1.

5 2 0
                                    

Na początku nie było niczego. Jedynie chaos. Dla osób spoza kopuły, trwałoby to pewnie pięć dni lub tydzień, lecz dla nas trwało to lata. Ciągła walka o przetrwanie. Każdy dostał na start apteczkę, prowiant na trzy dni oraz plastikowe sztućce. Opuszczone domy, oraz bary stały się domem dla wielu osób. Ulice zamieszkali osobnicy słabi lub niepotrzebni, w tym ja. Po tym jak zaczęło brakować pożywienia, postanowiłem spytać o pomoc ludzi z tej samej ulicy co ja. Nie byłem jedyną ofiarą głodu.  Dostawy jedzenia były zabierane przez chciwych ludzi, jedzenie stało się towarem deficytownym. Następną fazą było stworzenie podstaw, ziemi, po której mogliśmy stąpać. Ziemią tą mieliśmy się opiekować, by później ona zaopiekowała się nami. Mowa tu, o pojawieniu się niejakiego "Damiana Salutowicza". Wspaniały mówca, pasyfista, urodzony mediator, mentor i przywódca. I tak powstała światłość, dzień pierwszy.
Ludzie niechętnie ale z zaciekawieniem słuchali jego słów. Był dla nich niczym ocean wiedzy. Miał pierwszych wyznawców, którzy mu towarzyszyli, byli jego opoką.
Lecz nie tylko on miał ten dar. Był też niejaki "Sebastian Roman Dąb" zwolennik brutalnych zachowań, stereotypowy dyktator nie przyjmujący słowa "nie", który dowodził małym gangiem o nazwie "Imperium".
Obydwoje doskonale się znali. Często urządzali debaty. Pan Damian S. był często zniesmaczony zachowaniami grupty imperialnej, a Sebastian R.D. natomiast podziwiał go za determinację i zawziętość. Powstanie ziemi i nieba, dzień drugi.
Minęły już dwa tygodnie od ostatniej rozmowy dwóch panów, najbardziej znani ludzie w całej kopule podpisali umowę dzieląca kopułę na dwa terytoria,  "Republikę Wschodnią" oraz "Imperium Dębu". Ja zaś, znajdowałem się na terytorium neutralnym, tak zwanym "Szarym szlaku". Miejsce to rządziło się własnymi zasadami. Walki gangów były tutaj codziennością. W tym miejscu, strach potężnieje nocą. Większość osób uciekło do terenów bezpiecznych, na ląd nadziei, bojąc się pozostania na morzu pełnym niebezpieczeństw i czyhającej zza każdego rogu śmierci. Powstanie lądy i morza, dzień trzeci.
Stało się. Niczym dwaj bracia, naprzeciw siebie, rządzą w idealnej harmonii. Niczym yin i yang, jasna kraina dobra naprzeciw gwieździstemu mrokowi imperium. Powstanie słońca i księżyca, dzień czwarty. Miesiąc po podpisaniu traktatu pokojowego, ludzie zaczęli hodować rośliny i gryzonie, takie jak szczury i myszy. Powstanie zwierząt, dzień piąty. Dni mijały, a stereotypy wyłoniły się. Mężczyzna idealny był wysoki, dobrze zbudowany, miał bas i z łatwością potrafił zabić szczura wykałaczką. Kobieta natomiast miała być samowystarczalna, umieć gotować, oraz się bronić. Powstanie człowieka, dzień szósty. Piękna historia ładu i piękna, spokoju i harmonii, szczęścia i dobrobytu… do czasu. Złudny pokój po trzech miesiącach upadł, nikogo to nie zdziwiło. Żadna ze stron nie posiadała wojska, a takich jak oni było więcej. Szalę goryczy przelała śmierć Damiana. Mimo starać, jego pobratymcy nie byli w stanie utrzymać narodu. Dyktatura nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. Bez możliwości zastraszenia ludzi wojskiem, utrzymanie ładu było nadzwyczaj trudne. Wciąż na nowo zamieszki, bunty, rzeź, powtórz, zamieszki, bunty, rzeź, powtórz i tak w kółko. Przeżyć nie było łatwo. Byłem raczej wątłej budowy, niski zaledwie na 167cm wzrostu. Delikatne rysy twarzy i długie brązowe włosy, oraz oczy w tym samym kolorze, sprawiały, że z daleka wyglądałem jak kobieta, o przyrodzeniu już nie wspominając. Zazwyczaj wstawałem wcześnie rano, by mieć szansę cokolwiek upolować. Pewnego dnia, spacerując po śmietnisku w poszukiwaniu czegokolwiek, zaskoczył mnie cios w bok głowy. Upadłem nieprzytomny.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 23, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Przypadek PSC:A13Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz