Wygramoliłem się w środku nocy z łóżka, prawie osrany ze strachu. Mój oddech był strasznie przyśpieszony i nie mogłem go uspokoić. Koszulka w miejscu pod pachami i na klatce piersiowej przesiąknęła potem. Opierałem się o materac, pochylając głowę w dół, bo obraz zaczął mi się rozmazywać i wirować.
Koszmary prześladowały mnie od długiego czasu, praktycznie od śmierci mamy, ale w ostatnim miesiącu cholernie się nasiliły i większość nocy zostawały odhaczane jako nieprzespane. Drażniło mnie to w ciul, po zmroku moje powieki nie miały chęci nawet na chwilę się przymknąć, jednak za dnia w czasie lekcji przypominały sobie o swojej ciężkości. I jakkolwiek bym próbował, nie było na to wszystko rozwiązania, przynajmniej w moim odczuciu. Nie radziłem sobie z tym wszystkim od pieprzonych siedmiu lat. I nawet pomimo dziewiętnastu jesieni, wciąż kuliłem się w kłębek pod kołdrą, gdy słyszałem jakiś trzask na dworze, nie daj bóg w środku domu, a te odgłosy zdawało mi się słyszeć coraz częściej. Nie potrafiłem wytłumaczyć sobie ich w logiczny sposób, tylko nakręcałem swoją głowę strachem i przygotowywałem ciało do ucieczki, mimo że nie potrafiłem ruszyć się w takich momentach.
Wiedziałem, że i tak nie zasnę, a jeśli zostałbym w pokoju, mogłoby być jeszcze gorzej. Nie myśląc za długo wstałem z łóżka z westchnieniem, wytwarzanym przez moje gardło w trakcie rozprostowania kręgosłupa i nóg. Podszedłem do komody i przebrałem się w świeżą koszulkę, na to naciągnąłem bluzę, a na końcu założyłem granatowe jeansy. Nie zależało mi na wyglądzie, bo komu by w ogóle zależało, jeśli w środku nocy chciał się przejść po ciemnym zadupiu? Właśnie, raczej nikomu. Na ogół to nigdy nie stawiałem na elegancję, a raczej na wygodę i nie wyróżnianie się. Nie było mi to w żaden sposób potrzebne do życia, a naprawdę ostatnią rzeczą, na którą miałem rano ochotę to wnikliwy dobór ciuchów. Wracając.
Wsunąłem na bose stopy moje szare, stare i brudne trampki i jak najciszej, by nie obudzić taty zszedłem po drewnianych, zazwyczaj skrzypiących schodach. Dzisiejsza noc była tą, podczas której pokonałem każdy stopień bez wydania najmniejszego pisku, co samo w sobie było dla mnie sukcesem, bo ojciec przecież nigdy nie pozwoliłby mi wyjść o pierwszej w nocy do lasu. Był szeryfem i miał świra na punkcie bezpieczeństwa, a już w szczególności mojego i czasami, mimo że wiedziałem iż robił to z miłości i troski, doprowadzał mnie do szału, co i tak jest delikatnym określeniem. Ale przecież każdy ma wady, i może nie tyle wady, co obsesje, nawet w dobrych intencjach. Za każdym razem próbowałem go zrozumieć, wiedziałem że nie chciał mnie stracić, tak jak stracił mamę, nikt mu nie został poza mną, ale ja też potrzebowałem czasem jakiejś rozrywki albo dawki adrenaliny, lub chociaż trochę samotności. Bywało, że szeryf po prostu osaczał mnie swoją osobą, co wkurwiało mnie na maksa. Wieczne wypytywanie jak w szkole, co u Scott'a, czy mam dziewczynę, co jadłem, czy nikt mi nie dokucza... uwierz, można tak w nieskończoność. A podczas gdy on wygłaszał monolog ze znakami zapytania na końcu wyrażeń, ja usiłowałem najzwyczajniej nie zasnąć, i nie dlatego, że mój tata przynudzał, ale z najzwyklejszego zmęczenia, które za dnia bardzo dawało mi się we znaki. Czasem miałem takie problemy z koncentracją, że każde słowo trzeba było powtórzyć mi dwa, trzy razy.
Bezsenność naprawdę mnie dobijała. Szukałem wielu sposobów jak się z niej wyleczyć. Mleko z miodem na dobranoc, wieczór przy świeczkach lub w ciemnościach nie pomagało. Raz zacząłem nawet liczyć przeskakujące przez płotek barany, i zgadnij... tak, dokładnie, nie poskutkowało. Raz zdarzyło się, że nawet poradziłem się pielęgniarki, a jako że moje zaufanie do nauczycieli i szkolnego personelu można było określić jako "wyjebało poza skalę minusa", to naprawdę było coś. Ale nawet jej pięknie wyrecytowane rady nie pomogły, nie żebym robił sobie nadzieję, ale zawsze było warto spróbować, prawda?
CZYTASZ
'I think I have already seen you' - one shot //sterek
FanfictionOd samego początku, od ciemnej nocy przepełnionej mrozem i strachem coś nas do siebie ciągnęło. Spojrzenia wnikliwie w siebie wpadały, wywołując szybszy puls i motyle w brzuchu. Nie była to prosta sytuacja, adrenalina sięgała zenitu, a umysł stwarza...