Rozdział I

1.3K 40 3
                                    

14 sierpnia 1991 roku...

Agata Black

Wstałam pięknego, słonecznego poranka. Spojrzałam na zegarek. "Szósta dwadzieścia trzy, trochę późno, ale mówi się trudno": pomyślałam. Ubrałam się w jakieś tam ciuchy, spięłam niedbałego koka i zeszłam do kuchni. Przechodząc obok pokoju Rega, usłyszałam donośne chrapanie. Albo miał katar, albo na starość chrapać mu się zachciało. Dobrze, że dzieciaki miały twardy sen po tym swoim ojcu, bo byłoby z nimi ciężko. Jego to jak się obudziło, to istne święto było. Rozmyślając o równie luźnych tematach, zeszłam z piętra i zaczęłam robić śniadanie dla rodzinki. Zaparzyłam kawę w kumpresiku dla szwagra, zrobiłam kanapki, czekoladę dla maluchów i herbatę dla siebie (wciąż nienawidziłam kawy). Zajęło mi to jakieś pół godziny, co oznaczało że było koło siódmej. Wszyscy wiedzieli, o której było "darmowe" śniadanie. Jak się spóźnią i nic nie zostanie, to sami sobie muszą zrobić, a zwykle im się nie chciało. Proste. Postanowiłam trochę poczytać i poczekać na moją familię. Wzięłam do ręki jakiś kryminał i zatopiłam się w lekturze. Po piętnastu minutach przyszło jedno dziecko. Z białą czupryną żyjącą własnym życiem na główce, w koszulce wujka i dresach brata. Z wyglądu była identyczna jak ja w jej wieku, tylko że miała parę czarnych pasemek na grzywce. Dziwne, ale nic nie mogłam na to poradzić. Zresztą ona ich strzegła jak Reg kawy. Pytałam, czy chce sobie je dofarbować, ale nie. Lubiła swoje włosy. Z pół przymkniętymi oczętami siadła do stołu... No może lepsze określenie to spadła na krzesło, ale kto się będzie czepiał? Tylko ciocia Cecylia.

- Dobry! - Zawołałam do mojej córeczki.

- Dohhhry... - mruknęła i nadal się zastanawiała, co się z nią dzieje.

- Ej, ale nie zasypiaj nad kanapką z masłem orzechowym, co? - Spojrzała tylko na mnie, dając znak, że nie rozumie, co do niej mówię. - Może twój wujek będzie w lepszym stanie... - mruknęłam do siebie i dokładnie w tym momencie wszedł. - O, o wilku mowa! Matko, czy ty jesteś wyspany?

- Ano jestem! - Wyszczerzył się do mnie i nalał sobie kawy.

- Niesamowite... - Zachichotałam i wróciłam do książki.

- A co to leży na kanapce? - spytał, pochylając lekko głowę ze zdziwienia.

- Twoja bratanica – odparłam, czytając dalej. Nagle coś zastukało do naszego okna. - Sowa?

- Nie, pegaz. – Prychnął Regulus.

- No siana nie mamy, to nie wiem czym mu zapłacimy. - Zaśmiałam się.

- Twoimi włosami. Co za różnica? - Wzruszył ramionami i podszedł do okna.

- Ha ha, odbieraj listy! – Otworzył okno i wziął listy z dzioba puchacza, a następnie dał zwierzęciu herbatnika. - Co tam przyszło?

- List od Dumbledora do ciebie. Do mnie z ministerstwa i dla młodego – oznajmił i odłożył koperty na blat.

- Co?... - Miśka nagle obudziła się. - A dla mnie? - spytała z nadzieją.

- Co dla ciebie? - spytał jej wujek, „nie wiedząc", o co jej chodzi.

- No list z Hogwartu – wytłumaczyła, a ja prawie pękałam ze śmiechu, ponieważ miała całą twarz w maśle.

- No nigdzie go nie widzę... - odparł, przeglądając listy.

- No nie... Będę musiała dać po buziaku każdemu Weasley'owi i Draco! - Jęknęła i walnęła głową w kanapkę.

- Ach, te zakłady... - Westchnęłam rozmarzona.

- Czekaj! - zapytał głośno Reg tak, że aż dziewczynka podskoczyła. - A, co ty tu masz? - Spojrzała na niego jak na kosmitę, gdy wskazał jej prawe ucho. Regulus uśmiechnął się szeroko i "magicznie" wyjął list zza jej ucha. Uwielbiała tę sztuczkę... Tak samo jak on!

Wnuczka Riddle'aWhere stories live. Discover now