1

58 6 0
                                    

Tak, Kayen zdawała sobie sprawę z tego że jest wampirem wyższym. Słyszała raz rozmowę dwóch łowców czarownic przy piwie. Zrozumiała że ten opis dokładnie pasuje do niej samej. Zastanawiało ją tylko jedno. Dlaczego? Jedyne sensowne rozwiązanie to to że jej rodzice byli wampirami wyższymi. Wprawdzie narazie nie zdarzyło się jej zmienić z krwiorzerczą bestię, ale była tego pewna. Rozumiała też powarkiwania Arhy. Nikt oprócz Kayen i wiedźm tego nie wiedział, i może niech tak zostanie. Woli nie ryzykować. Pozatym narazie trzeba znaleźć kryjówkę. Idąc dalej na północ, co kilka dni zaczynał padać śnieg. Po tygodniu wędrówki Kayen oraz Arha zauważyły starą, opuszczoną ale oświetloną pochodniami warownię. Dziewczyna i wadera postanowiły że po zewnętrznej stronie muru, nagrzanego od blasku ognia spędzą noc. Przytuliły się wzajemnie do siebie i zasnęły.

Następnego dnia o świcie, Kayen obudził głos rozmów:

-Ale ja ci kur*a mówie! Tu coś jest!-

-jak zwykle pier*olisz, już wszyscy się przyzwyczaili-

-gdybyś nie zgubił medaliony to byś zauważył że coś tu jest-

-nie wracaj do tego!-

-zobacz... Czyli to to... Wilkołak...-

-Debile, to zwykły wilk- odezwał się inny głos.

No nie...arha!-pomyślała Kayen i pobiegła obok świeżych śladów łap.

Gdy dobiegła do wejścia zauważyła Arhę z zadowoleniem spoglądającą na otoczenie.
-co ty tu robisz... Choć już-wyszeptała do wilczycy.

-najpierw się wytłumacz kim, lub lepiej czym jesteś. Strzygą?- zza muru wyszła zakapturzona postać. Miała na sobie zbroję z grubą zimową peleryną i dwa miecze na plecach.

-nnie..- szybko odpowiedziała Kayen i zamieniła się w ciemnozielone mgłę.

-prze*rane! Wampir wyższy!- usłyszała za sobą. Poleciała między drzewa wypatrując Arhy. Nie zauważyła gdy bełt strzały nieco rozciął jej skórę na nodze. Na śnieg spadło kilka kropel ciemnoczerwononej krwi. Rana szybko znikła ale niesmak pozostał. Ukryła się głębiej w lesie i zaczęła wypatrywać wadery. Nie przybiegła. Czyli albo ją schwytali albo nadal tam tkwi. Nie zostawi jej tak jak Mista. Pójdzie po nią.

Znalazła właściwą drogę i skierowała się w stronę wejścia. Wiedziała że tak łatwo jej nie zabiją, więc szła środkiem drogi, tak aby wszyscy ją widzieli. Pomyślą że albo jest jakaś chora na głowę, albo nie ma wrogich zamiarów. Miała nadzieję na to drugie. Weszła na stary, zaśnieżony dziedziniec. Nigdzie ani śladu czarnej kulki pocieszenie biegnącej w jej stronę. Za to poczuła mocne pchnięcie w plecy. Upadła na świerzy śnieg.
-To jeden z tych wiedźminów.- zdała sobie sprawę.

-wiemy kim jesteś, nie próbuj się wyrywać, mamy na takich jak ty specjalne klatki, prosto z tesham mutna-
Powiedział i przygwoździł srebrnym mieczem do ziemi Kayen.

-też wiem kim jesteś. Gdzie wilk?- odwarknęła mu dziewczyna.

- a co cię to obchodzi? Z piwniczki z winem ci uciekł?- odpowiedział jej wiedźmin.

Tego było już za wiele. Jak on śmie sądzić że piła jej krew? Była na niego bardzo zła. Bardzo. A wampira lepiej nie denerwować. Krzyknęła -nie!- po czym poczuła dziwną chcęć poprostu zarznięcia tego mutanta. Widziała wszystko przez mgłę, już miała się rzucić mu do twarzy, gdy nagle została mocno uderzona rękojeścią miecza w tył głowy. Jedyne co wtedy usłyszała to szum własnej krwi w uszach oraz krzyk:
-ku*wa Lambert, jesteś w Kaer Morhen tylko trzy dni a już zdążyłeś schlać się w trzy du*y-

Kayen.           [WIEDŹMIN]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz