[A/F/R] 3

32 3 1
                                    

Absurdem jest: znamy tylko jedną prawdziwą historię. Nie ważne, jak jest długa i wielowątkowa. Jest tylko jedna jedyna prawdziwa, jeden pogmatwany w cholerę ciąg przyczynowo skutkowy, zaczynający się na długo przed pierwszymi "historiami". 
 
 To czyni próby stworzenia "historii alternatywnych" lub "historii fikcyjnych" tak śmiesznymi i pasjonującymi. Tu wszystko jest takie nowe, świeże, pasjonujące, bo wszystko może być różne, odmienne od naszego smutnego wszechświata. Z drugiej strony, bez wiedzy o możliwych powikłaniach i czynnikach nieprzewidywalnych, które pojawiłyby się, gdyby pewien wątek w tej "prawdziwej historii" potoczył się nieco inaczej, nie jesteśmy w stanie przewidzieć przebiegu wydarzeń, który wydawałby się tak prawdziwy jak nasz świat. Czy nasz świat jest nieprzewidywalny? Czy nasz świat jest unikalny? Czy w innych, alternatywnych rzeczywistościach panujący nad światem Chińczycy mówią "Nie wierzę, że Europejczycy mogliby kiedykolwiek stworzyć jakieś imperium!"?

 A może to jedyna możliwa ścieżka? Może wszystko jest dokładnie tak jak powinno być? Przytoczę tu fragment książki Philipa K Dicka, "Człowiek z Wysokiego Zamku".  


"Wciąż jeszcze czując gorycz zawodu wziął książkę. „Utyje szarańcza".

–Czy to nie jest jedna z tych książek zakazanych w Bostonie? – spytał. Zakazana w całej Ameryce, i w Europie oczywiście też. – Podeszła do drzwi w przedpokoju i czekała.

–Słyszałem o tym Hawthornie Abendsenie (autorze) – skłamał.
[...]
–Jakieś romansidło – powiedział ponuro, otwierając drzwi.
–Nie. Książka o wojnie. – I już na klatce schodowej dodała – Mówi to samo, co moi rodzice.
–Kto? Ten Abbotson?
–Ma swoją teorię. Gdyby Joe Zangara chybił, Roosevelt wyciągnąłby Amerykę z Wielkiego Kryzysu i uzbroił ją tak, że... – Urwała. Podeszli do windy, gdzie czekali inni ludzie.
Później, kiedy jechali przez nocne miasto Mercedesem Wyndama-Matsona, wróciła do tematu.
–Abendsen twierdzi, że Roosevelt byłby ogromnie silnym prezydentem. Na miarę Lincolna. Dowiódł tego w ciągu pierwszego roku swoich rządów, kiedy wprowadził tyle reform. To jest napisane w formie powieści. Roosevelt nie zostaje zamordowany w Miami, działa nadal i powtórnie wybrany w 1936 jest prezydentem aż do wojny. Rozumiesz? Jest prezydentem, kiedy Niemcy napadają na Anglię, Francję i Polskę. Widzi to wszystko i buduje silną Amerykę. Garner był strasznie kiepskim prezydentem. W tym, co się stało, było wiele jego winy. A potem, w 1940, zamiast Brickera wybrano by demokratę...
–Tak twierdzi ten Abelson – wtrącił Wyndam-Matson. Spojrzał na dziewczynę. Boże. przeczyta taką książkę i ma gadania na lata.
–On twierdzi, że w 1940 zamiast izolacjonisty Brickera prezydentem zostałby po Roosevelcie Rexford Tugwell. Jej gładka twarz, na której igrały refleksy świateł ulicznych, promieniowała ożywieniem; oczy miała rozszerzone i mówiąc gestykulowała. Tugwell kontynuowałby energicznie antyhitlerowską politykę Roosevelta. W ten sposób Niemcy bałyby się przyjść z pomocą Japonii w 1941. Nie dotrzymałyby traktatu. Rozumiesz? Odwróciła się do niego i schwyciwszy go mocno za ramię powiedziała:
W ten sposób Niemcy i Japonia przegrałyby wojnę!
Roześmiał się.
Spojrzała na niego szukając czegoś w jego twarzy, nie wiedział czego, zresztą i tak musiał obserwować inne samochody – i powiedziała:
–Nie ma w tym nic śmiesznego. Tak mogło być naprawdę. Stany Zjednoczone mogłyby wygrać z Japonią i...
–W jaki sposób? – przerwał jej.
–On to wszystko wyjaśnia. – Zamilkła na chwilę. – Rzecz jest w formie powieściowej i oczywiście ma wiele wątków czysto fikcyjnych. Musi być zajmująca, bo inaczej ludzie by jej nie czytali. Jest też wątek romantyczny: para młodych ludzi, chłopiec służy w wojsku, a dziewczyna... Mniejsza o to, dość że prezydent Tugwell ma głowę na karku i rozumie, do czego zmierzają Japończycy. Wolno o tym rozmawiać – zapewniła go skwapliwie. – Japończycy pozwalają sprzedawać książkę w Pacyfidzie, jest też popularna na Wyspach. Wywołała tam spore dyskusje.
–No dobrze – powiedział Wyndam-Matson – a co z Pearl Harbor?
–Prezydent Tugwell jest tak przewidujący, że wysyła wszystkie okręty w morze i flota amerykańska nie ulega zniszczeniu.
–Rozumiem.
–A więc nie ma właściwie żadnego Pearl Harbor. Japończycy atakują, ale niszczą tylko parę mniejszych okrętów.
–I nazywa się to „Szarańcza coś tam'".'
–„Utyje szarańcza". To cytat z Biblii.
–I Japonia przegrywa dlatego, że nie było Pearl Harbor. Posłuchaj. Japonia by i tak wygrała. Nawet bez Pearl Harbor.
–W powieści flota amerykańska nie pozwala im zająć Filipin i Australii.
–Zajęliby je i tak, mieli silniejszą flotę. Znam Japończyków dość dobrze i wiem, że dominacja w strefie Pacyfiku była ich przeznaczeniem. Stany Zjednoczone chyliły się ku upadkowi od pierwszej wojny światowej. Wszystkie kraje alianckie wyszły z tej wojny zrujnowane moralnie i duchowo.
Dziewczyna nie dawała za wygraną.
–I gdyby Niemcy nie zajęli Malty, Churchill pozostałby przy władzy i poprowadził Anglię do zwycięstwa.
–Jak? Gdzie?
–W Północnej Afryce... Churchill pokonałby w końcu Rommla.
Wyndam-Matson parsknął śmiechem."

Daje do myślenia, hm? Książka ta jest ciekawa z jeszcze jednego powodu. Jest niezwykła i to... boli. Prawie fizycznie. Obala rzeczy, w które wierzymy tak mocno. 
 To bardzo artystyczna i filozoficzna opowieść, która błądzi dość mocno po różnych motywach. Trudno stwierdzić o czym jest. Nie pasuje do schematów. Zwroty akcji, których doświadczamy, zaskakują na zupełnie innym poziomie niż w zwyczajnej powieści. Kiedy dochodzisz do końca, rozumiesz, że nie ma końca. Historia jest urwana. Niczego nie zamyka, a nawet otwiera rzeczy do domknięcia. Kończy ją nieoczywiste stwierdzenie, które przez chwile wydaje się wyjaśniać wszystko, o czym czytaliśmy do tej pory, ale po krótkim zastanowieniu stwierdzamy, że to wyjaśnienie nie ma żadnego sensu i wszystko pozostaje zagadką. Totalny odlot, odprysk wspominanej ewolucji, ścieżka otwarcie odmienna od innych. I wiecie co? 

 To czyta się dość koszmarnie, i zostawia cię smutnego i rozczarowanego.  

Mapa i myślWhere stories live. Discover now