Rozdział 12

818 52 89
                                    

Obudziwszy się rano, Vlad odruchowo sięgnął po telefon. Przewrócił się na plecy i uniósł ręce, odsuwając jasny ekran od swojej twarzy. Chciał go odblokować, lecz w tym samym momencie asekurujące go palce zawiodły i urządzenie rąbnęło go prosto w nos.

Zaklął szpetnie i dotknął bolącej kości z największą delikatnością. Wydawała się w porządku. Czy na nosie mogą zrobić się siniaki?, przeszło mu przez myśl, gdy podnosił się powoli do pozycji siedzącej. Powitało go totalne pogorzelisko; oświecone światło, o którym musiał zapomnieć, furgająca firana i rozwarta paszcza walizki. Kichnął potężnie i po raz kolejny sięgnął po telefon. Ugryzł się w język, kiedy próbował w jakiś werbalny sposób zareagować na godzinę wyświetlaną przez ekran. 09:12. Zaspał. Miał spotkać się z Aleksandrem koło ósmej.

Jedno nieodebrane połączenie. Pięć esemesów. W normalnej sytuacji zapewne ucieszyłby się z takiego zainteresowania, jednak teraz nie było mu do śmiechu. Jakim cudem zapomniał o nastawieniu budzika?

Aleksander B.

gdzie jesteś?

?

czekam

pospiesz się

halo Vlad?


Najnowsza wiadomość pochodziła sprzed pięciu minut.

Jestem w czarnej dupie, pomyślał, jestem totalną porażką. Tyle planowania poszło w pizdu.

Jeszcze nie wszystko zostało stracone - trzymał się tej nadziei jak tonący brzytwy. Wciąż zostało im trochę czasu do odlotu, więc jeśli Vlad się spręży, to powinni zdążyć. Nawet z tłumami na lotnisku, powszechnymi w okresie bożonarodzeniowym.

Nie chcąc dalej użalać się nad sobą, przyjrzał się zawartości walizki i na szybko oszacował, czego w niej jeszcze brakuje. Po kilku minutach przymknął wieko i sięgnął po rączkę, aby postawić walizkę do pionu. W połowie drogi w górę plastik pękł, a kufer z impetem zwalił mu się na stopę. Vlad zaskomlał cicho; dawno nie czuł się tak żałośnie. Usiadł na podłodze, masując bolącą kość. Za oknem lało niczym z cebra.

I wtedy zrozumiał.

- O nie... Nie, nie, nie...

Gdy wszedł w spis kontaktów na telefonie, miał wrażenie, że spogląda przez niedopasowane soczewki; serce obijało się o żebra, pompując krew tak głośno, że słyszał ją w uszach. Czuł, jak dwudziestokilogramowy odważnik zgniata mu płuca; nie wiedział, czy to żółć w przełyku utrudnia mu oddychanie, czy zwyczajnie hiperwentyluje. Bał się, że gdy tylko otworzy usta, wydobędzie się z nich brzydki szloch.

Aleksander odebrał niemalże od razu.

- Vlad? Co się dzieje, miałeś...

- Nie mogę jechać - szepnął, położywszy dłoń na sercu. Po dwóch sekundach stracił rachubę w liczeniu uderzeń.

Spodziewał się potoku słów i niezadowolenia, Aleksander jednak zaskoczył go swoim opanowaniem.

- Czemu? Coś się stało? Jesteś w stanie rozmawiać?

- Ja... - Miał ochotę zapewnić go, że wszystko w porządku. - Nie czuję się dobrze.

Nie wiedział, czy rzeczywiście wypowiedział te słowa. Pomyślał o nich, ale czy wyszły one z jego ust? Nie pamiętał. Czuł się jak w surrealistycznym obrazie Daliego.

- Trzymaj się tam, zaraz będę - odpowiedział jego rozmówca z drugiej strony telefonu.

Vlad nie potwierdził ani nie zaprzeczył w żaden sposób; jego ręka jakby zwiotczała i telefon osunął się na podłogę wraz z nią.

[aph] Jumping into puddles | dennor + rombulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz