"Staram się żyć Twoim oddechem, powoli brakując mojego. Czy wytrzymam bez swego oddechu? Czy nastąpi symbioza i nasze oddechy się połączą w jeden? Nie mój, nie Twój, a jeden wspólny? A może Twój wzbije się nade wszystko a mój niezauważony zgaśnie?"
Czasami zdawało mu się, że pojawienie się w jego życiu Venoma to tylko sen z którego przy otworzeniu oczu o poranku zaraz się obudzi i zacznie wypierać z pamięci wszystko co z tym związane. Pójdzie do pracy, może umówi się na kawę z sasiądką i zrobi zakupy, by nie głodować jak kiedyś. Tylko, że to nie był sen i jakkolwiek Eddie chciałby protestować... po prostu nie był w stanie wymusić na sobie myśli, że Venom to nie człowiek i wytwór ogłupiałej od zbyt dużej ilości alkoholu wyobraźni. Ponieważ wtedy skłamałby przed samym sobą i przy okazji zraniłby Venoma, który będąc w jego życiu od kilku długich lat stał się dla niego przyjacielem i tarczą chroniącą przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Wsparciem w ciężkich chwilach. Kimś, kto w dosyć oryginalny sposób okazywał uczucia i podchodził do życia całkowicie na luzie, jak gdyby nie było w nim nic czego trzeba się obawiać. A nawet, jeśli faktycznie było to Brock po prostu wiedział, że z Venomem nie ma czego się bać. Nie martwił się o złamane wiele razy serce, o odrzucenie czy brak przyjaciół - Venom leczył wszelkie jego urazy, kochał go i zastępował mu wszystko, co teoretycznie wydawało się Eddiemu najbardziej potrzebne, a czego nie miał i nad czym wcale nie płakał, tak jak sądził, że kiedyś będzie. Budząc się rankami i usypiając wieczorami po ciężkich dniach zawsze towarzyszyło mu znajome, kojące uczucie ciepła oplatające jego serce i wyciszające najgorsze myśli jakie tylko mogły przyjść mu do głowy, kiedy źle się czuł. Zawsze wtedy dziękował Venomowi, nie na głos, ale dziękował szczerze i tak jak tylko on potrafił, choć wciąż uczył się takich rzeczy i przychodziły mu one z trudem.
- Dajesz mi coś czego nikt inny w życiu nie pozwolił mi doświadczyć - powiedział cicho Eddie odrzucając na bok koc, którym był do tej pory okryty i podnosząc się z kanapy w swoim małym, przytulnym mieszkaniu. - Jesteś wszystkim, Venom...
Jego serce ponownie oblało się ciepłem, kiedy symbiot osiadł na nim i wtulił się mocno, dając mu wyraźnie znać, że rozumie jego słowa i jest gotowy nadal stać wiernie u jego boku na kolejne lata.
"Jesteś wszystkim, Eddie"
Dotąd ostry, szorstki głos Venoma stał się nagle płynny i słodki niczym owocowy nektar, sprawiając, że na moment Brock gdzieś całkowicie odpłynął, przymykając oczy i wsłuchując się w ciszę, która dzwoniła mu w uszach. Venom poruszał się w nim powoli, przemieszczając się niespiesznie i w końcu wychodząc z niego, by owinąć się wokół jego szyi, gdzie spoczął w pełni spokoju i szczęścia.
- Ostatnie lata mojego życia to pasmo niespodzianek i samych nowości, wiesz? Zmian, pożegnań i momentów całkowitej chęci skończenia ze sobą, kompletne szaleństwo, mówię Ci. - zaśmiał się Brock, podchodząc blisko drzwi balkonowych i otwierając je szeroko, jakby otwierał dla nich obu bramę do nowego, jeszcze cudowniejszego niż dotychczas świata. Uniósł głowę i oślepiony przez ostatnie promienie słońca uśmiechnął się robiąc z dłoni prowizoryczny daszek. - Mam nadzieję, że tak będzie zawsze, pasożycie, że nie będę musiał bać się i uciekać jak kiedyś, a każdy mój, nasz, dzień będzie wyglądać tak jak ten dzisiejszy.
Pomyślał o Anne z którą rozszedł się ostatecznie ponad kilka lat wcześniej, w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Przechorował to, dając sobie czas na łzy i smutek, który przecież był tak bardzo ludzki, a co Venom, mimo szczerej nienawiści do tej kobiety, zdołał pojąć. Sam również wtedy stał się cichszy, mniej złośliwy i uszczypliwy w stosunku do swojego hosta. Dopóki Anne nie odeszła... ich relacja wydawała się więc być dosyć oziębła i chłodna, być może z powodu tego, że ta baba skrzywdziła Eddiego, który był dla niego całym światem, dosłownie wszystkim co najlepsze i najważniejsze. Dlatego tak bardzo dbał o niego i robił wszystko, by czuł się dobrze.
- Słyszałem, że Anne się wyniosła, ponoć poznała kogoś i jest w ciąży - mówił dalej Eddie nie zwracając uwagi na poirytowanie Venoma, który zacieśnił wokół niego uścisk zdradzając tym swoją zazdrość i złość na wspomnienie o Anne Weying, która dla Eddiego od dawna była już tylko ulotnym wspomnieniem, a zarazem czymś do czego, pomimo wszystko, miał szacunek i co było częścią jego przeszłości. Poniekąd ukształtowała go, nadała mu charakteru i uczyniła go twardym, wcześniej łamiąc w pół i krzywdząc swoim odejściem. Dzięki temu, że postanowiła się z nim rozejść i porzucić go dla innego mężczyzny Eddie zrozumiał, że taka jest kolej rzeczy - coś jest, a w następnej chwili nie ma tego i płakanie nic nie da, nawet jeśli to jedyna rzecz jaka pozostawała w tamtym popieprzonym okresie.
Venom z powrotem wniknął w Eddiego i poruszył się gwałtownie, ściskając mu żołądek z całej siły, aż host nie zgiął się w pół zgrzytając zębami.
"Nie mów o niej, to zwykła tania lafirynda"
Czerwony na twarzy Brock zaśmiał się nerwowo i oparł dłonie na framudze drzwi balkonowych starając się głęboko oddychać. Czasami Venom był nie do wytrzymania z tymi swoimi pomysłami i nowymi sposobami uprzykrzania mu życia.
- Dobrze, już nie będę - powiedział Eddie, gdy nacisk na wrażliwy organ zelżał, a mężczyzna mógł normalnie odetchnąć. - Przepraszam no.
"To za lafiryndowanie w obecności kochanego pasożytka..."
- Jesteś okrutny - uznał Eddie ponownie unosząc głowę ku niebu i z uśmiechem na ustach obserwując panoramę miasta z ostatniego piętra. - Ale skuteczny i za to cię kocham, Ty zazdrosna mazio.
-
Krótki cosiek, w przyszłości będzie ich więcej. Dobrej nocy, kotki.
CZYTASZ
White blood | Symbrock oneshot
Фанфик"I am ready to go, I am ready to go - can't do it alone..."