Hafefobia.
Pewnie wielu z was nie wie co to, pewnie pierwszy raz nawet słyszycie to słowo. Ja niestety poznałam na własnej skórze co to jest za fobia. Nie urodziłam się z nią tylko z czasem sama przyszła. Nie była ona spowodowana jakimś traumatycznym przeżyciem. Nic z tych rzeczy. Pojawiła się u mnie stopniowo w momencie ukończenia dziesięciu lat...
O Boże ja głupia. Nie powiedziałam wam co to jest a już chce mówić jak się pojawiła. Hafefobia inaczej mówiąc to lęk przed dotykiem innej osoby. Czasami nawet paniczny lęk. Teraz mimo że mam już osiemnaście lat nikt nie jest wstanie mnie dotknąć. Ale do tego jeszcze dojdziemy. Na razie wrócimy do tego jak to się zaczynało.
Jak wspomniałam fobia pojawiła się stopniowo. Powoli i bez większych podejrzeń. Na początku ciepły i pełen miłość uścisk mamy stawał się rzeczą która stała się moim koszmarem. Nie mogłam nic na to poradzić. Dotyk matki stawał się palący, obrzydliwy i nie chciany. Wszyscy uważali że przeżywałam wtedy jakiś wczesny okres buntu. Ja jako mała naiwna dziewczyna wierzyłam im i myślałam, że za raz mi to minie... Jednak nie minęło. Z dnia na dzień było gorzej. W szkole było najgorzej. Dzieci chcąc bliskość. Przyjaciółki chcą się przytulić a nauczyciele chcą pochwalić dziecko za dobrze wykonane zadanie poklepaniem po ramieniu lub głowie. Każdy ten gest nawet najmniejszy sprawiał, że czułam dreszcze. Patrzyłam się ze strachem na zbliżające się przyjaciółki i nauczycieli. Kiedy skończyłam dwanaście lat już wiedziałam, że nie jest to normalne. Rodzice nadal mi nie wierzyli... Nie wierzyli dopóki pierwszy raz nie uderzyłam koleżanki z klasy kiedy ta chciała mnie przytulic. Nie ufali mi dopóki nie zaczęłam przynosić złych ocen ze szkoły, by nauczyciele tylko mnie nie chwalili za dobrze wykonane zadanie. W tedy rodzice zaczęli zabierać mnie do psychologów. Przecież jak z grzecznej, uśmiechniętej i przyjaznej dziewczynki. Mogłam się stać agresorem? Pierwszy psycholog który ze mną rozmawiał powiedział żeby zabrać mnie do psychiatry. Jednak rodzice nie chcieli tego. Przecież oni nie mają dziecka wariatki. Szukali dalej jednak zawsze słyszeli to samo. Psychiatra. Oni coraz więcej szukali ja coraz częściej cierpiałam. Oni opuścili nadal wierząc ze to tylko okres buntu. Jednak ja odwróciłam się od nich. Oczywiście jako jeszcze młoda dziewczynka nie umiałam lub byłam za młoda by coś robić więc nadal prosiłam o pomoc... Jednak każda próba zbliżenia się do mnie kończyła się fiaskiem. Matka popadała w depresje nie mogąc dotknąć własnego dziecka bo te je biło... Tak przeżyła swoje dzieciństwo.W końcu po skończeniu czternastu lat i pobiciu cztery razy więcej osób niż mój wiek rodzice uznali, że czas jednak iść do psychiatry. Ja już się spodziewałam co mi powie, że mam lęk przed dotykiem. Hafefobia. Google nie boli, czasami można znaleźć poprawną odpowiedź na dręczące nas pytania... Rodzice dopiero w tedy tez zrozumieli jaki ból mi zadawali oni i cale moje otoczenie w momencie kiedy chcieli mnie dotknąć. Paniczny lęk przed czyimś dotykiem, palący ból w miejsce kiedy ktoś mnie już zdołał dotknąć. Zachodzące mgłą oczy kiedy dotyk obcej osoby był zbyt długi. Mdłości w momencie wymuszonego przytulania. W naprawdę hardkorowych momentach nawet traciłam i tracę przytomność. W tamtym momencie zobaczyłam płaczącą matkę i ojca wkurzonego na samego siebie, że nie zabrali mnie tu wcześniej. Psychiatra też im nie pomógł w uczuciu poczucia winy. Powiedział, ze jakby przyszli wcześniej to dało by się łatwo wyleczyć ta fobię... Jednak w tedy było już za późno i w tamtym momencie dowiedziałam się ze mogę mieć ta chorobę na całe życie... Szczerze? Nie przeszkodziło mi to. Nauczyłam się już w tędy żyć bez przyjaciół. Nie byli mi potrzebni swój wolny czas spędzałam przy malowaniu, szyciu czy graniu na gitarze. Wystarczała mi moja twórczość by być szczęśliwym...
Teraz jak wspomniałam wcześniej mam już osiemnaście lat i nadal nikt nie jest w stanie mnie dotknąć. Rodzice od czternastego roku życia dawali mi duży luz za co jestem im bardzo wdzięczna. Aktualnie mieszkam sama w małym mieszkaniu za które płacą moi rodzice. Powiedzieli, że skoro jestem już dorosła nie chcą bym się męczyła z nimi. Mimo że, są świadomi mojej fobii zdarzało się mnie często odruchowo przytulać, przez co krzywdzili mnie i siebie.... Tak siebie, ojcu złamała nos gdy ten złapał mnie za ramię...
Pewnie spytacie się co ze szkoła? Czy chodzę do niej? A może mam indywidualne? Otóż oszczędzę wam dalszych pytań... Rzuciłam szkołę od razu po skończeniu osiemnastu lat. Miałam dość planowania jak dostać się do szkoły omijając największe tłumy ludzi. I planowaniu jak przeżyć dzień w szkole tak by nikt na mnie nie wpadł ani nawet się o mnie nie podarł ramieniem... Chociaż ludzie i tak bali się do mnie podejść bo miałam opinie szkolnego chuligana. Pobiłam w życiu już naprawdę nie jedną osobę i spędziłam nie jedna noc w więzieni na posterunku za bójkę w mieście. Jednak teraz się trochę uspokoiłam... Może dlatego że nie wychodzę z domu. Cale dnie spędzam na malowaniu co wychodzi mi nawet dobrze. Rodzice co miesiąc przesyłają mi jakieś gorsze był mogła kupić jakieś jedzenie czy coś takiego. Ale za obrazy które sprzedaje na różnych stronach internetowych też dają mi jakiś zysk...
Teraz pewnie macie kolejne pytania do mnie w stylu:
Czy nie chciała bym się zakochać w kimś?
Albo bardziej opryskliwe pytanie:
Kto mi na starość szklankę wody przyniesie?!No cóż to nie jest też tak że nie próbowałam się chociaż trochę przyzwyczaić do dotyku. Wręcz przeciwnie próbowała! Jednak nie udawało mi się to... osoby które chciały mi pomóc kończyły z podbitym okiem lub zwichniętym nadgarstkiem. A ja zamglonym spojrzeniem. A czy nie chciała bym się zakochać? Oczyścić ze nie! Na co to komu? Czułe mizianie się, całusy w czółko czy tez trzymanie się za rękę!? Aż mnie ciarki przechodzą kiedy o tym myślę. Ohyda! A co do wody... Kto powiedział że do żyje starości? Może umrę w wypadku samochodowym lub poślizgnę się na czymś i rozbije sobie głowę?
Nie przejmuje się tym, liczy się dla mnie to co jest teraz. A teraz dla mnie ważne jest by dokończyć kolejny obraz, który będę mogła sprzedać by przeżyć do końca miesiąca. Staram sie też nie myśleć pesymistycznie. W końcu na co to komu?

CZYTASZ
Ból Dotyku
Short StoryNapisałam to w przypływie weny. Zainspirowałam się jedną z moich ulubionych postaci która posiada Hafefobie. Zastanawiałam się czy nie uda mi się tego przestawić... i tak powstało to. Nie wiem czy udało mi się uzyskać efekt na jaki liczyłam pisząc t...