ᴡᴇ ғɪɢʜᴛ ᴛᴏ ʙᴇ ᴛʜᴇ ɢʀᴇᴀᴛᴇsᴛ

83 4 24
                                    

''Kolejny beznadziejny dzień''. Ta myśl dopada mnie zaraz po przebudzeniu od czterystu osiemdziesięciu dwóch dni. Pomimo że od tego tragicznego wypadku minął już ponad rok, wciąż nie mogę się po nim pozbierać. Ludzie widząc mój depresyjny stan, mówią: ,,Wyjdź na dwór! Pobiegaj, znajdź sobie jakieś hobby, a najlepiej sport. Najbardziej poprawia nastrój!'' lecz później, dostrzegając moją nogę, a raczej jej brak, pokrywają się czerwienią, spuszczają wzrok i zaczynają się jąkać, próbując wykrztusić przeprosiny. Noszę protezę, dlatego nie widać tego na pierwszy rzut oka. Dopiero po głębszej analizie można coś dostrzec. Ale stałem się głuchy na ich przemowy motywacyjne, kończące się przeważnie przeprosinami. Akurat do tego zdążyłem się przyzwyczaić.

Większość dni leżę w łóżku, wpatrując się w sufit lub w puchary i medale ustawione na półce przy drzwiach. Połowa z nich jest za zawody w bieganiu-mojej pasji. Reszta jest za koszykówkę, siatkówkę oraz inne sporty. Byłem świetnym sportowcem; zawsze kończyłem konkursy na podium. A teraz? Nawet nie jestem w stanie chodzić, pomimo że mam protezę. Wszędzie jeżdżę na wózku.

-  Kamil! Do kuchni! - głos mojej mamy rozszedł się po domu. Woli używać równoważników zdania, bo zazwyczaj nie wie, czy użyć słowa ''chodź'', ''zjedź'' lub ''zejdź''.  Boi się, gdyż od roku jestem o wiele bardziej drażliwy niż kiedykolwiek. Cieszymy się, że przynajmniej udało mi się przełamać strach przed jazdą samochodem. W końcu to on jest odpowiedzialny za mój obecny stan.

Wsiadłem na mój wózek i pojechałem do kuchni. Uniosłem brwi w geście mówiącym ''po co kazałaś mi się ruszać? Oby to było coś ważnego''.
  

- Doktor Koman dzwonił i prosił abyśmy przyjechali. Mówi, że to ci pomoże, więc warto spróbować.- oznajmiła i pomogła mi wstać, abyśmy mogli dojść do samochodu, w którym czekał już mój ojciec.
  

- Mówił co to dokładnie będzie?- bardziej warknąłem niż powiedziałem, zapinając pasy bezpieczeństwa. Stało się to moim nawykiem. Szkoda, że za późno.

- Nie, ale to ważne- matka jest zawsze taka pogodna i optymistyczna, że aż mam ochotę wyjść z tego samochodu, pomimo że właśnie osiągnął prędkość 50km/h.
 

Resztę drogi przebyliśmy w ciszy. W połowie trasy, czyli po 10 minutach ojciec włączył radio, w którym rozbrzmiało od razu ''I love it''
  

I crashed my car into the bridge.

Wstrząsnął mną dreszcz, a ojciec widząc moją reakcję w lusterku natychmiast wyłączył radio. Rozluźniłem się dopiero, gdy samochód stanął na parkingu przed szpitalem. Tata pomógł mi wysiąść i posadził mnie na wózek, który mama wyjęła z bagażnika.
  

Doszliśmy, a właściwie ja dojechałem, a oni doszli pod gabinet doktora Komana i zapukaliśmy do drzwi. Po słyszeniu donośnego ''Proszę'' weszliśmy do pomieszczenia. Lekarz siedzący za biurkiem, wstał i gestem poprosił rodziców, aby usiedli.
 

-Jak już wcześniej mówiłem, nie możemy już nic więcej zrobić z twoją nogą...-
 

- A raczej jej brakiem- przerwałem mu, nawet na niego nie patrząc. Koman tylko rzucił mi poirytowane spojrzenie.

- Lecz możemy pomóc twojej psychice.- wziąłem głęboki, pełny zdenerwowania wdech -Właściwie, źle to ująłem. Nie będziemy to my-lekarze czy twoi rodzice- mówiąc to podszedł do drzwi gabinetu i je otworzył. Machnął na kogoś ręką i po chwili do pomieszczenia weszła ruda dziewczyna. Wyglądała na moją rówieśniczkę, lecz miała dziecinne rysy twarzy.
  

- Laura, miło mi- powiedziała i kiwnęła głową. Była ubrana ja babcia z wioski – miała narzuconą na ramiona kolorową chustę, co w połączeniu z jej rudymi włosami i piegami na nosie łączyło się w zabawną kompozycję.
   

ᵘˢᵏʳᶻʸᵈˡᵃ ⁿᵃˢ ˢᵖᵒʳᵗOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz