Po zjedzeniu kolacji i wieczornej toalecie wróciłem zmęczony do swojego pokoju. Jak zwykle był on ciemny. Zasłonięte cały dzień rolety i szary kolor ścian nie rozjaśniały go. Poza biurkiem, z którego żadko korzystam, stała komoda z ubraniami i łóżko. W połowie, komoda była pusta, nie miałem zbyt wielu ubrań. Nie interesuje się swoim wyglądem, a poza tym nie stać mnie, na zakup markowych odzieży. Pustą przestrzeń komody chciałem zapełnić figurkami baseball'istów, ale plan umarł, wraz z wyjazdem siostry. Tak więc jak mówiłem, mój pokuj to szara nora. Położyłem się na łóżku, spod którego wyciągnąłem książkę o wdzięcznym tytule, sekrety ciemności.
Zasnąłem około godziny pierwszej, obudziłem się o szóstej. Rano w moim pokoju jest jaśniej, lecz i tak promienie czerwonego jeszcze słońca nie przechodzą przez rolety z ciemnego, ciężkiego materiału. Wstałem i udałem się do łazienki. Moje czarne włosy sięgające ledwo do uszu były w nieładzie, wziąłem grzebień i rozczesałem je, po drodze kilka wyrywając. Moje brązowe oczy były podkrążone, bo nie wyspałem się w pięć godzin. Moja jasna cera nie była w dobrym stanie. Były na niej bowiem wszelkie możliwe rany od zwykłych otarć przez skaleczenia do strupów na policzkach od jechania twarzą po asfalcie.
Na śniadanie jadłem jajecznicę z boczkiem i szczypiorkiem. Rodzice pojechali do pracy, jak co dzień, zanim wstaje. Zapowiada się kolejny nudny dzień w szkole.
Po dotarciu do szkoły, spojrzałem na okna sali gimnastycznej. Za nimi trwała lekcja w-f klasy pierwszej c. Widziałem wszystkie dziewczyny i chłopaków z klasy Anny, ale jej samej już nie. Spojrzałem jeszcze na wejście do szkoły. Był to żółty jak słońce na niebieskim niebie budynek. Jej lewe skrzydło to głównie sale dla tych, z wydziału chemicznego. Środek zajmował basen i pokoje dla przyjezdnych. W najwyższym miejscu szkoła ma trzy piętra. W lewym skrzydle natomiast mieściły się sale przyrodnicze, w tym nasza. Dalej były sale gimnastyczne. W podziemiach mieściły się łazienki i szatnie. Była to też najszybsza droga do przemieszczenia się z lewego skrzydła do prawego i na odwrót. A także najlepsze miejsce do spędzania czasu podczas wagarowania.
Wchodząc do szkoły jak zwykle uderzył mnie silny zapach środków do mycia podłóg. Bo w końcu, to jedyny sposób na umycie tych starych desek, które co dzień robią się coraz bardziej brudne. Jkaie szczęście, że dziś, z powodu epidemii, większości nauczycieli nie ma , więc nasze lekcje są krótsze.
W szatni, jak co dzień, czekał na mnie Steve.
-Siema - rzuciłem krótko.
-Cześć - odpowiedział mi Steve.
Po krótkiej przerwie na zmianę butów i zdjęcie kurtki, zapytałem:
-Jest Anna? - zapytałem. - widziałem jej klasę na w-fie, ale jej: nie.
-Nie, jest chora, zapalenie gardła czy coś takiego - odpowiedział.
-Mogę do ciebie wpaść, po szkole? - zapytałem. - a potem razem skoczymy na skatepark.
-Dobra i tak nie mam co robić. Przy okazji odwiedzisz Anię.
Spojrzałem na zegarek, za pięć dziewiąta, za piętnaście minut zaczynamy lekcje.
-Idziesz do kawiarni? Zdążymy coś zjeść, ja stawiam.
-Jeżeli ty stawiasz to czemu nie.
Tak więc poszliśmy do kawiarni, w trakcie jedzenia do głowy przyszedł mi pomysł.
-Mówiłeś, że podoba ci się ta Susie z równoległej klasy? Czy nie chciałbyś z nią chodzić?
-Spadaj. Mówiłem ci, że ona do mnie nie pasuje, a poza tym, jest wiele ładniejszych dziewczyn, na przykład Karolina z klasy niżej. I jeszcze jedno, nie szukam dziewczyny. Nie jestem dobry w te klocki - odpowiedział ze złością Steve.
