Nieproszony gość wpadł do gabinetu nagle i z takim rozmachem, że drzwi uderzyły z hukiem o bok dębowej półki na książki. Szybkimi krokami dotarł na środek pomieszczania, dostrzegł siedzącego przy biurku człowieka i stanął jak wryty.
— To ty... – zaczął wściekle.
W tym samym momencie dogonił go zaaferowany i zdenerwowany asystent.
— Zaskoczył mnie. Nie dał się zatrzymać... – Złapał intruza za ramię i zwrócił się do niego szorstkimi słowami: – Niech pan natychmiast wyjdzie, albo...
— Nie! – Młodszy wyszarpnął się gwałtownie. – Nie wyjdę, dopóki on mi się nie wytłumaczy – wycedził. – Wiem o wszystkim, wiem, kim jesteś!
Anglia spojrzał na intruza z umiarkowanym zainteresowaniem i zmarszczył leciutko brwi.
Chłopak miał najwyżej dwadzieścia pięć lat, garnitur nosił bardzo tani, prawdopodobnie z drugiej ręki, pościerany przy łokciach. Jego buty były brudne i zostawiały ślady na zabytkowym dywanie w krzykliwe wzory. Twarz miał pociągłą i zarumienioną, a płowe włosy rozczochrane. Wyglądał jak człowiek zdesperowany, zaskoczony własną odwagę i nie mający niczego do stracenia.
Anglia westchnął i z powrotem spuścił wzrok na list, który próbował napisać.
— Wilson – spojrzał z ukosa na asystenta – bądź tak łaskawy i zostaw mnie oraz tego dżentelmena samych.
Wilson nie poruszył się przez kilka sekund. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Anglia uciął dyskusję samym spojrzeniem. Mężczyzna skinął ponuro głową i jeszcze raz obdarzył intruza podejrzliwym spojrzeniem. Następnie zostawił ich samych, zamykając za sobą cicho drzwi.
— Masz tupet, Oliver – zauważył Anglia.
Intruz cofnął się i nerwowo poprawił marynarkę.
— Skąd wiesz, jak...
— Miałbym nie znać imienia własnego syna?
Chłopak znieruchomiał na sekundę. Wcześniej był czerwony, ale teraz zbladł, a przez jego chudą twarz przemknęło tak wiele uczuć, że musiały znikać tak szybko, jak się pojawiały.
Przez parę następnych sekund słychać tylko skrobanie złotej stalówki po papierze. Nagle jednak coś w chłopaku jakby pękło; trzema długimi krokami dopadł do biurka i uderzył o jego kant dłońmi. Anglia łaskawie przestał pisać i uniósł wzrok. Jego zielone oczy miały wyraz, który mógł oznaczać wszystko albo zupełnie nic. Oliver najwyraźniej odczytał w nich to, co chciał.
— Pamiętasz mnie.
— Naturalnie – mruknął Anglia takim tonem, jakby musiał potwierdzić bolesną oczywistość. – Więc? Usiądziesz?
— Nie będę grał w twoje cholerne gry!
— Gra w podstawową uprzejmość?
— Grę pozorów, wykrętów, bzdur i...
— A jeśli zasady mojej gry każą mówić mi szczerą prawdę? – zapytał z rozbawieniem.
— Tak po prostu? To niemożliwe, bo... – Oliver się zawahał, a na jego czole pojawiła się bruzda.
— Wolałbyś, żeby wszystko było skomplikowanie? Żebym zerwał się i kazał Wilsonowi wezwać ochronę?
— Jesteś kłamcą i krętaczem – oświadczył Oliver. Nie brzmiał jednak na przekonanego własnymi słowami. Prawdę mówiąc, nie wyglądał nawet na pewnego, dlaczego tak uważa.
YOU ARE READING
Oliver
FanfictionCzy tego chcą, czy nie, narody nieustannie coś za sobą zostawiają - najczęściej zwyczajnych ludzi.