2. memories

86 14 12
                                    

Ostatnie dni wakacji spędziliśmy razem. Każdego wieczora spotykaliśmy się na naszym boisku, by móc wspominać minione lata, śmiać się lub nawet płakać ze wzruszania. Przede wszystkim skupialiśmy się na tym, by jak najlepiej wykorzystać ten czas i nieważne, że potrafiliśmy siedzieć godzinami, gapiąc się na siebie nawzajem bez żadnego konkretnego celu z butelką taniego wina, która błądziła między naszymi dłońmi oraz ogniskiem rozpalonym jak zwykle pośrodku nas. Chcieliśmy tylko nacieszyć się swoją obecnością tak długo jak tylko byliśmy w stanie.

Żaden z nas tak naprawdę nie dopuszczał do siebie tej świadomości, że to były nasze ostatnie dni bycia razem. Być może byliśmy zbyt wielkimi tchórzami, żeby przyznać to przed sobą, jednak tak było nam łatwiej. Od zawsze unikaliśmy rzeczywistości, ponieważ byliśmy zbyt zajęci bujaniem w obłokach, żeby przejmować się realnym życiem. 

W każdym razie, czas mijał niesamowicie szybko, a ja miałem wrażenie, jakby dni ulatywały między moimi palcami jak drobny piasek, który po chwili zostawał rozwiany przez wiatr, zostawiając za sobą jedynie rozmyte wspomnienia. 

To było jednocześnie najlepsze jak i najsmutniejsze zakończenie wakacji w całym moim życiu. Seokjin wyjechał, zostawiając za sobą wiele wspomnień. Tych szczęśliwych czy też mniej radosnych, ale to nie było istotne. Istotne było to, że nieważne co miało się stać, Kim wciąż był naszym najlepszym przyjacielem, którego po prostu przestaliśmy mieć na wyciągnięcie ręki. Nie byliśmy gotowi na pożegnanie, więc dnia, gdy ten wyjeżdżał, wylaliśmy więcej łez niż przez całą naszą przyjaźń. Obiecał o nas nie zapominać . Tylko to się liczyło. 

Szum wiatru drażnił moje uszy, przebijając się przez skoczną muzykę, która rozbrzmiewała w moich słuchawkach, a delikatnie skostniałe dłonie zaciskały się nerwowo na materiale marynarki. To był naprawdę chłodny, wietrzny oraz deszczowy dzień, w którym najchętniej zamknąłbym się w domu pod stertą kocy oraz kubkiem herbaty malinowej w dłoniach, oglądając bezpiecznie zza okna tę walkę żywiołów. 

Idealne rozpoczęcie roku szkolnego, które opisywało mój nastrój tamtego dnia.

Przeskakiwałem z nogi na nogę, starając się rozgrzać, a grzywka, brzydko pozawijana przez wilgoć, opadała na moje czoło, drażniąc przy okazji moje oczy. Minuty mijały niezwykle mozolnie. Zdecydowanie zbyt wolno. Pięć minut przerodziło się w dziesięć, piętnaście, dwadzieścia, a gdy po raz kolejny spojrzałem na zegarek, wskazówki pokazywały, że moje ślęczenie, pod niewielkim daszkiem przed budynkiem szkoły, trwało około trzydziestu minut. 

A po Taehyungu wciąż nie było ani śladu. 

Powinienem był odpuścić po pierwszych dziesięciu minutach spóźnienia starszego, jednak coś w środku mnie kazało mi czekać na tym przeraźliwym zimnie i moknąć do ostatniej suchej nitki. Akademia rozpoczęcia tego pięknego roku szkolnego trwała od dobrych kilku chwil, ale szczerze nie spieszyło mi się, by się na niej pokazać. W końcu co roku powtarzali tę samą, nadętą oraz bezsensowną gadkę, mówiącą o tym jak wszyscy bardzo się cieszą na kolejny rok nauki.

Bzdury. 

Westchnąłem pod nosem, pocierając swoje dłonie i podniosłem wzrok, żeby po raz kolejny rozejrzeć się po niemalże pustym dziedzińcu szkoły. Naprawdę zaczynałem się niecierpliwić oraz klnąć pod nosem na spóźnialstwo mojego przyjaciela, jednak chwilę później przed oczami mignęła mi jego czerwona czupryna. Taehyung niemal wbiegł pod zadaszenie, pod którym urzędowałem prawie godzinę, a jego ciężki oddech na moment zagłuszył wiatr oraz muzykę, grającą w moich słuchawkach, które po chwili i tak wyciągnąłem z uszu.

– Gdzieś ty był, hyung? – zapytałem, unosząc brwi i dopiero po tych słowach spojrzałem na sylwetkę chłopaka. Rozwiane oraz przemoczone włosy, rumieńce kolorem przypominające jego czuprynę oraz pogniecione i niedbale narzucone ubrania, które także nie należały do suchych. Wyglądał jakby przebiegł maraton goniony przez stado wściekłych psów, a po drodze wpadł do jeziora.

bitter end ༄ taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz