowały się w błękitnym wazonie, o czym przekonana była sama Alicja Longbottom, gdyż, co wielce wzruszyło Pamelę, uśmiechała się, patrząc na przyniesione przez nastolatkę rośliny.
Syn kobiety również to zauważył i poczuł ogromną wdzięczność wobec Pam. Już podczas pierwszego spotkania z jego rodzicami niczym słońce była w stanie odpędzić złe chmury i rozjaśnić całą salę promieniami ciepła i dobra, którym emanowała.
❀ ❀ ❀
Neville Longbottom często się bał, ale tym razem był to zupełnie inny strach. Pam zaakceptowała go i uznała za przyjaciela. Nie mógł ukrywać prawdy o swoich rodzicach, a gdy Arterberry się o tym dowiedziała, od razu zapragnęła ich poznać. Czternastoletni Gryfon nie rozumiał, dlaczego Pameli tak zależy, lecz zgodził się, gdyż wiedział, że dziewczyna nie zrobiłaby mu nic złego. Nim wkroczyli do sali, Pamela uśmiechnęła się.
I ten uśmiech upewnił go w tym, że będzie dobrze. Zresztą... Pam zawsze dawała nadzieję. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej? – zadał sobie pytanie.
Arterberry weszła za nim do środka i gdy zobaczyła rodziców Neville'a – można było powiedzieć, że byli oni zupełnymi wrakami ludzi – nadal promieniała uśmiechem. Mimo wszystko. I wtedy Neville Longbottom po raz pierwszy w życiu poczuł, że nie jest sam. I wiedział, wtedy już to wiedział.
Pamela Arterberry była uosobieniem dobra.
❀ ❀ ❀