72. One-Shot-"Kocham"

1K 73 126
                                    

Poczułem delikatny powiew wiatru na swojej skórze. Siedziałem wokół jasnych, zielonych drzew, nieopodal parku. Pod sobą czułem delikatny materiał, na którym poza mną był mały koszyczek, w którym mieściły się różne produkty. Moje blond włosy samowolnie powiewały na wszystkie strony, tak samo jak cienki, różowy sweterek. Z leciutkim uśmiechem na ustach, głowę skierowaną miałem ku słońcu.

—Mama!— pisnęła malutka szatynka, biegnąc w moją stronę z szerokim uśmiechem. Odwróciłem się w jej stronę, a ta zatrzymała się i wystawiła rękę w moją stronę. Dopiero teraz zauważyłem, że trzymała w swojej drobnej dłoni małego, białego kwiatuszka.

—Dziękuję, kochanie—odparłem, biorąc roślinkę w swoje dłonie. Złożyłem delikatny pocałunek na czole dziewczynki, a wtedy ta zadowolona odbiegła. Właśnie wtedy poczułem, jak ktoś siada obok mnie i ostrożnie owija rękę wokół mojej talii. Uśmiechnąłem się delikatnie, przy czym ułożyłem swoją głowę na ramieniu starszego ode mnie mężczyzny.

—Opalasz się?— zapytał żartobliwie brunet, zerkając na mnie. Zachichotałem cicho.

—Tak, pewnie—odpowiedziałem, a chwilę potem usłyszałem cichy śmiech za sobą. Odwróciłem się i widząc małą dziewczynkę, sam się uśmiechnąłem. Ta rzuciła się na plecy swojemu opiekunowi, a starszy mężczyzna niemalże od razu podniósł się i ze śmiechem zaczął biegać z szatynką na barkach. Kiedy oddalili się o kilkanaście metrów, nagle, tak jakby za pstryknięciem palca, rozwiał się potężny huragan, a ciemne chmury zaczęły pędzić po wcześniej jasnym niebieskim niebie. Wokół mnie rozbrzmiał głośny huk. Wstałem i rozejrzałem się, chcąc znaleźć dwie, biegające tutaj wcześniej sylwetki, jednak nic nie dostrzegłem. Mój oddech przyśpieszył, a ciało zaczęło drżeć z powodu zimna.

—[...]! [...]!— krzyknąłem przerażony, rozglądając się na boki. Usłyszałem głośny pisk małej dziewczynki. Spojrzałem w danym kierunku, jednak... W tym samym momencie cała sceneria się zmieniła. Stałem na podeście, a przede mną widniały rzędy białych ławek, które zajmowały nieznajome mi osoby. Każda z nich miała dziwną, czarną plamę na twarzy, przez co nikogo nie potrafiłem rozpoznać. Pomiędzy dwoma podziałami ławek znajdował się długi czerwony dywan. Rozejrzałem się i widząc otaczający mnie las, nieco się zdziwiłem. Zamrugałem kilkakrotnie i odwróciłem głowę w bok. Zauważyłem wyższego ode mnie bruneta, stojącego tuż przede mną w eleganckim, czarnym garniturze. Przyglądał mi się z uśmiechem, a na jego twarz padały małe promyki słońca. Powoli zlustrowałem go wzrokiem z góry do dołu, analizując każdy, nawet najdrobniejszy szczegół jego stroju. Wyglądał cudownie.
Na mojej twarzy mimowolnie zagościł uśmiech. Już chciałem rzucić się w ramiona starszego mężczyzny, jednak dziwna, przeźroczysta bariera oddzielała mnie i mojego ukochanego. Nagle poczułem dziwny wir, a wszystko wokół ponownie się zmieniło.
Siedziałem w samochodzie na miejscu pasażera. Za szybą widniała ciemna, oświetlona jedynie przez światła pojazdu droga. Odwróciłem wzrok w lewo. Dostrzegłem starszego bruneta, który kierował samochodem, skupiając się na drodze.

—Hej, tato!—odezwała się mała dziewczynka, siedząca w foteliku na tylnej kanapie. Mężczyzna zerknął w lusterko, tym samym spotykając się ze wzrokiem młodszej.

—Tak, skarbie?— zapytał, trzymając dłonie na kierownicy. Starał się patrzeć raz na małą szatynkę, a raz na drogę, co nie bardzo mu wychodziło, bo częściej zostawał wzrokiem właśnie na lusterku, aby patrzeć na dziewczynkę.

—A wiesz, że jak już będziemy u dziadzia, to babcia obiecała mi muff... Tata, uważaj!— pisnęła przerażona szatynka, a my oboje spojrzeliśmy w stronę drogi. Jedyne, co zdążyłem zobaczyć to reflektory tira...

Zerwałem się do siadu, ciężko oddychając. Byłem cały roztrzęsiony tym, co przed chwilą ujrzałem. Przez jakiś czas przyzwyczajając się do panującej w pomieszczeniu ciemni, starałem się uspokoić. Powoli rozejrzałem się wokół mnie, chcąc upewnić się, że oni tu są, jednak nikogo nie dostrzegłem...
Myliłem się...
To nie sen...
To wspomnienia...
To pierdolone wspomnienia, które dręczą mnie od tego momentu... Załamany schowałem twarz w dłoniach. Co noc budzę się z nadzieją, że to tylko głupi sen. Że to wszystko to tylko jeden, pieprzony koszmar, który nigdy się nie spełni...
Że oni nie leżą teraz w szpitalu, walcząc o życie, tylko, że leżą tutaj ze mną i spokojnie śpią, czekając na promienie słońca, które powoli ich wybudzą...
Czemu... Czemu ja do kurwy przeżyłem!? Czemu nie mogę być teraz z nimi!?
Tak bardzo za nimi tęsknię...
Tak bardzo chce się teraz do nich przytulić...
Tak bardzo chce widzieć uśmiech Łukasza i jej... Naszej córki...
Na wspomnienia o swojej rodzinie, wybuchnąłem niepohamowanym płaczem. Zacisnąłem dłonie w pięści i uderzyłem nimi o pościel, głośno łkając.
Miałem dość tego wszystkiego, co mnie otacza...
Chciałem ze sobą skończyć, ale... Nadzieja, że oni jednak się wybudzą nie chciała pozwolić mi odejść...
Kazała mi czekać, aż nastąpi dzień, w którym znów będę mógł ich przytulić...
Powiedzieć kocham...

--------
Yyy, no witam. Co tam, jak tam?
Wiem, że trochę późno wrzucam, ale no. Dopiero teraz to skończyłam XD
W ogóle to trochę zjebałam ten koniec, wiem, ale prawdę mówiąc... To mój pierwszy taki one-shot. Mam nadzieję, że mi to wybaczcie, eheh.
I chcecie więcej takich shotów w moim wykonaniu? uwu

//Rozdział nie był sprawdzany

/Śmietniczek z KxK/  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz