Forget-him-nots

46 9 1
                                    

Adrian miał dwadzieścia jeden lat.

Nie chcę osądzać, czy to dużo, czy mało, bo sama mam ledwie osiemnaście za sobą i czasem czuję się, jakbym tułała się po tym świecie w nieskończoność, a z drugiej strony bywają momenty, kiedy każda następna godzina ucieka mi nieubłaganie szybko i wygląda na to, że zawsze tego czasu jest niewystarczająco dużo.

Może dlatego dwadzieścia jeden teraz jest takie błahe, zbyt krótkie, by zasmakować życia, by zrozumieć i pojąć tak naprawdę jego istotę.

Gdy jednak myślę o tym jeszcze raz, dwadzieścia jeden zdaje się ciągnąć w nieskończoność i zastanawiam się, jak można w ogóle dożyć takiego wieku.

To brzmi dramatycznie, ale przecież Adrian lubił dramatyzm. Nich więc to będzie hołd.

•••

Wiosna znów pachnie rześko, powietrze jest przesycone wilgocią dzięki drobnej mżawce, która zaskoczyła mnie dosłownie kilka minut temu, przez co łatwiej mi się oddycha, koncentruje i myśli.

Bez parasola, znów na cholernym cmentarzu, siedzę na mokrej ławce i przypatruję się ogołoconym drzewom, które zaczęły wypuszczać pierwsze pączki.

Z czasem człowiek potrafi przyzwyczaić się do wszystkiego. Z wiekiem jest jednak w stanie docienić tylko to, co stracił.

Lubię podziwiać wygląd Mojego Cmenarza. Jest on definitywnie urokliwy, pełen miejsc, gdzie można zaszyć się na dłużej i pomyśleć nad niektórymi sytuacjami. Dosyć zadbany, w sposób, dzięki któremu chcę się spędzać tam czas, bynajmniej nie odpycha od siebie. Oczywiście, nie chcę tu też jakoś specjalnie go wychwalać, raczej nie jest to miejsce, które odwiedza się niezbędnie, tłumnie oglądane przez turystów z całego świata. Bądźmy szczerzy - cmentarz to cmentarz, im mniej na nim przebywamy, tym lepiej, prawda?

Może przyzwyczaiłam się już do niego na tyle, że lubię nawet jego atmosferę, bo jest dosyć przytulny, pomimo że wiąże się z nieciekawymi wydarzeniami. Najważniejsze jednak pozostaje jedno - to Mój Cmentarz. Ten, który mam szansę, niestety, odwiedzać co najmniej raz do roku.

Dziwne, tak dużo ludzi umiera na wiosnę.

•••

Uwielbiam to, jak bardzo nieprzewidywalni potrafią być ludzie. Myślę, że to jest coś, co wyróżnia nas spośród tych wszystkich istot, które żyją na Ziemi - potrafimy zaskoczyć nawet samych siebie.

Myślę, że Adrian kiedyś mi to powiedział. Wtedy patrzyłam na niego jak na idiotę, nie rozumiejąc do końca, co ma na myśli. Nieprzewidywalność? Jeżeli znasz człowieka wystarczająco długo potrafisz przewidzieć każdy jego następny ruch. Prawda?

Adrian miał jednak swoje racje i może dlatego lubiłam spędzać z nim czas. Nie był jak większość mojego towarzystwa, nie ulegał temu tłumowi, ślepo podążając przed siebie, bez celu, jakby bez życia.

Miał charakterek. Swoje wady i zalety. Może nie zawsze był idealny, ale chyba właśnie to w nim było piękne - wszystkie te wady. To jak potrafił wystawić siebie całego na opinię ludzką, nie przejmując się, że można zobaczyć w nim również gorszą stronę.

•••

Adrian miał dwadzieścia jeden lat. Całe pieprzone życie przed sobą.

To brzmi błaho, ale kiedy umiera bliski człowiek, którego cenisz i który robi to tak młodo, bez zapowiedzi czy znaku, to wszystko w twoim życiu nagle staje się niemiłosiernie trudne.

Chyba rozmawiałam z nim tydzień temu i, mój boże, przecież to był ten sam Adrian, który trzymał mnie w swoich sześcioletnich łapkach. Ten sam Adrian, z którym jechałam na kolonie w podstawówce, ten sam, który poczęstował mnie pierwszym papierosem, gdy lat miałam trzynaście (no dobrze, nie skorzystałam z oferty, ale uparcie bawiłam się wtedy jego zapalniczką).

Ten sam Adrian, kuzyn, syn mojej ulubionej cioci, brat Dominika, przyjaciel, z którym pogadasz o wszystkim.

Dzieliły nas prawie cztery lata, ale świetnie dogadywaliśmy się całe życie. To samo zresztą było z Dominikiem, bo zawsze był podobny do Adriana pod względem bycia 'innym od reszty' i mimo że było między ich charakterami tak dużo różnic, nie byli do siebie podobni w najmniejszym calu, to każdy z nich był na swój sposób wyjątkowy.

Adrian powiedział mi kiedyś coś ważnego, dosyć dawno temu, kiedy razem z nim i Dominikiem w środku lata włamaliśmy się na pole pana J., który z kolei miał syna, który właściwe pozwolił nam tam przebywać, więc nie było to do końca włamanie.

Pamiętam, że przesiedzieliśmy wtedy całe południe w słońcu, trochę ukryci między jabłonkami, siedząc na kocu z przekąskami i wodą, albo biegając między tymi drzewami, śmiejąc się z jakichś głupot.

Rozmawialiśmy o wszystkim, a gdy w pewnym momencie temat zszedł na ulubione kwiaty, dla nikogo niespodzianką nie było, że moimi są hiacynty, co Dominik z kolei wyśmiał. Adrian wtedy uśmiechał się tak pogodnie, po swojemu, aż nie stwierdził, że jeżeli miałby wybrać jedne, takie naprawdę ulubione, to zdecydowanie byłyby to niezapominajki.

– Forget-me-nots, bo to brzmi tak skomplikowanie dobrze.

– Mhm, ty sam jesteś skomplikowany – odpowiedziałam prześmiewczo, próbując odgadnąć kilka niesfornych kosmyków z pokrytego potem czoła.

– Nie jestem. – Adrian zmarszczył nos, przez co zaczął wyglądać jak królik.

Dominik wpadł wtedy w śmiech. Następnie wstał, rozłożył ręce i z całej siły, którą miał w płucach krzyknął w kierunku zachodu, gdzie powoli zmierzało słońce: "Forget-Adrian-nots moi drodzy państwo, nie zapominajcie go nigdy."

Podniosłam butelkę wody, jakby w ramach toastu. Adrian próbował powstrzymać uśmiech, gdy wreszcie sam podniósł swoją butelkę i bez słowa zderzył ją z moją.

To była jedna z tych chwil, których się nie zapomina. Może bez pamiętnego zachodu słońca, okoliczności nie były idealne, ziemia niewygodna, a temperatura zbyt wysoka jak na moje klimaty, to jednak tamta chwila miała w sobie coś tak nieidealnie pięknego, że grzechem byłoby o niej zapomnieć.

Grzechem byłoby zapomnieć o Adrianie, jego słowach, myślach i uczynkach, nawet jeżeli nie zawsze był dobrym człowiekiem.

Po prostu był Adrianem.

***

Kupiłam niezapominajki, a kładąc je na świeżo usypanej ziemi spojrzałam jeszcze raz w ukryte za okularami przeciwsłonecznymi oczy Dominika.

Poradzi sobie. Mój boże, musi sobie poradzić, to jeszcze dzieciak, ale jest silny, przejdzie przez wszystko i będzie szczęśliwy, nawet jeżeli teraz w sercu znicz wypalił mu brzydką dziurę.

Bardziej martwię się o Adriana. W końcu miał tylko dwadzieścia jeden lat.

Nie wiadomo, co takiemu ewenementowi odbije po śmierci.

Forget-him-notsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz