Nim Pam zasunęła zasłony, zagapiła się w ciemne, bezkresne niebo. Było niemal tak ciemne niczym oczy pewnej dziewczyny. Niegdyś tak ponure, ostatnio zaczęły nabierać blasku. Arterberry miała wielu dobrych przyjaciół. Zaczynając od Weasleyów, których znała od dziecka, przez Hermionę poznaną w pociągu, wszystkich Puchonów... Cedrika, którego straciła. I Neville'a. Jednak Mira... Dziewczyna tego nie rozumiała, lecz darzyła ją specyficznym uczuciem. Bo gdy zobaczyła po raz pierwszy tę istotę, poczuła tak ogromną, nieopisaną potrzebę, by jej pomóc i sprawić, by ta ponura twarz rozbłysła uśmiechem.
Do dziś pamiętała chwilę, gdy Mira Charlotte Argent uśmiechnęła się do niej po raz pierwszy.
❀ ❀ ❀
– Więc zabieracie się z nami na mistrzostwa? – spytał Artur Weasley Isaaca, na co ten entuzjastycznie pokiwał głową. – To świetnie! Wiesz, Isaacu, mam czasami wrażenie, że tylko ty rozumiesz moje zamiłowanie do mugolskiego świata.
Pam, idąca nieco z tyłu wraz z dzieciakami Weasleyów, zachichotała. Ona i jej ojciec już to do siebie mieli. To wcale nie było tak, że rozumieli wszystkie pasje swoich przyjaciół. Sęk polegał na tym, iż bez względu na to, o co chodziło, zawsze wczuwali się w rozmowę i wiernie słuchali rozmówcy. W miarę możliwości dowiadywali się o pasjach przyjaciół i mieli dobrą pamięć do ludzi i informacji o nich. Pamela szalenie cieszyła się, że posiada taki dar. Lubiła patrzeć na ludzi opowiadających o czymś z zafascynowaniem i pasją.
– Nasi starzy mają świra, co nie? – zagadnął Ron. Pieguska wyszczerzyła zęby. Uważała, że zdrowy, pozytywny świr to nic złego i wręcz doceniała nieco ekscentrycznych, oryginalnych ludzi.
– To chyba dobrze, prawda? Ja... – Nagle urwała. Widząc przechodzącą obok Mirę, nie potrafiła kontynuować zdania. Właśnie skończył się trzeci rok w Hogwarcie, co oznaczało, że przez trzy lata starała się uszczęśliwić tę Ślizgonkę... z marnym skutkiem.
Widząc tak smutną i zrezygnowaną twarz, czuła ogromny ból. Dlaczego Mira nie chce wracać do domu? Nie cieszy się z odpoczynku? Nie rozumiem. Słyszała, że Ron coś mówi, lecz nie reagowała. Patrzyła usilnie na Argent, a wtedy ich spojrzenia się skrzyżowały. Co mam robić? Te ciemne oczy... one są tak puste. Gdy nie wiedziała, co robić, zawsze chwytała się niezawodnej deski ratunku, tak więc postąpiła i tym razem.
Uśmiechnęła się.
Nie liczyła na żaden rezultat, ale pomyślała, że... że może okaże tym gestem to, iż mimo wszystko ją wspiera. Choć Mira odtrącała jej bliskość, ewidentnie się bała, Pam chciała, by Ślizgonka poczuła choć trochę szczęścia.
I wtedy... wtedy Mira Argent odwzajemniła uśmiech. Był to bardzo nieśmiały gest. Niemal ledwo uniosła kąciki ust, ale... to było to. Wyglądała tak uroczo.
Pam miała ochotę popłakać się ze szczęścia.
❀ ❀ ❀
Tak.
To wtedy po raz pierwszy się do mnie uśmiechnęłaś. Potem był drugi, trzeci... Ostatecznie, gdy mnie zauważasz, zawsze witasz mnie uśmiechem. Zmieniłaś się. Czy teraz jesteś szczęśliwa? Pam zastanawiała się nad tym, co w głębi duszy skrywa Ślizgonka. Nie potrafiła jej rozgryźć, nigdy nie myślała nad prawdziwymi intencjami ludzi, po prostu akceptowała ich takimi, jakimi się prezentowali. Póki sami nie chcieli pokazać swego wnętrza, Arterberry nie nalegała. Jednakże... Tak bardzo chciała poznać Mirę.
Tak bardzo.
Westchnęła ciężko i potarła ramiona. Zrobiło się chłodno, więc zasunęła zasłony, zgasiła wszystkie lampki i wskoczyła pod pierzynę wraz ze swoim ukochanym pluszowym pieskiem.
❀ ❀ ❀
Samochód pana Arterberry powoli gnał przez ulice Londynu. Udogodnienia stworzone przez Artura Weasleya zdecydowanie ułatwiały podróże na dworzec. Nawet babcia Neville'a na nic nie narzekała. Dwa kufry, klatka z myszą i Teodora – wszystko mieściło się bez problemu.
– Pamelo, masz naprawdę przepiękny szalik! – odezwała się pani Longbottom. – Ten żółty kolor wygląda na tobie cudownie. Sama robiłaś?
– Tak, tak. Od dawna robię na drutach. Już zrobiłam dla Neville'a kilka czapek, rękawiczek i szalików. Wiele moich przyjaciół nosi rzeczy stworzone przeze mnie. Teraz pracuję nad swetrami, ale trochę mi nie wychodzą... – Nastolatka zasępiła się, lecz po chwili uśmiechnęła się promiennie. – Ale kiedyś się uda! Zrobię dla pani piękny świąteczny sweter!
Starsza kobieta zaśmiała się pod nosem i nim zdążyła coś powiedzieć, pan Arterberry zatrzymał wóz. Pam wzięła głęboki oddech i wyszczerzyła zęby w stronę Neville'a.
– Idziemy, kochani! – zawołał żywiołowo Isaac. Dzieciaki porwały swe bagaże i cała czwórka pognała na peron dziewięć i trzy czwarte.
Gdy Neville żegnał się z babcią, Isaac przytulił ukochaną córkę. Delikatnie głaszcząc jej włosy, myślał nad tym, jak wiele mógłby dla niej zrobić i jak wiele po prostu nie był w stanie. Nigdy nie wynagrodził jej braku matki. Emilia odeszła od niego tak dawno... Nigdy nie wróciła. Nie chciała wracać.
– Tato, zawsze się tak martwisz. To ja powinnam! Nie nosisz szalika w zimę – wymruczała Puchonka, na co pan Arterberry zaśmiał się cicho.
– Zawsze chciałem, byś była szczęśliwa, ale... nigdy nie byłem w stanie zastąpić ci matki – powiedział z wielkim smutkiem.
Pamela popatrzyła na niego wręcz zażenowana.
– Oszalałeś? Nie potrzebuję mamy, kiedy mam ciebie. Jesteś najlepszy!
Czym zasłużyłem na tak cudowną córkę? – Isaac zadał sobie pytanie. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że dla Pam zawsze był i będzie najlepszym i najcudowniejszym ojcem na świecie.
– Kocham cię, tato – powiedziała nastolatka, nim weszła do pociągu.
– Ja ciebie też, Pam – odrzekł i westchnął poruszony. Babcia Neville'a położyła mu dłoń na ramieniu. Isaac otarł łzę z kącika oka i pomachał córce, która żegnała go nadal z okna pociągu.
Nigdy jej nie powiedziałem, że jej pierwsze słowo to „tata”, pomyślał.