I w tym miejscu rozmowa umarła. Wiedziałem, że takie rozmowy peszą mojego przyjaciela.
Po zjedzeniu ciastka i wypiciu porządnej kawy, wyszliśmy z kawiarni, by wrócić na lekcje. Co prawda do szkoły mieliśmy tylko przejść przez furtkę w żywopłocie.
Po dzwonku, jak zwykle siedliśmy na końcu sali. Mniej więcej w połowie lekcji, dostałem samolot z listem:JUTRO, REWER STREET, CHIŃSKA KNAJPA, 15:00
Następnego dnia była sobota. Wstałem o godzinie 8:00. Z ciekawości obejrzałem raz jeszcze list. Rewer street jest trzy przecznice od szkoły, niby nie daleko, ale droga jest wymagająca. O ile sobie przypominam, samolot przyleciał zza moich pleców, siedzą tam tylko dziewczyny. Zszedłem na dół, by zjeść śniadanie. Otwierając lodówkę zobaczyłem karteczkę: ,,Wrócimy późno - mama''
Super. Kolejny sobotni dzień spędzony w gronie samego siebie. Nie ma nic lepszego niż siedzenie cały dzień przed telewizorem i oglądanie programów kaskaderskich.
Około godziny 14:00 przypomniałem sobie o samolocie. Pobiegłem do pokoju po list, deskę i niecałe dwadzieścia minut później byłem na miejscu. Siadłem na ławce i patrzyłem w niebo. Chmury leniwie płynęły nad moją głową.
Po kilkudziesięciu minutach dostrzegłem Alice. Alice, to dziewczyna z mojej klasy, ma piękne, czarne, długie i zadbane włosy, zielone, szmaragdowe oczy i niebiański głos. Mówiąc szczerze, podobała mi się, a po tym jak siostra Steve'a znalazła przyjaciela, którego traktuje lepiej ode mnie, postanowiłem, że poszukam nowej dziewczyny. Z zdrowiem Anny nie było najlepiej. Stwierdzono u niej cukrzycę, zapalenie oskrzeli i na dodatek parę schorzeń o których mało kto wie. Zauważyłem, że dzień w dzień jakiś chłopak z klasy starszej, zaczął do niej chodzić. Poprosiłem Steve'a, aby wybadał sprawę i doniósł mi, czy coś jest na rzeczy. Dowiedziałem się od niego, że tego chłopaka i Annę łączy coś więcej niż przyjaźń i ma zamiar ze mną zerwać. Zrobię to pierwszy. A tak w ogóle, to wszystkie te informacje dostałem dzisiaj. Steve jest szybki. Napisał do mnie też, żebym się tym nie przejmował, bo i tak wiele dziewczyn na mnie leci, ale czyżby Alice też? I skąd mogła wiedzieć o tym, że ja i Anna zerwiemy? Mówi się o kobiecej intuicji, ale ja w nią nie wierzę. Tak czy inaczej zauważyłem Alice. Wchodziła do chińskiej knajpy naprzeciw. Za trzy minuty trzecia.
O równej trzeciej po południu wkroczyłem do restauracji. Nigdy nie byłem w tej okolicy. W środku panował lekki gwar, lecz dało się wyczuć pogodny nastrój. Jedynym zapachem, który dało się wyczuć, to zapach gotowanego makaronu. Zlokalizowałem Alice i pomachałem do niej. Ona znacząco pokazała mi gdzie mam usiąść. Wskazywała miejsce tuż obok. Usiadłem więc koło niej.
-Mam dwie wiadomości - zaczęła - dobrą i złą.
-To ty rzuciłaś samolot?
-Tak. No więc? Która wiadomość pierwsza?
-Ta dobra.
-Na pewno? - zatrzepotała rzęsami i przechyliła głowę.
-Tak.
-No więc, słyszałam, że Anna znalazła sobie nowego chłopaka, może ty też powinieneś znaleźć sobie drugą połówkę - powiedziała to przysuwając się do mnie nieznacznie.
- Emm...
-No co?
-Może i tak.
-Więc?
-Więc poszukam poszukam nowej dziewczyny - powiedziałem z entuzjazmem. Zaraz po potem, chciałem palnąc się w łeb.
-Emm..?
-Może inaczej. Chciałabyś zostać moją dziewczyną?
-T-tak! Tak! - pisnęła Alice - Będę twoją dziewczyną! - to mówiąc rzuciła mi się w ramiona, ale szybko spoważniała. - Jest jeszcze zła wiadomość.
-Słucham.
-Anna zniknęła.