pov; Linzey
Był ciepły, letni dzień. Powiewywał przyjemny chłodny wiaterek. Niebo było czyste, a słońce świeciło mocno. Było już po południu. Czarno-włosa dziewczyna siedziała na komodzie wyłożonej poduszkami patrząc w okno rozmyślając. Na jej kolanach leżał szary, pręgowany kot. Dziewczyna głaskała go spokojnie, a on odwdzięczał się jej głośnym mruczeniem. Wtedy okno delikatnie się otworzyło, a do pokoju dostał się ciepły wiatr. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i zamknęła oczy. Uwielbiała kiedy w twarz muskały ją delikatne podmuchy wiatru. W tedy do pokoju ktoś wszedł. Była to kobieta o przepięknych błękitnych oczach. Wiatr zmierzwił jej jasne włosy. Kot zdążył się obudzić i akurat zeskoczył z kolan dziewczyny i podszedł do kobiety na serię pieszczot, wyginając się w łuk i ocierając o jej nogi. Dziewczyna otworzyła oczy i się odwróciła. Zobaczyła kobietę w drzwiach.
-O co chodzi, mamo?-zapytała.
-Zejdziesz na dół? Mamy z tatą niespodziankę dla ciebie- uśmiechnęła się wychodząc z pokoju.
Dziewczyna zeszła z komody pod oknem. Miała na sobie krótkie spodnie i luźny T-shirt. Jej kruczo-czarne włosy były spięte w luźny, rozczochrany warkocz. Wiele włosów z niego wyszło i teraz wysiały jej przy twarzy. Oczy miała identyczne jak matka. Tak samo błękitne i głębokie.
W jej pokoju znajdowały się dwa okna wychodzące na duże podwórko. Przy jednym stała owa drewniana komoda. Była wyłożona poduszkami, a na dole miała szafki. Łóżko było po drugiej stronie pokoju. Przy komodzie zaś stało biurko. Szafa zajmowała miejsce naprzeciwko komody, a na podłodze leżał miękki, jasny dywan. Poza tym jakieś półki na książki oraz wiele fotografii.
Dziewczyna wyszła z pokoju i pokierowała się do schodów. Jej dom składał się z parteru, pierwszego piętra i małego strychu. Na górze znajdował się jej pokój i łazienka. Na dole zaś był salon, kuchnia, jadalnia i pokój jej rodziców. Nie licząc ruszających się fotografii rozwieszonych po całym domu (rodzina bardzo lubiła wszelkie zdjęcia) był to zwyczajny dom. No może oprócz wielkiego kominka w, którym zmieściliby się wszyscy domownicy. Dziewczyna zeszła po schodach i skierowała się do drzwi otwartych teraz na oścież. Na podwórku zobaczyła swoją mamę i tatę. Był on wysokim mężczyzną (między innymi dlatego była jedną z wyższych osób w swojej klasie) o tak samo czarnych włosach jak ona.
Podbiegła do nich z uśmiechem a za nią ich kot.
-Wiemy, że urodziny masz za ponad miesiąc, ale ustaliliśmy z mamą, że chcemy w tym roku dać ci prezenty osobiście- powiedział kładąc jej rękę na ramieniu. W tedy kobieta machnęła różdżką i z szopy wyleciały dwie paczki. Jedna była dosyć duża, a druga była mała i podłużna. Podała dużą jej tacie a małą dziewczynie, mówiąc-to pierwszy prezent, Lin- Lin, było skrótem od jej pełnego imienia, Linzey. Dziewczyna cicho podziękowała i zaczęła otwierać paczkę. W środku było ciemne pudełko. Lin stała się jeszcze bardziej podekscytowana. Podejrzewała co to może być. Kiedy otwierała pudełko uśmiechnęła się jak nigdy dotąd. To była nowa różdżka. Była prawie czarna, rączka była delikatnie pozłacana, a na jej końcu przeczepiony był mały błękitny kryształek. Była ona dosyć długa. Świetnie leżała w jej ręce.
-Po tym co się stało z twoją starą różdżką w zeszłym roku szukaliśmy z tatą idealnej dla ciebie, giętka, z cyprysu a rdzeń z włosa z ogona testrala- powiedziała jej mama z uśmiechem. Różdżka była trochę inna niż jej stara, ale wydawało jej się że była lepsza.
-A teraz czas na drugi prezent- Lin była tak pochłonięta różdżką, że praktycznie zapomniała, że był to i tak ten niezbędny prezent. Jej tata podał dziewczynie dużą paczkę. Ona szybko ją otworzyła. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Była to klatka, w której siedziała przepiękna płomykówka. Lin uściskała rodziców.
Byli oni szczęśliwą rodziną. Pani Clearwater była czarownicą pół-krwi. Za to pan Clearwater był mugolem. Tak naprawdę zdecydowali, że nazwisko zostawią od strony magicznej. Linzey nie znała historii, ale tak naprawdę niezbyt ją to obchodziło.
***
Lin przeciskała się właśnie ciasnym korytarzem w pociągu szukając wolnego wagonu. W końcu znalazła przedział, w którym siedział tylko jeden chłopak czytający książkę. Zauważyła,że inni omijali ten wagon. Postanowiła, że jest to najlepszy przedział. Poza tym był taki tłok, że nie chciało jej się szukać dalej. Wcisnęła się z bagażami do przedziału. Chłopak spojrzał się na nią trochę zdziwiony. Miał on czarne, dłuższe włosy. I tak chwilę potem znowu spojrzał w książkę. Wyglądało to, że kompletnie ignorował Lin. Ona popatrzyła na niego spojrzeniem mówiącym-Serio?-. Ale nigdy się nie poddawała tak łatwo.
-Jak się nazywasz- chciała być miła.
-Severus Snape- powiedział cicho zza książki.
-Spoko, ja jestem Linzey Clearwater-uśmiechnęła się.
-A na jakim roku jesteś? No i w jakim domu?-Dziewczyna planowała się dowiedzieć wszystkiego(tak jak to miała w zwyczaju)
-Slytherin, trzeci rok-mimo, że odpowiadał na każde jej pytanie nie wyglądał na zainteresowanego rozmową. W tedy pociąg ruszył. Lin usłyszała czyjeś kroki. W tedy drzwi do przedziału się otworzyły a w nich stanęła znajoma twarz. To była...
***
Kto wszedł do wagonu? Czy Linzey przekona do siebie Severusa? Co czeka główną bohaterkę w tym roku? To wszystko w dalszych częściach Historii pewnej Krukonki
***

YOU ARE READING
Historia pewnej Krukonki
FanfictionPewna dziewczyna, dostała pięknie zapakowany list. List zawierał jej przyjęcie do Szkoły Magi i Czarodziejstwa Hogwartu. Poznała wiele osób w tym ślizgonkę, krukonkę i grupę chłopaków z gryffindoru. Szybko się tam zadomowiła i szybko zaczęła sprawia...