szybka legenda zanim zaczniemy
kursywa - angielski
normalny tekst - chiński
no i generalnie w myślach nie będę podkreślać w jakim języku mówi bohater okej dziękuję
miłego czytaniaTo miało być to, tak? Idealny początek. Nowy kraj, nowa szkoła, nowi znajomi. Wszystko nowe, ale on nadal pozostał taki sam. Co to była za zmiana, i w czym miała być ona pomocna, jeżeli Chittaphon – w całej swej okazałości, stojący właśnie przy barierkach w pekińskim metrze – nadal dzierżył te same, bolesne wspomnienia? Te same spojrzenia rzucane mu na każdym kroku, te same wyzwiska wciąż błyszczały na powierzchni jego umysłu jak diament – niemożliwy do zniszczenia.
Chłopak nigdy nie był tolerowany w swoim środowisku. Zawsze stał gdzieś na uboczu, tam, gdzie nie padnie ofiarą okrutnych rówieśników. Mama zwykła powtarzać, że to minie z wiekiem – dzieci zmądrzeją, przestaną być tak niesprawiedliwymi w swych ocenach – ale to nigdy nie nastąpiło. Dlatego właśnie, gdy tylko nadarzyła się okazja, postanowiła go wysłać na wymianę międzynarodową między Bangkokiem a Pekinem.
I oto stał – w jednej ręce trzymając cały swój dobytek zapakowany w jedną walizkę, a w drugiej trzymając komórkę i gorączkowo sprawdzając co chwila godzinę, aby tylko nie przegapić przyjazdu środku transportu, którym miał dotrzeć do budynku akademickiego.
Beida – jedna z najstarszych i najlepszych uczelni w Chinach. Cudem było, że Chittaphon miał szansę na dostanie się na najlepszy uniwersytet w całym państwie. Mama naprawdę nie posiadała się z dumy, gdy przyszedł e-mail potwierdzający jego przyjęcie. Jeszcze tego samego dnia zasiedli do stołu i zjedli wspólnie bami* – miły gest z jej strony, zważając na to, że była to jego ulubiona potrawa.
[ bami - makaron z warzywami, krewetkami i mięsem.smaku potrawie nadaje ostry czosnek, cebula, por i papryka. przygotowuje się je dbając o to, by mięso dobrze się zrumieniło i zmiękło. tajscy kucharze dodają do makaronu i warzyw jajecznicę, którą kroją w paski. generalnie bardzo dobre, jak będziecie mieć gdzieś okazję zjeść, to polecam! ]
– Cholera. Cholera, cholera, cholera – chłopak został wytrącony ze swojego stanu rozmyślań przez metro, które śmignęło tuż przed nim, rozwiewając jego fryzurę na wszystkie strony i zmuszając go do zmrużenia oczu. Nie minęła sekunda, a już pojazd zaczął napełniać się w ekspresowym tempie i jak bardzo Chittaphon pragnął, aby jednak udało mu się przepchać przez ten tłum tworzący się przed drzwiami, i jak wiele ,,I'm sorry" czy ,,Excuse me" by nie powiedział, nie udało mu się.
Został zmuszony patrzeć, jak jedyny środek transportu jakim mógł dostać się prosto na Beidę ucieka.
Czyż nie było to doskonałą ironią? To on całe życie uciekał przed wszystkim, a teraz coś, co mogłoby pomóc mu uciec po raz kolejny – samo zwiało.
–No i super – westchnął. Rzucił okiem na rozkład jazdy - godzina do odjazdu następnego. Równie dobrze mógłby pojechać inną linią, ale nie dowiozłaby go wprost tam, gdzie chciał. Kto by pomyślał – był w Chinach dopiero od godziny, a na jego drodze już pojawiła się pierwsza nieprzyjemna przygoda. Aż strach myśleć, co dalej.
,,Chyba po prostu pójdę pieszo" – pomyślał. – ,,I tak wyjdzie na to samo".
♡♡
Nie wyszło na to samo – i przekonał się o tym bardzo szybko, kiedy dotarł cały przemoczony pod kampus. W Pekinie rzadko padał deszcz, ale tego dnia – jak na złość Chittaphonowi – musiało się rozpadać. Z walizką, którą w drodze przerzucał między dłońmi, by zmniejszyć jej ciężar, obolałymi stopami na których pewnie pełno było do tej pory odcisków, oraz grymasem – tak właśnie wyglądał. Kolokwialnie – kupa nieszczęść. Nie mógł rzec jednak, że nie poczuł ogromnej ulgi, gdy przekroczył drzwi budynku akademiku i podszedł do recepcjonistki, która mogła potwierdzić jego rejestrację w systemie i pokierować go do pokoju, gdzie w założeniu miał mieszkać przez następne cztery lata.
-Prze... przepraszam? – zagadał do młodej kobiety. Przeklinając w myślach swój marny chiński, który nie poprawiał się ani trochę mimo niezliczonej ilości kursów internetowych, próbował przekazać informację. – Ja... nowy... pokój...
Kiedy był już pewny, że jego twarz przeistoczyła się w ceglastoczerwoną ścianę, a on sam stał się czystą postacią upokorzenia i żałości, recepcjonistka odezwała się w płynnym angielskim.
–Jesteś studentem z wymiany, tak? Nie martw się, kochanie. Było u nas już paru takich, którzy przyjechali z zerowymi umiejętnościami, jeżeli chodzi o język – zaśmiała się perliście, a Chittaphon mimowolnie uśmiechnął się. - Zobaczmy... Twoje imię jest strasznie długie, nie wybrałeś może już chińskiego?
–W zasadzie... – położył rękę na karku, wyszczerzając zęby w grymasie zakłopotania – wybrałem, ale nie miałem pojęcia, czy nie zakłóciłoby to procesu rejestracji, dlatego go nie podałem. Wang Tianyi. Czy to w porządku? Naprawdę nie znam się na chińskich imionach i nie wiedziałem, czy nie brzmi zbyt dziwnie.
–Jest naprawdę w porządku, skarbie – odpowiedziała. z uśmiechem. – Wang Tianyi... w porządku, wydaje mi się, że pokój ,,394'' będzie dla ciebie w porządku. Jest tam jeden obcokrajowiec i jeden Chińczyk, jak widzę. Oto kluczyk – wręczyła mu łańcuszek, który złapał mocno, modląc się, aby nie zgubić go gdzieś po drodze, podziękował głębokim skłonem i ruszył korytarzem wgłąb budynku.
Piętro czwarte. Pokój trzysta dziewięćdziesiąt jeden... dwa... trzy... i cztery. Westchnął, wpatrując się przez moment w czarne drzwi. To tu miało już niebawem przebiegać całe jego studenckie życie, o którym marzył przez wiele lat. Teraz jednak przez głowę przebiegały mu tysiące myśli, że może cała ta wyprawa do Pekinu była złym pomysłem? Może wszystko, o czym zawsze marzył, już na wieczność pozostanie tylko senną mrzonką, która nigdy nie wybiegnie poza obręby jego umysłu? A może...
YOU ARE READING
sonnets ; tendery
Fanfictionhendery x ten [nct fanfiction] gdzie hendery jest członkiem akademickiego klubu poetów, a chittaphon to student z wymiany, którego chiński nie jest zbyt dobry.