Dzisiejszy dzień minął mi tak źle że szkoda gadać...
Podczas szukania zapasów z rana natrafiłam na taką pierdołę że eh..
Podczas przeszukiwania biedronki (10 km od bazy), jedyna w której jeszcze nie bylam, nie liczyłam na nic wielkiego może w ostateczności na wystrzelenie magazynku na nie umarłych i może jakieś resztki makaronu, albo podpaski.
Szkło całe, jak zajebiście żałuję że nie wzięłam większych sakiew na Biankę, mój kochany konik. Wzięłam lejce i przyczepiłam konia tak by nie ucierpiał.
Wyjęłam z sakiewki łom, rękawiczki i kominiarkę, może i jestem lekkomyślna ale nie na tyle by potem wyjmować sobie szkło z dłoni i twarzy. Podeszłam do miejsca gdzie szkło jest najchudsze, po co się przemęczać, ubrałam kominiarkę, zaciągnełam kaptur, ubrałam moje grube skórzane rękawiczki złapałam porządnie łom I jebłam w szybę.
Szkło się posypało cała szyba za jednym zamachem, coś mam śzczęscie. Ta myśl nie potrfała długo bo usłyszałam to jebane harczenie...
I....
To na pewno nie był odgłos zombie...
Tam ktoś jest...
Znowu będę musiała negocjować przy użyciu karabinu.
Co za szkoda dla obecnych tutaj...
Weszłam do środka robiąc sobie jak najmniej problemu.
To co zobaczyłam było piękne, nie zdemolowany sklep jak z przed apokalipsy, był jeszcze asortyment biwakowy (namioty, scyzoryki, latarki itp).
Ten widok był piękny... do momętu gdy nie zobaczyłam 10 zombie idących w moją stronę...
Adrenalina mi podskoczyła, kocham to uczucie. Czwórka która podeszła jako pierwsza dostała łom między oczy, następny podszedł i jebłam mu łomem że padł i rozmiarzdżyłam mu łeb butem,uwielbiam odgłos pękającej czaszki pod moimi glanami, kolejna 2 załapała się na miażdzenie czaszki o płytki, a ostatnia trójka dostała kulkę w łeb.
Zwiedzałam sklep i zaczęłam zgarniać plecaki z stoiska by móc zapakować całe te bogactwo. Gdy usłyszałam za sobą kroki. Obrucilam się wyjmując broń z kabury w której długo sobie nie poleżała.
Była to drobna dziewczyna o blond włosach w jej zaszklonych niebieskich oczach było widać przerażenie. Stała trzymając jakiś kawałek metalu w ręku jakby chciała mnie nim zabić...
-Rzuć broń. -powiedziałam nie okazując nawet odrobiny serca odbespieczajac broń.
Ona staneła jak wryta - Do Ciebie mówię blondi, albo puścisz ten metal albo zyskasz kolejny tylko że kulka w łeb nie przystoi takiej jak ty.- puściła to jebane żelastwo, jak miło z jej strony.
- Dwa kroki w moją stronę - brak emocji w moim głosie ją przeraził.
- R-raz- mówiąc to zrobiła krok w moją stronę. Miło widzieć że się mnie boi.
- D-dwa- zrobiła kolejny krok A jej głos drżał. Po zrobieniu tych dwóch kroków stałyśmy praktycznie twarzą w twarz.
- Nie zrobisz mi krzywdy...- po jej policzku spłynęła samotna krokodyla łza...
Weronika musisz być silna to tylko dziewczyna jak wiele innych. Nie możesz jej przygarnąć nawet jej nie znasz.