Część pierwsza

3 0 0
                                    


Znużony, majaczącym isię literami odłożył książkę. Sens zgubił, tak samo jak i chęć już kilka stron temu. Lubił czytywać Coelho'a. Czuł się bystrzejszy, ale i tak wiedział, że był. Słońce pragnęło czym szybciej skryć się za widnokręgiem. Camillo czuł chłodne powiewy wiatru na nagich łydkach. Podmuchy lekko rozwiewały kosmyki jego gęstych, ciemnych włosów. Poszedł wypełnić wieczorne obowiązki.Sensowne czynności zabijały nachodzącą go chandrę. Każdego dnia myślał o rodzicach, częściej o mamie. Nie pamiętał jej zbyt dobrze, opowieści babci pozwalały mu oczami wyobraźni oglądać jej zamglony obraz. Wiedział, że była dobra. Nie rozumiał tylko tego, dlaczego kochała jego ojca.

Tej nocy zamiast pogrążyć się we śnie, dziewiętnastolatek pogrążałsię w myślach. Odkąd umarła babcia, przestał żyć. Zaczął  egzystować. Każda środa była poniedziałkiem, ale nie wtorkiem.Ten zawsze się czymś różnił. Pogodą, nastrojem... Chłopak czuł, że tkwił w miejscu. Nawet wiedział, że tak było. Od zawsze chciał studiować, tutaj na wybrzeżu nie miał takie jmożliwości. Przeprowadzka to słowo, które nie mogło przejść przez gardło, podczas rozmowy z przywiązaną do Riverview babcią. Teraz nie musiał pytać nikogo o zgodę, był panem i władcą królestwa swoich decyzji. Decyzja o wyjeździe do stolicy i kontynuowaniu nauki dawała mu tchnienie. Jednak to odwlekał, cośgo tu trzymało, czasem była to ręka matki, czasem podświadomy łańcuch. Porzucił ambiwalentne uczucia, ale potrzebował czasu.Pomocy codziennie szukał u Boga, wiedział, że indziej nigdzie jejnie znajdzie. Wiara podtrzymywała go, kiedy stracił rodzinę i został sam. Był silny.

Rano,promienie słońca wpadały przez wschodnie okno na chłopięcą twarz Camilla. Obudził się, jednak nie miał siły, by wstać. W łóżku przewracał się kolejną godzinę. Pamięć o konieczności zrobienia zakupów zmotywowała go, aby kolejny dzień nie był stracony. Przygotowania emocjonalne do wyjazdu dodawały mu chęci dożycia. Chciał pozamykać swoje sprawy. Najtrudniejszą kwestią było rozstanie z jedyną obecnie bliską mu osobą. Veronica od zawsze była jego przyjaciółką, wychowywali się razem. Dwa latabyli parą, jednak związek skończył się szybciej niż zaczął. Obojgu nastolatkom coś w tej relacji nie odpowiadało. Po prostu więź, która ich łączyła, była identyczna i równie pełna jak miłość siostry i brata. Nie umieli spojrzeć na siebie inaczej.


Camillo stanął przed progiem dużego domu z białej cegły, zapukał do drzwi, przez które przechodził niewiele rzadziej niż przez te w swoim. Otworzyła mu trzydziestoparoletnia blondynka.


O, hej. Nie spodziewałam się Ciebie. Veronica wyszła godzinę temu. Może zaczekasz?


Yhym, ok.


Lidia wiedziała, że nie był w humorze. Odpuściła próbę dalszej konwersacji, zaprowadziła go tylko do salonu i zapytała czy czegoś nie potrzebuje. Chciał tylko poczekać na przyjaciółkę. Usiad łna skórzanej kanapie, wyjął telefon by nie siedzieć w niezręczności, wpatrując się w mahoniowe meble lub okna. Musiał trochę poczekać, zanim rozległ się dźwięk otwieranych drzwi.

No nareszcie. - pomyślał.

Nie lubił czekać, tak jak każdy ekscentryk.

Dzisiaj rozmowa się nie kleiła. Veronica od tygodnia chodziła z chłopakiem, a Camillo zaczął czuć się zapomniany. Bolało go to,a przekonywania dziewczyny,  że wszystko będzie takie samo irytowały go. Znał życie na tyle, by w to nie uwierzyć. Gdy wracał, do oczu zaczęły napływać mu łzy. Nie wstydził się tego, zawsze kiedy było źle, dawał ulecieć emocjom.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 02, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

AdolescenteWhere stories live. Discover now