Nowy Jork był miastem niesłychanie dziwnym. Wydawać by się mogło, że całe zło na świecie kumulowało się w tym miejscu. Dlatego właśnie tutaj żyło tak wielu superbohaterów. Mieli ratować świat przed największym zagrożeniem jeśli takie się pojawiło. Akademia TARCZY mieściła się na obrzeżach miasta, by pomieścić każdą osobę chętną na rozwijanie swoich umiejętności w dobrym celu. Jeden budynek był przeznaczony tylko i wyłącznie na wszystkie zajęcia, zaś drugi na sypialnie dla osób, które nie miały gdzie się podziać. Obecnie ta sekcja nie miała więcej niż dwudziestu studentów, gdyż skupiano się tutaj przede wszystkim na uzdolnionych osobach, które posiadały moce. Zwykli obywatele chcący pomóc uczyli się wszystkiego w innym miejscu.
Oczywiście zdarzały się wyjątki, a kimś takim była na pewno Elizabeth Stark. Dziewczyna nie posiadała żadnych mocy, potrafiła jednak bardzo dużo zdziałać i miała zbroje od ojca. Tony skonstruował dla córki bransoletkę, która w razie potrzeby przemienia się w pełną zbroję zwaną Model-Prime, która w dowolnej chwili może zmienić swój kształt i kolor jeśli dziewczyna by tego potrzebowała. Ruda wiedziała, że chce dołączyć do tej agencji od kiedy skończyła trzynaście lat. Nasłuchała się tyle opowieści o tych wszystkich ludziach, że nie mogła nie chcieć być jak oni. Dokładnie jak jej ojciec czy Steve Rogers, którzy poświęciliby wszystko dla dobra ogółu. Kapitan Ameryka poświecił wszystko by jej ojciec mógł zostać z nią i żeby miał możliwość ją wychować. Liz miała trzy lata kiedy Steve Rogers oddał swoje życie zakładając rękawice nieskończoności, której wcześniej miał użyć jej ojciec. Podstępem mu ją zabrał, a następnie pstryknął palcami. Wtedy cała armia Thanosa wyparowała, ale świat nigdy nie był już taki sam.
Drugim przypadkiem osoby bez mocy był oczywiście Nathaniel Barton, który miał po ojcu świetne oko i dobrze walczył. Został przyjęty właśnie przez wzgląd na ojca, a także jego umiejętności przywódcze; potrafił zjednać ludzi, dać im jakieś zadanie, a oni wykonywali je najlepiej jak potrafili. To był najczęstszy powód kłótni tych dwojga, bowiem oboje mieli dowodzić ludźmi w przyszłości, a każdy z nich chciał być wyżej od tego drugiego.Dziewczyna po zjedzonym śniadaniu na stołówce miała udać się do domu. Mama napisała do niej wiadomość, że chcieliby się z nią dzisiaj zobaczyć. Ostatnio lekko posprzeczała się z ojcem i nie chciała tam wracać. Wszystko oczywiście kręciło się wokół ludzi, którzy widząc ją gdzieś na ulicy uwielbiali robić jej zdjęcia. Ostatniego czasu, gdy poszła z Bartonem potańczyć skończyło się na zdjęciach, na których stała na stole, trzymając kieliszek z wódką. Może przegięła, ale miała dość tego całego śledzenia. Czasami chciała być jak normalny człowiek, nie mieć Tony'ego Starka za ojca. To ułatwiłoby jej życie. Postanowiła jednak odwiedzić mamę skoro potrzebowali jej do czegoś. Ruda napisała do chłopaka wiadomość, że spotkają się później, bo ma coś do załatwienia, a następnie dotknęła bransoletki, która zaczęła zmieniać się w zbroje.
Nie chciała modyfikować zbyt wiele w oryginalnym wyglądzie zbroi Iron Mana także nadała sobie troszkę bardziej kobiecy kształt, lecz kolory pozostawały dokładnie takie same. Kultowy strój, na widok którego ludzie nie będą bali się o swoje bezpieczeństwo. Ufali tej technologii nieraz bardziej niż jej wynalazca.- Witam, panienko Stark - kiedy maska się zamknęła usłyszała barwny głos VERONICI, systemu, który zastapił JARVISA po tym, jak stał się realną osobą. Kobiecy głos pomagał młodej dziewczynie w ciężkich chwilach. Już tyle razy uratowała ją od śmierci, że nie wiedziałaby jak ma się właściwie odpłacić. Tyle, że sztuczna inteligencja nie potrzebowała żeby ta się jej odwdzięczała. - Dokąd się udajemy?
- Do domu.
Młoda kobieta w jednej chwili poderwała się do góry i zaczęła lecieć. Lubiła to uczucie, kiedy nikt nie mógł być blisko niej, mogła być tylko ona i jej myśli. VERONICA nie odzywała się bez potrzeby. Za każdym razem gdy pojawiała się gdzieś w tej zbroi czuła na sobie presję. Ojciec tyle razy opowiadał jej o tym, jak ma się zachowywać, jacy byli ludzie, którzy poświęcili się za to, by ona mogła teraz spokojnie żyć. Wszystko sprowadzało się do Steve'a, z którym jej ojciec nie zdążył się pogodzić przed jego śmiercią. Pięć lat się do siebie nie odzywali, a później tamten umarł. Starkowi cholernie leżało to na sercu, co pokazywał w trudnych chwilach. Świat przeszedł naprawdę wiele przez te dwadzieścia lat. Oczywiście, że zginęli wielcy bohaterowie, ale setki ludzi także ucierpiało w ostatecznym rozrachunku. Podobno od tamtego czasu świat stawał się lepszy, ale jakoś dziewczyna nie chciała w to wierzyć. Gdyby był lepszy, nie musiałaby walczyć ze złymi ludźmi, gdyby był lepszy mówiono by o tym. Oczywiście cieszyli się, że najeźdźcy z kosmosu odpuścili już ich świat, ale nigdy nie można być niczego pewnym.
Rezydencja Starków mieściła się na Manhattanie. Postanowił być blisko centrum wszystkich tych katastrof, choć Pepper na początku się to nie podobało. Odpuściła sobie jednak wiedząc, że jej mąż przeżywał wtedy trudny okres w swoim życiu. Wolała być blisko niego, niż znowu czekać z informacją czy żyje. To były trudne chwile dla tych dwojga i nie mówili o nich za dużo. Ludzie raczej nie wiedzą, że to sam Stark w ostatecznej bitwie przejął rękawice Nieskończoności, którą później Kapitan Ameryka zabrał postępem. Nie mógł jednak zrobić jedynej istotnej rzeczy; przywrócić zmarłych do życia, gdyż rękawica się zniszczyła, a Carol Danvers od razu unicestwiła jeden z kamieni, by nie przydały się już do zniszczenia wszystkiego. Steve umarł na miejscu.
CZYTASZ
Heroes
Fanfiction❝ To, że mam nazwisko ojca wcale nie oznacza, że jestem jak on! Ja w jego wieku będę wyglądać zdecydowanie lepiej, zapamiętajcie moje słowa. ❞ Rok 2039, Nowy York. Wszyscy mieszkańcy planety pamiętają atak Thanosa; szalonego tytana i coraz więcej lu...